sobota, 31 sierpnia 2013

Bajki

Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię bajki – czytać. Te prawdziwe, sprzed lat wywołujące wspomnienia. Mała dziewczynka z rozpalonymi ciekawością oczami czekająca na mamę, bo któż lepiej od niej czyta bajki, zwłaszcza „Akademię Pana Kleksa” , w której aż roi się od dziwnych postaci, a każda z nich przedstawiona wirtuozersko przez Jana Brzechwę zapada w pamięć dziecka. I ta scena, w której Alojzy Bąbel traci trzecią nogę! Tyle lat, a ja ją nadal pamiętam. I pan Lewkonik, a lewkonie to naprawdę bardzo piękne kwiaty, teraz mało popularne. Słuchając, a potem czytając grube tomy ilustrowane przez Jana Marcina Szancera wchodziłam w świat wykreowany, ale jednocześnie świat pełen pozbawionej taniego dydaktyzmu mądrości. „Baśnie Andersena”, i „Klechdy domowe” i „Bursztynowe Baśnie”. I „Baśnie z tysiąca i jednej nocy” i wiele innych baśni zbieranych i spisywanych w zakątkach całego świata.
Hanna Zdzitowiecka w „Bursztynowych baśniach”  zawarła opowiadanie (a właściwie  baśń) które towarzyszy mi od dzieciństwa. Zawsze o nim pamiętam zwłaszcza w sytuacjach, gdy naprawdę chcę coś mieć, i już prawie tupię nogą i zaczynam  myśleć, że przecież mi się to należy. I przestaję zauważać to co mam, nie tylko w sensie materialnym. A przecież tak naprawdę nic mi się nie należy. Mogę coś mieć, ale nie muszę.
Opowiadanie „Naszyjnik z kropli rosy” na własny użytek nazwałam „Panna chcę to mieć”. Otóż:
Za górami, za lasami mieszkał król, który miał piękną, ale bardzo kapryśną córkę. Dogadzał jej tak, jak tylko ojciec, a do tego król prawdziwy dogodzić potrafi. Piękne komnaty, wszelkie dobro, wykwintne jedzenie i służba. Wszystko to było na jedno skinienie księżniczki. A jaką biżuterię miała kapryśnica! Wszystko czego tylko zapragnęła pojawiało się w puzderku na klejnoty. Księżniczka stawała się coraz bardziej rozkapryszona, a słuchała tylko nadwornego maga, tylko on umiał z nią rozmawiać. Aż pewnego dnia nad ranem, przypadkiem księżniczka zauważyła krople rosy uczepione na nitkach pajęczyny. Słońce się w nich przeglądało i sprawiało, że mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Były piękne i księżniczka zapragnęła je mieć. Król bardzo się przejął i ogłosił zamówienie na naszyjnik dla księżniczki. Przyjeżdżali na dwór królewski złotnicy zza siedmiu rzek i mórz, prezentowali prawdziwe dzieła sztuki: naszyjniki z różowych pereł, mieniących się szlachetnym blaskiem, naszyjniki z diamentów i kryształów górskich. Księżniczce nic się nie podobało, bo nic nie było naszyjnikiem z kropli rosy. Wreszcie zdesperowany król poprosił  maga o pomoc, a ten nie przejmując się narzekaniami księżniczki nakazał  wczesną pobudkę i wybrał się z nią na spacer, na łąki. Zdumione zwierzęta obserwowały jak nadąsana księżniczka wlecze się za magiem, powtarzając już nudne: ale ja chcę to mieć! W pewnym momencie, gdy brzask słońca padł na  okolicę księżniczka krzyknęła i podbiegła do osnutych nitkami krzewów. Za nią pośpieszył mag, zatrzymali się przed tęczowym naszyjnikiem podziwiając jego piękno. Podekscytowana księżniczka wyciągała ręce, a mag powoli zdejmował naszyjnik z gałązek. Uroczyście powiesił go na wysmukłej szyi księżniczki i  zapytał: zadowolona?
Już miała przytaknąć, gdy zauważyła, że szyję oblepiają jej jakieś szare, mokre nitki. I wtedy zrozumiała, że nie wszystko można mieć i wyrosła na całkiem dobrze ułożoną księżniczkę.
Doceniajmy to co mamy i od czasu do czasu czytajmy bajki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz