sobota, 31 sierpnia 2013

Cappuccino w Wenecji

Wenecja to miasto zakochanych i cel wielu, nie tylko romantycznych, podróży. Jakże pięknie wyglądają mosty rozpięte nad Canale Grande. Ile uroku mają w sobie stada gołębi spacerujących po Piazza San Marco. Odwiedzamy małe sklepiki oferujące karnawałowe maski, porcelanowe laleczki i wyroby ze szkła z Murano. Przystajemy przy straganach wypełnionych owocami, udekorowanych obowiązkową piramidą z cząstek chłodzonego źródlaną  wodą kokosa. Mijamy sklepy przy placu Św. Marka oślepiające bogactwem włoskiego złota i restauracje, w których do toalet idziemy po czerwonym dywanie.
Gdy już jesteśmy w Wenecji i zwiedziliśmy wszystko co było do zwiedzenia, wybierzmy się na prawdziwe włoskie cappuccino. Najlepiej do jednej z przytulnych kawiarenek zlokalizowanych nad kanałami. Wygodne rattanowe krzesła, na stoliku obowiązkowa karafka z zimną wodą i rewelacyjne cappuccino zakryte czapeczką z mlecznej piany, posypanej czekoladą. Do tego kruche ciasteczka i niepowtarzalny widok. Kanały w Wenecji pełnią funkcję ulic i delektując się filiżanką cappuccino można ujrzeć szybko płynącą gondolę z sanitariuszem i lekarzem na pokładzie. Gondolier się spieszy, wywija szybko wiosłami, widać ktoś w domu, którego fundamenty toną w wodzie, potrzebuje pomocy.
Po chwili pojawia się następna gondola, bogato przystrojona, turystyczna, popijam małymi łykami kawę i podziwiam  feerię barw bijącą w oczy, zwinność gondoliera i pełną śmiechu beztroskę turystów. Machamy do siebie, pozdrawiając się tym międzynarodowym językiem gestów. Dopijam cappuccino, z żalem sącząc ostatnie krople, gdy pojawia się gondola-karawan. Czerń przemieszana ze złotem przewozi nieboszczyka w ostatnią drogę.
Żal mi opuszczać to miejsce tak pełne życia, bo przecież pomiędzy tymi specjalnymi gondolami od czasu do czasu przepływają te prywatne, ludzie podpływają do domów, otwierają je i wchodzą do środka zostawiając łódki na zewnątrz.
Popijam smak cappuccino zimną wodą, powoli wstaję z krzesła i jeszcze zanim  wyjdę rzucam ostatnie spojrzenie na żyjący swoim życiem kanał.
Przed wyjazdem muszę jeszcze odwiedzić kiosk z lodami i kupić te dla mnie najlepsze, miętowe, oblane czekoladą. Lody na patyku.
Iwona Mejza

1 komentarz: