Kronika wypadków
Mimo
paskudnej pogody, byłam zmuszona opuścić Gośkową Norkę i złożyć wizytę
na poczcie i w bibliotece. Ponieważ chciałam zrobić przyjemność mojej
Przyjaciółce (piszę z dużej litery, bo jest Ona nietypową przyjaciółką -
naprawdę dobrze mi życzy), którą lekko niepokoi moja łajzowatość, szłam
bardzo ostrożnie i, o dziwo, udało mi się dotrzeć w oba miejsca bez
szkód fizycznych. Dumna z siebie do wypęku, w drodze powrotnej zagapiłam
się na coś i natychmiast los mnie ukarał. Przysięgam - gdyby na całym
obszarze Sahary znajdowała się jedna, jedyna skórka po bananie, moja
noga odnalazłaby ją bezbłędnie i nawet na piasku wykonałaby klasyczny
filmowy poślizg. W parku skórki nie było, więc łaskawie zadowoliła się
kawałkiem śliskiego i skorzystała z okazji. Powstrzymałam ruch
zwrotno-posuwisty, ale już wiedziałam,
że upadku powstrzymać nie dam rady. Błyskawicznie przeleciało mi przez
głowę, że w obu rękach mam siatki, zatem najprawdopodobniej polecę na
paszczę. Paszcza może przybrać bardziej odstraszający wygląd, niż ma
obecnie i kraśniczanie dostaną przeze mnie trwałego urazu psychicznego.
Zetknięcie nosa z glebą też nie należy do przyjemności i śnieżną biel
mogę uczerwienić. Co będzie, jeśli jakiś nawiedzony patriota oskarży
mnie o znieważenie barw narodowych? Ani chybi pójdę siedzieć przed
Świętami. To ostatnie przypuszczenie (nie lubię zagęszczenia) przeraziło
mnie na tyle, że nadludzkim wysiłkiem udało mi się gibnąć do tyłu i
poleciałam na cztery litery. Ziemia jęknęła w proteście i ja również, bo
moja siądźka poczuła się urażona i dała mi to do zrozumienia. Kiedy
ochłonęłam i stwierdziłam, że ja żyję, a fontanna (bo to obok niej
wykonałam salto) nie pękła, pozbierałam swoje obolałe szczątki i
powlokłam się do domu. Na pociechę ułożyłam sobie wierszyk. Ponieważ w
poezji można łgać, a ja lubię o sobie myśleć, że wciąż jestem sylfidą,
określiłam siebie mianem panny (no i rymy mi pasowały). Oto moje dzieło:
W miejskim parku przy fontannie
Grzmotnąć się zachciało pannie.
Ziemia jękła i stęknęła,
Kiedy panna nań rąbnęła, tłukąc swe cztery litery...
Co za łajza, do cholery!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz