Nieszczęśliwe pomidory
Samokrytycznie
stwierdzam, że chyba się nie nadaję do życia w rodzinie. Miesiąc temu
do domu zjechało Dziecko, które ambitnie i w pocie czoła pisze pracę
magisterską, co pochwalam i czemu próbuję nie przeszkadzać, co jest
dużym utrudnieniem dla istoty gadającej do kota i do siebie. W
poniedziałek w domowe pielesze trafił Mąż, albowiem uznał, że "home,
sweet home" będzie najlepszym lekarstwem na rozterki egzystencjonalne.
Oboje w zasadzie nie sprawiają kłopotu (bywają nawet niekiedy pomocni),
domagając się jedynie pożywienia. Kuchnia mnie nie przeraża i gotować
lubię, jednakowoż dobiegające zza okna łomoty (ocieplanie bocznej ściany
bloku) plus zagęszczenie ludzkie w domu powodują, że o ile serce rade
by dogodzić rodzinie, to mózg nie nadąża i płata figle. Dziś poszłam do
zieleniaka, bo zamarzyło mi się
uhonorować moją ukochaną dwójkę zupą pomidorową. Po drodze mózg mi się
zawiesił nad ponurym rozmyślaniem o jadłospisie na kolejne dni (co, jak
powszechnie wiadomo, stanowi udrękę każdej normalnej niewiasty) i żal mi
się siebie zrobiło, że taka nieszczęśliwa kobita ze mnie. Z tym
nieszczęściem w głowie wlazłam do sklepu, a ponieważ było w nim pusto,
dopadła mnie ekspedientka, nie dając czasu na oprzytomnienie. Czym mogę
służyć? - zapytała grzecznie. Mój w dalszym ciągu rozżalony mózg podał
komunikat w trybie natychmiastowym: - Pół kilo nieszczęśliwych pomidorów
poproszę. Ekspedientka popatrzyła na mnie podejrzliwie i zapytała z
niedowierzaniem: - Jakich?! Mózg się zdenerwował i wyjaśnił zjadliwie: -
Pomidory na zupę są przeważnie gorszej jakości. Myśli pani, że jest im z
tego powodu przyjemnie? Nie, proszę pani. One są z pewnością głęboko
nieszczęśliwe. I ja poproszę pół kilo tych nieszczęśliwych pomidorów. - A
kiedy dziewczę trwało w osłupieniu, mój cholerny mózg obiecał łaskawie:
- Będą miały przyjemną śmierć. Moja rodzina uwielbia zupę pomidorową.
Jeszcze nigdy w życiu nie zostałam tak szybko obsłużona. Podejrzewam,
że przez najbliższe tygodnie swój ulubiony sklep będę mijać w pośpiechu.
Co do mózgu, to muszę pomyśleć. Całkiem go w domu zostawiać nie mogę,
bo przestanę działać. Musze się jakoś z nim dogadać, bo mnie w końcu
zamkną, a rodzina zostanie pozbawiona kucharki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz