G.S. Małgosiu, "Ekologiczna zemsta" to już Twoja piąta książka i moim zdaniem najlepsza. Skąd pomysł na taki temat?
M.K. Bóg zapłać za dobre słowo. Skąd pomysł? Stąd, że czasami czuję się bezsilna, kiedy widzę, co niektórzy ludzie potrafią wymyślić z głupoty. Najchętniej wzięłabym wtedy cokolwiek ciężkiego w łapę i pognała na nich jak Wołodyjowski na pohańca. Jednakowoż takiego kurdupla, w dodatku bez oręża, nikt się nie przestraszy, więc zrobiłam to, co już trochę opanowałam – napisałam czytadło. Pewnie nadal się mnie nie boją, ale może choć paru czytelników dostrzeże wokół siebie coś, na co wcześniej nie zwracali uwagi?
G.S. Czy zamierzasz napisać kontynuację przygód Malwiny i Elizy?
M.K. Zawsze zostawiam sobie otwartą furtkę i wracam do swoich bohaterów. Na razie wróciłam do Luki i jej redakcyjnych przyjaciół. Elizę i Lalę pewnie gdzieś jeszcze wetknę, Malwina weszła w biznesy, więc niech tam sobie działa. Nie mam pojęcia, kiedy i w jaki sposób wrócą do mnie te postacie, bo to one decydują, co im się przydarzy, nie ja.
G.S. Wiem, że jesteś niesamowitym obserwatorem codziennego kraśnickiego życia. Czy było coś, co Cię zainspirowalo do napisania "Ekologicznej zemsty"?
M.K. Złośliwa natura obdarzyła mnie cechą, która kiedyś pewnie spowoduje moje przedwczesne zejście z tego padołu. W trakcie moich kraśnickich peregrynacji ciało odmawia współpracy z duchem i egzystują sobie osobno. Ciało się przemieszcza chyba siłą przyzwyczajenia (i nawet trafia do celu), natomiast ducha zajmują obrazy, które lęgną mi się w łepetynie. I tak pewnego upalnego dnia, wlokąc się przez mój ulubiony park, ujrzałam wystające zza żywopłotu dwie upiorne baby w kominiarkach. Baby powędrowały ze mną do domu i nie chciały się odczepić. Po nich pojawił się Piotruś, a na koniec Lala. Zawsze mam stracha, kiedy mnie takie coś dopada, bo oni wszyscy robią, co chcą i ja nie mam na to żadnego wpływu.
G.S. Czy zdajesz sobie sprawę, że okrzyknięto Cię godną następczynią Joanny Chmielewskiej. Chyba ciężko to unieść?
M.K. Owszem, od czasu do czasu dochodzą mnie takie wieści, ale boję się, że dla Joanny Chmielewskiej komplement to nie jest. Poza tym nie przyjmuję tego do wiadomości, bo ona jest jedna i drugiej nie będzie. Wychowałam się na jej książkach i na nich ćwiczyłam poczucie humoru.
G.S. Jakie masz najbliższe plany literackie?
M.K. W tej chwili w wydawnictwie czeka „Niespodziewany trup” (rzecz się dzieje w redakcji Luki i nie powiem, kogo utłukłam) oraz kontynuacja losów bohaterów „Dworku” i „Najlepsze” (tym razem będzie o familijnej młodzieży). W serii pewnie też wyjdzie „Babska misja”. A ja sobie spokojnie zaczęłam kolejne czytadło pod roboczym tytułem „Sprawiedliwość musi być”.
G.S. Ile w Twoich postaciach jest Małgosi Kursy?
M.K. Staram się, żeby było jak najmniej, bo nie widzę powodu, żeby zanudzać czytelników swoją osobą. Zresztą i tak moi bohaterowie są zwykle mało subordynowani, więc dominują. Może najbliżej mi do Marty, choć ona jest bystrzejsza w odgadywaniu ludzkich charakterów. Ja jestem niereformowalne cielę, które z uporem maniaka wierzy, że wszyscy ludzie są w środku dobrzy, tylko czasami miewają napady głupoty.
A teraz Małgorzata Kursa prywatnie
G.S. Jak lubisz spędzać wolny czas.
M.K. Wciąż jeszcze lubię czytać, byle nie swoje. Z upodobaniem rozwiązuję krzyżówki (byle nie panoramiczne) i oglądam dobre seriale kryminalne.
G.S. Jakie cechy charakteru lubisz u ludzi, a jakie Cię odrzucają.
M.K. Kamienieję, kiedy trafiam na głupotę i chamstwo, bo już się nauczyłam, że z takimi ludźmi nikt normalny się nie dogada. Nie znoszę nieodpowiedzialności, co – niestety – stało się naszą cechą narodową. Poza tym chyba nie mam specjalnych preferencji. Wytrzymam wszystko, byle bym nie musiała wysłuchiwać jęków i narzekań. Oraz debat politycznych.
G.S. Ulubiona książka.
M.K. Jest ich tak dużo, że nie potrafię wybrać. Ale do jednej wracam i w szczęściu i w biedzie. To moja podpórka i bacik, kiedy zaczynam za wysoko podnosić głowę. Mówię o „Elementarzu księdza Twardowskiego”. Ustawia mnie do pionu w każdej sytuacji.
G.S. Twoje marzenie.
M.K. Żebyśmy wszyscy zdrowi byli.
G.S. Ulubiona potrawa, tylko błagam nie risotto z tuńczykiem na zimno.
M.K. Cholera, do końca życia będziesz mi to wypominać? Dałam plamę i właśnie się poniewieram po podłożu w ramach pokuty… Nie umiem egzystować bez rosołu, cała reszta to dodatki.
G.S. Co sądzisz o "Książce zamiast kwiatka"
M.K. Same dobre rzeczy sądzę. Cieszę się, że promujesz polskich autorów i że Twoja strona ma tak wielu zwolenników. Do tych ostatnich apeluję, by zostawiali po sobie ślad w postaci celnych komentarzy. A sobie i autorom gratuluję dobrej promocji za Bóg zapłać.
Kilka słów do czytelników.
Dziękuję wszystkim tym, którzy mają ochotę sięgać po te moje czytadła i bawić się razem ze mną. Śmiech potęgą jest i basta! Życzę go Wam z całego serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz