Osiedlowy meloman
Jeszcze
w okresie letnim rzuciły mi się w uszy przedziwnie skoczne dźwięki
dochodzące zza okna o różnych porach dnia. W pierwszej chwili pomyślałam
pobłażliwie, że wydaje je z siebie jakiś radośnie usposobiony do świata
pijaczyna, bo owo "la la la" pobrzmiewało dziarsko i z fantazją.
Zjawisko nabrało sporej częstotliwości, a ja za każdym razem przeżywałam
katusze, albowiem ani rusz nie mogłam zidentyfikować śpiewanego
arcydzieła. I oto dziś cofam wszelkie kalumnie pod adresem wykonawcy -
chłopina trzeźwiutki jest jak piasek na Saharze. Usłyszałam go, wracając
ze sklepu i natychmiast wytrzeszczyłam oczy w kierunku głosu, by
wreszcie zidentyfikować osiedlowego melomana. Los mi sprzyjał, bo
zaczepił go ktoś, prosząc dowcipnie o drugą zwrotkę i nagle usłyszałam
wyryczane wielkim głosem: O radości, iskro bogów, kwiecie elizejskich
pól... Wbiło mnie w najbliższą zaspę. Ach, mój Boże, jakże ten śpiewak z
Bożej łaski cudnie fałszował! W życiu bym nie zgadła, że to "Oda do
radości". Dziś będę spała spokojnie, bo zagadka rozwiązana. Kto by
przypuszczał, że w moich kraśniczanach drzemie takie umiłowanie muzyki
klasycznej? Niech tam sobie fałszują. Grunt, że gust mają dobry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz