czwartek, 29 sierpnia 2013

Futerko

Codziennie rano zawzięcie tuptam sobie na rehabilitację mojej osobistej ostrogi. Nie znaczy to, broń Boże, że ona ma zostać zrehabilitowana. Przeciwnie, życzę jej jak najgorzej i żywię nadzieję, że po stosownych zabiegach ślad po niej zaginie. Dziś, podczas owego tuptania spotkałam na swej drodze dziewczę cud urody. Okoliczności przyrodnicze były przyjemne (bo park), dziewczę takoż nie brzydziło (bo młode i świeże). Przyodziane było w kapotkę typu trapez, której rękawy ozdabiały szerokie futrzane naszycia. Futerko było wielkiej urody i nie mogłam oderwać od niego wzroku. Dziewczę to dostrzegło, uśmiechnęło się z wyższością i stwierdziło nieskromnie: - Na wszystkich robi wrażenie. - Po czym majtnęło mi przed nosem torbą, której klapa obszyta była identycznym futerkiem. - To sztuczne, prawda? - wyrwało mi się z nadzieją. - Jakie sztuczne?! - w głosie uroczego dziewczęcia był cały ocean obrazy. - Prawdziwe! Bardzo drogi gatunek lisa! Ciemnota kraśnicka! - dobiła mnie i przyśpieszyła kroku. Czort we mnie nie wytrzymał. - A norę też pani ma? - zawołałam za nią. - Na kury pani poluje? Jak się ma prawdziwe futro, to trzeba! Dziewczę rzuciło mi spojrzenie typu: Jezus Maria, wariatka i jeszcze przyśpieszyło. Za to za mną rozległ się śmiech i za właścicielką cudzej skóry pobiegły nieprzyjazne komentarze. Okazało się, że przechodzące małolaty były świadkami rozmowy i też miały wyrobione zdanie na ten temat. Mnie się ono podobało. Dziewczęciu chyba nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz