Skrzynki
Natura
lubi, żeby ludzie się różnili. No i dobrze. Różnorodność jest cool, jak
powiadają młodzi. Niestety, od jakiegoś czasu dostrzegam z niepokojem,
że te różnice zaczynają mi przeszkadzać. Konkretnie jedna. Wzrost
mianowicie. Tak się składa, że plasuję się w stanach dolnych. Niby
nieźle, bo w tłumie nie wystaję nad poziomy i w razie nagonki to nie
mnie będą łapać, tylko tych wyższych. Pocieszałam się też zawsze, że
niejaki pan Wołodyjowski wzrostu był równie nikczemnego, a przecież
trafił na karty „Trylogii”. I to jako bohater.
Ba, tylko co
nieszczęsny pan Michał zrobiłby, gdyby mu przyszło wyciągnąć
korespondencję ze skrzynki na listy? Podjechałby konno? Z konia pewnie
bym dosięgła, ale najpierw musiałabym się z nim jakoś dogadać, a nie
jestem pewna, czy zmieściłby się do klatki mojego bloku.
Kiedy parę lat temu zakładano nam nowe skrzynki, zlekceważyłam problem,
bo wyglądały bardzo ładnie. Dostałam kluczyki i wydawało mi się, że
wszystko jest OK. Schody zaczęły się, kiedy stwierdziłam, że moja
skrzynka znajduje się na samej górze i wystają z niej stosy ulotek.
Kluczykiem nie sięgnęłam. Stanęłam więc na palcach, nie bacząc na fakt,
że stanowię bardzo nieestetyczny widok, bo bluzka stanęła na palcach
razem ze mną, odsłaniając plecy. Wiek już nie ten, żeby przyciągnąć oko.
Obciągnęłam bluzkę i, po namyśle, wylazłam na pierwszy schodek.
Przytrzymałam się skrzynek i udało mi się otworzyć moją. Zawartość
zrobiła mi przyjemność, bo sama się wysypała.
Kiedy udało mi się w
końcu zamknąć to cholerne ustrojstwo, byłam spocona jak ruda mysz. A w
środku miałam wulkan. Żeby go zneutralizować, popędziłam do Spółdzielni i
wylałam swoje żale przed dostępnym mi urzędnikiem. Usłyszałam
rozbawiony rechocik (a czy to, psiakrew, moja wina, że wzrostem nie
grzeszę?) i mglistą obietnicę, że kiedyś tam obniżą kaloryfery, to i
skrzynki będą niżej.
Mieszkam wysoko. Nie chce mi się latać z
drabinką. Mogłabym ze stołeczkiem, ale mam obawy, że z niego zlecę. I
też mi się nie chce. W dodatku idzie zima. Mam na sobie coraz więcej
ciuchów i dokonuję cudów ekwilibrystyki, żeby się dostać do zawartości
mojej skrytki, bo ona głęboka dosyć. Nie mogę posłużyć się dzieckiem, ni
mężem, bo nie zawsze mam ich pod ręką, a – bywa – korespondencja jest
pilna.
Błagam o odrobinę miłosierdzia. Panowie, weźcie pod uwagę, że
kurduple też mają rację bytu (czasem nawet się przydają) i zróbcie coś
na wiosnę z tymi skrzynkami. Sezon grzewczy postaram się przeżyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz