Futerko
Codziennie
rano zawzięcie tuptam sobie na rehabilitację mojej osobistej ostrogi.
Nie znaczy to, broń Boże, że ona ma zostać zrehabilitowana. Przeciwnie,
życzę jej jak najgorzej i żywię nadzieję, że po stosownych zabiegach
ślad po niej zaginie. Dziś, podczas owego tuptania spotkałam na swej
drodze dziewczę cud urody. Okoliczności przyrodnicze były przyjemne (bo
park), dziewczę takoż nie brzydziło (bo młode i świeże). Przyodziane
było w kapotkę typu trapez, której rękawy ozdabiały szerokie futrzane
naszycia. Futerko było wielkiej urody i nie mogłam oderwać od niego
wzroku. Dziewczę to dostrzegło, uśmiechnęło się z wyższością i
stwierdziło nieskromnie: - Na wszystkich robi wrażenie. - Po czym
majtnęło mi przed nosem torbą, której klapa obszyta była identycznym
futerkiem. - To sztuczne, prawda? -
wyrwało mi się z nadzieją. - Jakie sztuczne?! - w głosie uroczego
dziewczęcia był cały ocean obrazy. - Prawdziwe! Bardzo drogi gatunek
lisa! Ciemnota kraśnicka! - dobiła mnie i przyśpieszyła kroku. Czort we
mnie nie wytrzymał. - A norę też pani ma? - zawołałam za nią. - Na kury
pani poluje? Jak się ma prawdziwe futro, to trzeba! Dziewczę rzuciło mi
spojrzenie typu: Jezus Maria, wariatka i jeszcze przyśpieszyło. Za to za
mną rozległ się śmiech i za właścicielką cudzej skóry pobiegły
nieprzyjazne komentarze. Okazało się, że przechodzące małolaty były
świadkami rozmowy i też miały wyrobione zdanie na ten temat. Mnie się
ono podobało. Dziewczęciu chyba nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz