niedziela, 30 listopada 2014

Tanja Dückers: "CIAŁA NIEBIESKIE" ***

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. ŚWIAT KSIĄŻKI
Oto rodzina Sandmannów - Jo i Max, Renate i Peter, Freia i Paul. Obserwujemy ją najpierw oczami dzieci, potem nastolatków, wreszcie dorosłego już rodzeństwa. Max stracił nogę na froncie wschodnim. Jo z malutką Renate musiała ewakuować się z Gotenhafen (nazwa Gdynia nie przechodzi jej przez usta). Peter przetrwał z dala od działań wojennych w malutkiej niemieckiej wiosce. To opowieść o dorastaniu ogromnie ze sobą zżytych bliźniąt, ale jest to zaledwie wierzchnia warstwa. Pod nią wciąż pulsuje wątek wojny. Renate przez całe życie prześladuje obraz tonącego "Gustloffa", na którym zginął jej rówieśnik, syn sąsiadów. Generacja wnuków szuka odpowiedzi. Jaką rolę odegrali w tamtych czasach ich bliscy? Po której stronie się opowiedzieli? I dlaczego? Obrazowy, plastyczny język tej książki rzucił mnie na kolana. Emocje opisane kolorami robią większe wrażenie niż najmocniejsze słowa. Powolność akcji pozwala czytelnikowi na własne przemyślenia. Autorka zrobiła coś niesamowitego - opowiedziała historię; bez pytań, bez odpowiedzi, bez moralizowania, bez oceniania. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tak uczciwym podejściem do tematu wojny. Nikt w taki sposób nie pokazał mi, jak głębokie bywają rany po obu stronach - kata i ofiary. A wizyta Frei w odbudowanej Warszawie, kiedy w wyobraźni widzi pozostawione przez Niemców cmentarzysko ruin, to prawdziwy majstersztyk. Wielkie brawa dla Magdaleny Jatowskiej, która przełożyła tę książkę. To nie jest powieść, którą się poleca. To lektura obowiązkowa.

(M.J.Kursa)

BIURKO ANNY SAKOWICZ



Mój pokój do pracy to moja świątynia. Nieliczni mają do niego wstęp. Wyjątkiem jest kot, który zawsze leży na kanapie, kiedy ja pracuję, albo wpycha mi się uparcie na kolana, by go właśnie w TEJ CHWILI pogłaskać. 
Najchętniej pracuję przy biurku w otoczeniu książek. Niestety czasami mam wokół siebie tony papieru, woluminów, notatek na różnych skrawkach, do tego kubki po herbacie lub butelki z wodą. Porządki to ostatnia rzecz, o której myślę podczas pisania. Sprzątam po postawieniu ostatniej kropki. To najlepszy moment na przewietrzenie mózgu i odgruzowanie pokoju. 


Anna Sakowicz

sobota, 29 listopada 2014

MAGDALENA PARYS "Tunel" ***



KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ Wyd. ŚWIAT KSIĄŻKI.


Berlin, przedzielony murem. W zachodniej części mieszka Roman, we wschodniej jego brat Franz, pragnący przedostać się na zachód. Postanawia wykorzystać do tego tunel, którego wybudowanie ma zorganizować jego brat. Z tym przedsięwzięciem związanych jest wiele osób, Magda, Viktoria, Peter, Klaus. Poznajemy historię każdej z tych postaci. Bardzo różne losy. Powikłane, często zdeterminowane przeszłością przodków. Każda historia to czyjeś życie, najczęściej trudne, przegrane. Główne postacie powieści łączy tytułowy tunel, który jest metaforą, pewnym symbolem. Nie wszystkich dotyczy bezpośrednio, ale w jakiś niesamowity sposób splata życiowe drogi bohaterów. Trudna lektura, przez bardzo prawdziwe pokazanie ludzkich losów, bez upiększania, bez złudnych nadziei.
Magdalena Parys w sposób bardzo dojrzały i świetny warsztatowo pokazała wielowymiarowość, wielowątkowość życia, pogłębiając psychologicznie swoich bohaterów, ale też potrafiła wciągnąć czytelnika w swoją powieść. Mamy tu sensację, wątek kryminalny, tajemnice, miłość, właściwie całą gamę ludzkich emocji i zaskakujące zakończenie.
"Tunel" to literatura z bardzo wysokiej półki. Gorąco polecam.

(G.S.)

piątek, 28 listopada 2014

JOANNA JODEŁKA „POLICHROMIA”

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYDAWNICTWO ŚWIAT KSIĄŻKI
Elegancka dzielnica Poznania, bogato wyposażone w antyki mieszkanie, a w nim… dziwnie upozowane zwłoki emerytowanego antykwariusza, z natury odludka. Mało tego, przy nieboszczyku policja odkrywa tajemnicze łacińskie sentencje oraz przedmioty, które nie bardzo pasują do otoczenia. Nie wygląda natomiast na to, żeby coś z mieszkania zginęło. Również upozowanie zwłok nie wskazuje na zwyczajny motyw rabunkowy. Przed poznańską policją trudne zadanie. Komplikuje się ono tym bardziej, gdy dochodzi do kolejnej zbrodni. Tym razem ofiara nie ma nic wspólnego ze światem sztuki. Przeciwnie – zamordowany mężczyzna żył jak asceta, a o jego przeszłości niewiele wiadomo. Jednak obie sprawy wyraźnie się ze sobą wiążą: również przy tych zwłokach zabójca pozostawił swój „podpis” – tajemnicze łacińskie napisy na zagadkowych przedmiotach, a miejsce zbrodni także wydaje się zaaranżowane. Podążając tym tropem, śledczy docierają do osób, które znały obie ofiary lub były z nimi w jakiś sposób powiązane. Czy dojdzie do następnego zabójstwa? A jeśli tak, to kto jest zagrożony? I dlaczego morderca zabija w tak spektakularny sposób? Jaka mroczna zagadka kryje się w przeszłości?...
Śledztwo prowadzi młody i sympatyczny komisarz, Maciej Bartol, który sam boryka się z własnymi problemami: apodyktyczną matką, dziewczyną, która ma urodzić jego dziecko, gdy tymczasem nasz policjant zakochuje się w… stop! Bo osoba, o którą chodzi, odegra w prowadzonym dochodzeniu ważną rolę. I – uwaga – wszelkie ślady prowadzą do Gniezna! Gdzie, w słynnej katedrze, znajduje się tytułowa polichromia. I nie tylko. Znajduje się tam również klucz do rozwiązania zagadki.
Powieść dobrze się czyta, poszczególne wątki stopniowo się zazębiają, śledztwo z czasem nabiera tempa, choć akcja toczy się raczej spokojnym i powolnym rytmem. Dla mnie osobiście najciekawsze wydają się fragmenty dotyczące starożytnych sentencji oraz średniowiecznej symboliki. Długie „charakterystyczne” monologi także są interesujące: dzięki nim obserwujemy najróżniejsze ludzkie typy i charaktery, pokazane w sposób zdradzający dar obserwacji. Wątki obyczajowe wydają mi się nawet mocniejsze od kryminalnego, mimo że to w dziedzinie kryminału książka została kilka lat temu nagrodzona. A zakończenie? Zakończenie okaże się równie spektakularne, jak cały starannie zaplanowany „scenariusz” mordercy.
Powieść doczekała się drugiego wydania, z piękną okładką, za którą duży plus dla wydawcy.
Polecam.

(Anna Klejzerowicz)

wtorek, 25 listopada 2014

Miejsce pracy Anny Rybkowskiej


Moim ulubionym miejscem do pisania jest kuchnia. 


Może dlatego, że jestem matką i opiekunką ogniska domowego a dopiero potem pisarką? Tutaj skupia się życie domowników. To ulubione miejsce pogawędek przy kawie, komentarzy „na gorąco” przy wspólnych posiłkach i tu zapadają najważniejsze decyzje. Moja kuchnia jest pełna pamiątek, na ścianie wisi koci kalendarz, na półkach rozlokowane są maskotki i czuwa od lat anioł, zrobiony w pierwszej klasie przez najmłodszego syna. Na stole zawsze się coś dzieje, lecz to mi nie przeszkadza, gdyż nie piszę od razu w laptopie. Zeszyt, siebie i długopis wcisnę wszędzie! Często rozmarzam się w trakcie gotowania posiłków, pieczenia ciast lub sporządzania konfitur i nalewek. Esencjonalne i indywidualne smaki potrzebują fantazji, wyobraźni i odpowiedniego klimatu emocjonalnego. Przewracając kotlety na patelni, mieszając i doprawiając, komponując sałatki i zapiekanki działam dwutorowo, bo chociaż dłonie niekoniecznie stawiają kolejne literki, mój umysł bywa cudownie wolny i otwarty. Naprawdę nie jest ważne tu i teraz, tylko to, co rodzi się w wyobraźni a autor musi z niej korzystać obficie, bo dysponuje tylko klawiaturą lub piórem i pustą kartką papieru.
Lubię przebywać w kuchni także nocą, skupiona na muzyce w słuchawkach lub kontemplująca wyciszenie całego domu. Latem otwieram szeroko okno i słucham słowika. Tu powstają kluczowe sceny, rodzą się nowe postaci, pomysły i dialogi.
Koty też lubią to miejsce, siedzą na moich kolanach albo w swojej jadłodajni. Niestety, dzisiaj stanowczo odmówiły mi „pozingu”.

Anna Rybkowska

















niedziela, 23 listopada 2014

Marcin Pałasz i Elf "Chciałbym mieć psa" *

Książka dostarczona przez Wydawnictwo Skrzat

Kiedy mam zrecenzować tę książkę, uporczywie przypomina mi się historia, która niedawno usłyszałem: do starszego człowieka, który niedawno stracił pieska podeszła mniej więcej dziesięcioletnia dziewczynka z półtoramiesięcznym szczeniaczkiem i poprosiła go, żeby się zaopiekował psinką. Dostała szczeniaka na mikołajki ale "tata się nie zgodził". Piesek miał szczęście - trafił w dziurę po poprzednim psie, dostał imię Mikołaj i dożył pięknego wieku 19 lat.
Co tu komentować? Ojca bez serca? Nieodpowiedzialnego darczyńcę?
"Chciałbym mieć psa" to książka na ten temat, napisana przez Marcina Pałasza na spółkę z Elfem. Elf przybliża rozmaite psie problemy widziane z perspektywy 4 łap - w stylu Elficznym czyli zabawnie i jasno.
Książka zawiera też całkiem przydatne rady Psiej Matki.
Polecam ją serdecznie bo człowiek wtedy jest człowiekiem, kiedy po ludzku traktuje innych - a Elfie rozmyślania bardzo pomagają się tego nauczyć.
Elfa lubię, chociaż panoszy się u swoich ludzi jak kot a tego bym nie zniósł. Mnie wystarczy Pumiasta do panoszenia się, Nana jest od robienia słodkich oczek.
Ale co ja będę komuś życie z psem urządzał? Kochać psa i głaskać nasze Elfy, ale już!

sobota, 22 listopada 2014

John Grisham - "Czas zapłaty" ***


Książka przekazana przez Wydawnictwo Albatros

W amerykańskiej kulturze sąd jest miejscem szczególnym a wyrok sądowy - rzeczą szalenie ważną.. właściwie: ostatecznym sposobem regulowania problemów... może za wyjątkiem colta 45, ale ten ostatni sposób nie cieszy się aż takim poważaniem. Amerykańskie społeczeństwo szanuje instytucję sądu i bardzo interesuje się jego orzeczeniami, gdyż precedens sądowy zobowiązuje... i nikt nie wie, czy sam nie będzie go potrzebował.
Na fali tego zainteresowania powstało w Stanach wiele niezwykle interesujących opowieści literackich i filmowych, takich jak "12 gniewnych mężczyzn", "Jestem niewinny" czy "Czas zabijania" Johna Grishama.
"Czas zabijania" - uniwersalna przypowieść o tym, jak i dlaczego przemoc rodzi przemoc - doczekał się kontynuacji z tym samym głównym bohaterem. Jake Brigance dzięki tamtej sprawie zyskał opinię dobrego adwokata i uczciwego człowieka ale nadal jest biedny jak mysz kościelna. Nieoczekiwanie jego reputacja zwróciła uwagę pewnego umierającego milionera...
"Czas zapłaty" opowiada o wyrównywaniu bardzo różnorodnych rachunków. Sam Brigance musi zasłużyć na zyskowny kontrakt: potwierdzić reputację, wygrać sprawę. Ale ten wątek znika wobec zadania, jakie przed nim stoi: śmiertelnie  chory stary człowiek wydziedzicza rodzinę i cały ogromny majątek przekazuje sprzątaczce, czarnoskórej Lettie Lang. Dla mieszkańców amerykańskiego Południa był to wyraźny dowód utraty rozumu i jakichś nieczystych zagrywek ze strony beneficjentki. Wprawdzie czasy płonących krzyży Ku-Klux-Klanu minęły, ale zamieszkanie Murzynki z liczną rodziną i popijającym mężem w lepszej dzielnicy wywoływało niechęć. Nastroje panujące w tamtej społeczności doskonale oddaje okładka książki, zaprojektowana przez Andrzeja Kuryłowicza: krzyż z dwóch zapałek - jedna płonie, druga jest o włos od zapłonu, obie leżą na białej niezapisanej kartce. Co na niej zostanie zapisane w przyszłości - nie wiadomo. A może mała zapałka wywoła pożar?
Osobiste relacje między członkami rodziny mieszają się z wydarzeniami w sferze publicznej, zapomniana i wyparta przeszłość wciąż dyktuje ich kształt.
Grisham po mistrzowsku kreśli portret małej amerykańskiej społeczności, w której plotka rzucona w kawiarni może wpłynąć na orzeczenie sądów a sąsiedzi się nie lubią ale mają wspólne autorytety... Zasady dobrego współżycia tam wypracowano wyłącznie wskutek spędzenia wielu lat obok siebie, bo przeszłość kryje wiele bolesnych tajemnic zakłócających spokój duszy i rujnujących dobre samopoczucie Każda z tych zapomnianych tajemnic to rachunek do zapłaty - przede wszystkim rachunek krzywd, których nie da się wyrównać pieniędzmi, nie naprawi się też ich krzywdząc siebie i swoich bliskich. Co w tej sytuacji pozostaje? Grisham podaje pewne rozwiązanie oparte na wzajemnym zaufaniu i szukaniu wyjścia akceptowalnego dla wszystkich.
Tak czy siak, trzeba wcześniej czy później uczciwie osądzić przeszłość.
W Polsce pytania stawiane przez Gishama wydają się szczególnie istotne - mamy wiele drażliwych kwestii od dawna zamiatanych pod dywan... i wiele z nich zaczyna przynosić katastrofalne skutki.
Ale "Czas zapłaty" to nie tylko książka o trudnych problemach - to przede wszystkim mistrzowska opowieść o odwadze, determinacji, sprawiedliwości, ludzkich losach, codziennych drobnych wyborach i wydarzeniach, z których się one składają.

(POL)

piątek, 21 listopada 2014

Miejsce do pracy Bożeny Gałczyńskiej-Szurek

Kiedy Grażynka rzuciła hasło, żeby sfotografować swoje miejsce pracy i w dodatku padło słowo biurko, poczułam się zawstydzona. Zamiast biurka mam mały zabytkowy stoliczek, a ciasny kąt, w którym piszę, jak na miejsce pracy pisarza prezentuje się nad wyraz skromnie. Sęk w tym, że tylko tam potrafię pisać książki. Nie dość, że jest ciasno, to jeszcze ze zdjęcia można by wywnioskować, że to nie ja, a wiolonczela pisze powieści. Rzecz w tym, że bez niej czuję się zagubiona. Odkąd pamiętam, zawsze była pod ręką. Przywykłam do niej. Dopiero wtedy, gdy „siedzimy razem w kącie”, a właściwie, gdy ona stoi obok - łapię natchnienie. I tu zaczynają się problemy. Mnie nie przeszkadza, że jest trochę ciasno, jednak ten widok wszystkich drażni. Teściowa robi delikatne uwagi, że skoro miejsca w domu nie brakuje, to po co się tak gnieść przy samej szafie? Mąż kusi zakupem porządnego mebla, to znaczy biurka. Wszyscy mają najlepsze intencje, by coś dla mnie poprawić.
Mama męża, Basia, tak bardzo się przejmuje moim pisarstwem, że wciąż wymyśla i proponuje mi różne rozwiązania tej, w jej odczuciu, nad wyraz niekomfortowej sytuacji. Przestawia pod moją nieobecność instrument, zbiera i chowa porozstawiane wszędzie aniołki, sprząta ze stolika góry czekoladek. Wszystko po to, by mi stworzyć więcej przestrzeni i ułatwić pracę.

Mam naprawdę miłą teściową, ale gdy tylko zamkną się za nią drzwi, wiolonczela i aniołki wracają na swoje miejsce, a ja otwieram nowe pudełko czekoladek i dopiero wtedy, o ile jestem sama, zaczynam pisać. 
Bożena Gałczyńska-Szurek




Jesse Ball "Kiedy zapadła cisza" ***



Książka dostarczona przez Wydawnictwo Imprtint

Pewnego razu życiowa partnerka Jesse Balla przestała z nim rozmawiać - w następnej kolejności ich życie legło w gruzach. Próby wyjaśnienia tej zagadki nie dały rezultatu, zatem Jesse Ball podjął próbę znalezienia podobnych wypadków w nadziei na klucz do problemu. Tak trafił na sprawę "Zaginięć Narito", która jest osią powieści.
W prowincjonalnym japońskim miasteczku znika bez śladu osiem osób. Do zamordowania ich przyznaje się Oda Sotatsu, młody, nieco wyobcowany człowiek. W następstwie tego prawie cała rodzina wyrzeka się go pod presją społeczeństwa, dla którego Sotatsu stał się potworem i wrogiem nr 1. Wyłącznie na podstawie przyznania do winy zostaje skazany na śmierć i aż do wykonania wyroku odmawiał jakiejkolwiek rozmowy na ten temat. Po egzekucji doszło do niecodziennego zdarzenia: do jednej ze świątyń przybyła procesja rzekomych ofiar Ody Sotatsu oskarżających rząd o zamordowanie niewinnego człowieka bez dowodów i domagająca sie zmian w prawie karnym. O ile sama demonstracja polityczna nie jest niczym niezwykłym, to niezwykła tajemnicę kryje człowiek, który pozwolił na własną egzekucję i zachował milczenbe aż do końca.
Jesse Bell próbuje tę tajemnicę wyjaśnić, odnajduje świadków i przedziera się przez zmowę milczenia. Odkrywa krok po kroku mechanizm społecznego odrzucania i medialnego linczu, ułomne mechanizmy prawnej machiny mającej gwarantować sprawiedliwy sąd a zapewniającej tylko sprawne skazanie obwinionego, kiedy jednak dociera do samego sedna tajemnicy - efekt co najmniej zaskakuje.
Niezwykła opowieść o poszukiwaniu prawdy, rodzinie, społeczeństwie, samotności i lękach współczesnego człowieka, kłamstwach oraz, paradoksalnie - źródłach niezwykłej siły. A może rozpaczy? Kto to wie... Historia opowiedziana przez Jesse Balla nie daje jasnej i jednej odpowiedzi, zostawia natomiast wiele pytań.
Warto dojść do nich po śladach narratora i bohaterów.
Ta książka na długo zostanie w pamięcia nawet u osób notorycznie zaczytanych.

(POL)

czwartek, 20 listopada 2014

MAGDALENA TULLI "Szum" ***

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. ZNAK Litera Nova.

Przyznam, że ciężko czytało mi się tę książkę. Smakowałam ją po kawałku, zastanawiając się nad przeczytanym tekstem i nad geniuszem pisarki. Magdalena Tulli pisze o sobie, o małej, zagubionej, skazanej na ostracyzm dziewczynce, samotnej, nie mogacej znaleźć oparcia w matce. Potem o kobiecie, żonie, matce. Bardzo osobiście, nie przekraczając granicy intymności. A tak naprawdę pisze o życiu, o narzuconym losie człowieka. Według autorki, każdy z nas jest sam, samodzielnie tworzy sobie świat i jeżeli ma komuś przebaczać, to tylko sobie. To jest niesamowita książka, utkana ze słów, które oplatają czytelnika jak pajęczyna, słów, które układają się w poezję. Autorka chwilami prowokuje, zmusza do przewartościowania naszych pojęć, aksjomatów. Wprowadza postać lisa, który staje się przyjacielem dziewczynki, kimś niematerialnym, ale bardzo ważnym. To niezwykła książka, literatura, którą czytelnik zapamięta. Dla przykładu króciutki cytat: "Wiedziałyśmy wprawdzie, że świat jest starszy od nas i pełen różnych historii, których nam się nie opowiada. Przeszłość wydawała się bezcielesna, dla nas składała się z samych słów i dat. Można się było w niej łatwo pogubić, ale nie przyszłoby nam do głowy, że to ona ukształtowała ten świat, który znałyśmy. W naszym wyobrażeniu istniał przecież niezależnie od wszystkiego, jedyny prawdziwy, jedyny możliwy, dany raz na zawsze". Oczywiście trzy gwiazdki, bo niestety nie dajemy więcej. Ta książka zasługuje na cały gwiazdozbiór. Przeczytajcie koniecznie, a właściwie przeżyjcie, przemyślcie, zanurzcie się w pięknie języka i mądrości w niej zawartej. 

(G.S.)

ANDRZEJ STASIUK "Wschód" ***



KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. CZARNE.

"No bo jak to jest? Że z czasem oddalamy się od miejsca własnych narodzin i to ma być ucieczka, zdrada, emigracja? I wszystko co robimy jest próbą powrotu? Że życie to wygnanie?Jak ten mój Bug, nad który muszę czasami powrócić, żeby choć na chwilę wymknąć się wygnaniu i przechytrzyć samotność? Jak to jest? Że im szersze zataczamy kręgi, tym wyraźniejszy jest środek tego krążenia i tym silniejsze przyciąganie?"
Trudno odnieść się do książki Stasiuka, bo to jest arcydzieło. Pisarz opisuje swoje wyprawy na wschód, ten bliski, do Lublina i ten bardzo daleki, gdzie tylko stepy i nie ma już nic. Podróż na wschód to przede wszystkim podróż do przeszłości, do samego siebie, chociaż tam gdzie tylko step i gwiazdy, trudno powiedzieć, czym jest nasze istnienie. Kim jesteśmy? Panami świata, spadkobiercami tych co odeszli, ludźmi wypełniającymi pustą przestrzeń, czy tylko cząstkami w kosmosie? Ta powieść to przemyślenia autora, często szokujące, niezgodne z powszechnym światopoglądem, ale do bólu prawdziwe. Tej książki nie czyta się, ona przenika każdy nerw. Cudowny język, proste zdania, w których nie ma jednej niepotrzebnej zgłoski. "Wschód" to wyprawa marzeń, to obcowanie z wielką prozą. Ta książka wzbogaca, daje czytelnikowi coś niezmiernie ważnego. Nie napiszę, że polecam, ponieważ uważam, że każdy MUSI sięgnąć po tę książkę. Trzy gwiazdki, ale dałabym cały gwiazdozbiór.

(G.S.)



środa, 19 listopada 2014

Lucia Puenzo "Anioł Śmierci" ***

Książka dostarczona przez Wydawnictwo Replika

Josef Mengele obrósł legendą, w której niewiele zdarza się przyjemnych tonów. Odkąd świat usłyszał o jego eksperymentach, Mengele stał się przedmiotem literackich i filozoficznych prób wyjaśnienia i opisania zła. Doczekał się wielu analiz, zarówno udanych jak i banalnych. Lucia Puenzo napisała jedną z tych udanych. W 1960 roku, podczas podróży przez zapomniane przez Boga okolice Patagonii argentyńska rodzina poznaje sympatycznego niemieckiego lekarza, który przypadkiem podąża w tę samą stronę. Nie zdają sobie sprawy, że wyruszył z nimi tylko dlatego, że zainteresował się ich córką... Podróż zbliża ludzi, dlatego rodzicom wydaje się naturalne, że miły starszy pan po dotarciu do celu wynajmuje pokój w ich świeżo odziedziczonym i ledwie uruchomionym pensjonacie. Również propozycja współpracy w urzeczywistnieniu marzeń Enzo nie budzi ich podejrzeń, a jedynie opór przed zbytnim wiązaniem się z obcym. W pewnym momencie dr. Josef proponuje im pomoc medyczną i wykazuje się nieoczekiwanymi kwalifikacjami. Krok po kroku staje się coraz ważniejszą osobą w ich życiu. Stopniowo wkracza coraz głębiej w ich życie, obejmując nad nimi niepodzielną władzę. Żyją nieświadomi tego, że dr. Josef po raz kolejny przeżywa swoje własne misterium, które zapoczątkował w KZ Auschwitz a oni znaczą dla niego tylko tyle ile marionetki.
Puenzo dokonała czegoś niezwykłego - wciągnęła zwykłego czytelnika w intymny świat uczuć masowego mordercy. Równocześnie ukazuje wydarzenia z punktu widzenia kilku innych bohaterów - jego przeszłych i aktualnych ofiar. Skupienie na losach Mengelego w okresie starości i zredukowanie do minimum niespodzianek związanych z tożsamością głównego bohatera dało w efekcie powieść niezwykle skupioną na uczuciach i skomplikowanej grze emocjonalnej opartej o uzależnianie, manipulację, podstęp. Doktor Mengele manipulujący swoimi poddanymi nie jest juz masowym zabójcą i opętanym eksperymentatorem - staje się bardziej kapłanem opresji i przemocy psychicznej prowadzącej do okaleczenia ofiar, jego przeszłość nadaje mu tylko symboliczności. Ale wbrew pozorom powieść nabiera w ten sposób siły - na obóz koncentracyjny możemy patrzeć jak na koszmarną historię, która już nas nie dotyczy, ale nieznajomych włażących w nasze życie spotykamy na każdym kroku.
Lucia Puenzo napisała powieść niezwykłą, w której realizm splata się z niemal magicznym nastrojem, a koszmarna przeszłość z przyszłością... niosącą jeszcze nieznane koszmary.
To historia ciężka - ale ten, kto ją ominie - dużo straci.

(POL)

wtorek, 18 listopada 2014

Osobisty ranking redaktorów KzK - październik - Piotr Sender

Magdalena Tulli "Szum" - za piękny język, naturalność metafor i właśnie za ten szum, który słychać nawet w pojedynczych słowach.
Michael Crummey "Dostatek" - za powrót do klasyków, za bogactwo języka, za pozwolenie czytelnikowi zawiesić się między prawdą a mitem.
Łukasza Orbitowskiego "Zapiski Nosorożca" - za podróż po Afryce szlakiem legend, za przybliżenie kawałka dzikiego, gwieździstego nieba, które trudno dostrzec w naszych jasnych miastach.

Piotr Sender

KAROLINA WILCZYŃSKA "Jeszcze raz Nataszo" ***





KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. CZWARTA STRONA.

Dziewczynka, córka znanego chirurga, pochodząca z bogatej rodziny ale wycofana, usiłująca zaaklimatyzować się w internacie. Zbuntowana studentka, która wbrew woli rodziców wybiera inny kierunek studiów i musi się sama utrzymać ciężko pracując. Młoda kobieta, przeżywająca pierwszą miłość. Pani prezes dużej firmy, zimna, bezwzględna, upajająca sę władzą i sukcesami materialnymi. Żona w niezbyt udanym małżeństwie. Córka, usiłująca sprostać oczekiwaniom rodziców. Kobieta pragnąca dziecka i tracąca je, topiąca rozpacz w alkoholu. Wreszcie kobieta porzucona po dwudziestu latach małżeństwa. Wiele kobiet? Nie, to jest Natasza, bohaterka powieści Karoliny Wilczyńskiej.
Dawno nie czytałam książki, w której autor przeprowadza wręcz wiwisekcję swojej bohaterki, Autorka robi to w sposób perfekcyjny, pokazuje wielowarstwowość i wielowymiarowość człowieka. Przecież w każdym z nas jest ogromne nagromadzenie różnych emocji, uczuć i samotność.Natasza dostosowuje się do sytuacji, podejmuje według niej świadome decyzje, ale w pewnym momencie gubi się. Przestaje rozumieć, że wybrana przez nią droga, nie do końca jest jej własną, że pewne zdarzenia, okoliczności determinują jej życie. Poznajemy ją kiedy po rozstaniu się z mężem, porządkuje swoją przeszłość, próbuje się od niej odciąć, paląc kolejne zdjęcia, wyjmowane z albumu. Czy to się uda? Czy Natasza zacznie wszystko od nowa. Nie wiemy, autorka nie daje nam prostych odpowiedzi, zostawia czytelnikowi pole do samodzielnego dopisania losów bohaterki. Ta powieść jest trudna, choć świetnie napisana i niesamowicie wciągająca. Zmusza do refleksji, zastanowienia się nad sobą, naszymi wyborami. Po skończonej lekturze nie zapomnimy Nataszy, bo ona jest w każdym z nas. Karolina Wilczyńska stawia trudne pytania, często takie, na które nikt nie zna odpowiedzi. Tę książkę trzeba przeczytać, bo jestem pewna, że wielu osobom pomoże, pokaże często niewidzialną i trudną prawdę. To jest literatura wysokiego lotu i za to trzy gwiazdki.

(G.S.)

Osobisty ranking redaktorów KzK - październik - Piotr Olszówka

Mój ranking:
Lucia Puenzo "Anioł Śmierci" - za zbudowanie ciężkiej i mrocznej atmosfery wyłącznie z oczekiwania i emocji
Jesse Ball "Kiedy zapadła cisza" - za mistrzowskie operowanie nastrojem i nieoczekiwany zwrot akcji
M. Cholewa "Gambit" i "Punkt cięcia" - za znakomite wykorzystanie poetyki space opera i wzbogacenie jej o nieoczekiwanie filozoficzny wymiar

Piotr Olszówka

poniedziałek, 17 listopada 2014

Osobisty ranking redaktorów KzK - październik - Iwona Mejza

Mój ranking:
1. Nele Neuhaus "Kto sieje wiatr" - za temat, zmiany klimatyczne to temat na czasie, bardzo drażliwy, czuły politycznie i niezmiernie ciekawy. 
2. Błażej Przygodzki "Niech strawi cię płomień" - interesująca fabuła i ten delikatny, nieco ironiczny humor. Bardzo wciągająca kontynuacja przygód komisarza Niedźwieckiego.
3. Roberta Gately "Szminka w Afganistanie" - spojrzenie osoby z zewnątrz na problemy afgańskich kobiet przyprawione odrobiną romansu.

Iwona Mejza

Osobisty ranking redaktorów KzK - październik - Grażyna Strumiłowska

Moje typy:
1. Magdalena Tulli - "Szum"
2. Krystyna Mirek - "Podarunek"
3. Małgorzata Warda - "Miasto z lodu"

Grażyna Strumiłowska

niedziela, 16 listopada 2014

Osobisty ranking redaktorów KzK - październik - Anna Klejzerowicz

Mój ranking:
Mariusz Wilk "Lotem gęsi" - za genialny język i ponadczasowe wartości.
Tove Alsterdal "Grobowiec z ciszy" - za rewelacyjną intrygę kryminalną oraz niezapomniany klimat.
Lars Bill Lundholm "Dobra dziewczyna" - za sympatyczne i niegłupio spędzony czas.

Anna Klejzerowicz

Osobisty ranking redaktorów KzK - październik - Małgorzata Kursa

Mój ranking:
Józef Tischner: "Dziennik" - za owo "młodzieńcze pomieszanie klepek"
Monika Śliwińska: "Muzy Młodej Polski" - za umiejętność przenoszenia czytelnika w czasie
Stanisława Kuszelewska - Rayska: "Kobiety" - za pokazanie wojny widzianej oczami kobiet

Małgorzata Kursa

czwartek, 13 listopada 2014

Pisane psem i kotem: Pumizacja - Piotr Olszówka

Wróciłem do domu i doznałem olśnienia. Są takie chwile, kiedy człowiek dokładnie wie, co chciałby zrobić, co może i co powinien. Jeśli ma pecha - są to trzy różne rzeczy, ale ja miałem szczęście. Przygotowałem się odpowiednio i poszedłem do saloniku. Kilka miesięcy wcześniej skończyliśmy remont. Plan zakładał, że z zabudowy wokół okna powstanie wnęka, w której będzie można wygodnie siedzieć na drewnianym podeście. Okazało się jednak, że  trzeba coś tam dodać, bo sam podest nie jest zbyt komfortowy. Po długim poszukiwaniu kupiliśmy sobie dwa worko-pufy... i to było to! Od dwóch tygodni w środku każdego dnia słyszałem ich zew: CHODŹ SIĘ ZDRZEMNĄĆ... NO, CHODŹ TU... JEST SŁOŃCE, JEST WYGODNIE... ale niestety - ciągle coś mnie odwoływało do pilniejszych zadań... a wieczorem - to już nie to samo, co w południe.
Tym razem miało być inaczej. Szczęśliwie wyrobiłem się ze wszystkim i do jutra miałem spokój, a zatem mała przyjemna drzemeczka mogła się udać. Do tego ogarniała mnie senność, Nana wlazła pod kanapę i niczego nie chciała, po dwugodzinnym spacerze po krzakach, dziurach i pagórach byłem dosłoneczniony, dotleniony, rozleniwiony i zadowolony... mówiąc krótko: trudno o lepsze warunki.
Uformowałem pufa do spania, owinąłem się kocem i przybrałem wygodną pozycję embrionalną. Parę manewrów ustabilizowało moją pozycję we właściwej odległości od kaloryfera, granulat wypełniający worko-pufa chrzęścił obiecująco... Zmrużyłem oczy z rozkoszą i w tym samym momencie spadło na mnie coś jakby puszysty czterokilogramowy młotek. Dostałem tuż pod żebrami, wypuściłem powietrze z płuc nosem i ustami - mało brakowało a tą samą drogą poszłoby drugie śniadanie. Nie mogłem się ruszyć.
W moją twarz przez moment wbijało się spojrzenie szmaragdowych oczu w złotych obwódkach. Pod ich wpływem znieruchomiałem.
- No właśnie... - powiedziała Puma i otarła się policzkiem o mój nos - Można było się tego spodziewać.
- Dokładnie tak jak myślałam. - dodała po chwili. Z miną skupioną odwróciła się, przejechała ogonkiem pod moim nosem, wycelowała mi zadek prosto w oczy i ruszyła powoli wzdłuż mojego boku metodycznie udeptując.
- Co robisz? - odważyłem się zapytać, kiedy przestała balansować na moim ramieniu.
- Nie przeszkadzać podczas badania! - odpowiedziała nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Udeptała mi ramię, łokieć, bok, biodro i udo zanim przy kolanie odważyłem się zapytać cichutko:
- Co badasz?
- Ciebie. Nie widać? A teraz nie przeszkadzaj, to ważne. - Dreptała w miejscu przez chwilę, potem wypuściła pazurki i zmieniła metodę: tylne łapy stały w miejscu, przednie wydłużyły i zwolniły krok. Kocica zaczęła się wyciągać w kierunku mojego brzucha. Przez koc i ubranie czułem ostre igły wbijające mi się w skórę co kilka centymetrów. Trwało to długo, bardzo długo. Bałem się ruszyć - nie wiedziałem, co się dzieje a w takiej sytuacji lepiej nie przeszkadzać zawodowcom, zwłaszcza tym w bardzo chwiejnej pozycji.
Po dłuższym dreptaniu wzdłuż Pumiasta dała wyraźne dwa kroki, zeszła mi na brzuch i zwinęła się w kółko. Podparła się brodą na moim łokciu i tak została. Nie było to zbyt wygodne... ale Puma wie, co robi.
Po kilku minutach odważyłem się zapytać:
- Skończyłaś?
Spojrzała na mnie z góry, co było sztuką zważywszy, że leżała mi na brzuchu.
- Badanie... tak. Ale nie zakłócaj terapii. - po czym z powrotem położyła brodę na mnie.
- Terapia? - aż coś mnie skręciło. Dobrze wiem, że koty potrafią wykrywać schorzenia niczym tomograf, reagują na stany zapalne i w niektórych wypadkach potrafią je złagodzić dotykiem... a Puma znalazła coś w moim brzuchu!
- Co mi jest? - ledwie wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
Znowu spojrzała mi w oczy z miną najwyższego sędziego:
- Brakuje ci pumu w organizmie. - wyjaśniła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Zatkało mnie. Przeleciałem pamięcią tablicę Mendelejewa. Byłem w klasie matematyczno-fizycznej ale trzydzieści lat temu. Niemniej... zapamiętałbym taki pierwiastek. A może to jakiś związek organiczny? Sprawdzenie nie wchodziło w grę dopóki Pumiasta leżała na mnie i prowadziła terapię. Ale stres może zniszczyć efekt każdego leczenia! Stres zabija skuteczniej niż czy papierosy czy reforma opieki zdrowotnej! Nie wytrzymam niewiedzy... Rany Boskie, zachciało mi się spokojnej drzemki po południu... Nie mogłem dłużej.
Już miałem przerwać milczenie, kiedy usłyszałem i poczułem w brzuchu narastające wibracje i dźwięk:
- PUMMMRRRR.... CHRRRRRR... PUUUMM... MMMRRRRRCHRRRR... PUMMMMRRR...
Poczułem obezwładniające ciepło... zrozumiałem, że faktycznie czegoś mi brakowało... i oto to coś napływało w dużej ilości...
- Koty zawsze wiedzą... - pomyślałem zanim zamknąłem oczy.

wtorek, 11 listopada 2014

OLIVIER TRUC „OSTATNI LAPOŃCZYK” ***


KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYDAWNICTWO CZARNA OWCA
Przedziwna książka. Przyznam uczciwie: z początku myślałam, że nie dam rady, że odłożę po kilkudziesięciu stronach. Bo cóż nas mogą obchodzić konflikty pomiędzy hodowcami reniferów na zimnej, odległej – nie tylko geograficznie, ale też kulturowo – północy? A jednak… coś było w materii słownej tej powieści takiego, co nie pozwoliło mi zrezygnować, brnęłam więc dalej i dalej, aż w pewnej chwili... poczułam się zafascynowana. Zaczarowana.
Kraina, gdzie przez czterdzieści dni trwa noc polarna, a po niej słońce wschodzi na zaledwie godzinę czy dwie. Gdzie trzydziestostopniowe mrozy to zwyczajna sprawa, a dwadzieścia to już łagodna temperatura. Gdzie przez pustkowia śniegu i lodu poruszać się można tylko skuterem śnieżnym. Ewentualnie na nartach. Bo nic innego nie przejedzie. Gdzie pasterze nadal mieszkają w namiotach zwanych gumpi i żyją niemal tak samo jak setki lat temu. Gdzie wciąż żywe są szamańskie tradycje, wyśpiewywane w pradawnych lapońskich pieśniach – joikach. Przy wtórze tradycyjnych lapońskich bębnów… I właśnie o jeden z takich bębnów chodzi w tej opowieści. Z lokalnego muzeum znika tajemniczo zabytkowy bęben, a wkrótce potem zamordowany zostaje jeden z hodowców reniferów, człowiek, który nie cieszył się co prawda najlepszą opinią w swoim środowisku, ale… znał się na lapońskich bębnach jak mało kto. Śledztwo w obu tych sprawach podejmuje tzw. Policja Reniferów, reprezentowana przez parę funkcjonariuszy, z pozoru niedobraną, a jednak doskonale się rozumiejącą: policjanta przed emeryturą – który z pochodzenia jest Saamem czyli Lapończykiem – oraz energiczną młodą policjantkę, Norweżkę. Oboje czują, że w istocie jest to jedna i ta sama sprawa. I nie spoczną, dopóki jej nie wyjaśnią, pomimo kłód rzucanych pod nogi, gróźb i szykan. Zwłaszcza, gdy dowiedzą się, że źródła całej tej historii tkwią w przeszłości i wiążą się z poszukiwaniem pewnej kopalni. A droga do niej została „zapisana” w symbolice zaginionego bębna. Za jaką mrzonką uganiały się pokolenia odkrywców i awanturników, szkodząc przy okazji autochtonicznej ludności? Jakich złóż szukali? Złota?... A może czegoś znacznie groźniejszego??... 
I jaką rolę odegrał w tej sprawie tajemniczy, kontrowersyjny, prawie legendarny wśród Saamów hodowca, zwany Aslakiem?
Francuskiemu pisarzowi i dziennikarzowi udało się w piękny sposób zobrazować życie mieszkańców Laponii – tej współczesnej, i tej dawnej, zachowanej w tradycji i przekazie. Ich wierzenia, obyczaje, sposób myślenia, ich walkę o przetrwanie w warunkach trudnych nie tylko z natury. Znalazłam tam zdanie, że Lapończycy są ostatnim z europejskich ludów pierwotnych. Trudno im w obecnej rzeczywistości pozostać sobą, a jednocześnie żyć w cywilizacji narzuconej, owszem, przez innych – lecz przecież kuszącej, bo przynoszącej przynajmniej minimum wygód i poczucia bezpieczeństwa. Lecz czy naprawdę? Czy w lesie, w górach, na pustkowiu, w kilkudziesięciostopniowych mrozach, gdy każdy krok i każdy oddech wymaga od człowieka maksimum wysiłku - czy cywilizacja ma tak naprawdę coś do zaoferowania?...
Ci ludzie wciąż żyją w zgodzie z naturą. Dbają o swoje renifery, bo to ich największe bogactwo. I choć zwierzęta te hodowane są przede wszystkim dla mięsa, mleka i futra – Saarowie szanują je. To ich odróżnia od naszej „kultury”, w której szanujemy tylko samych siebie.
Na szczególną uwagę zasługuje wątek Aslaka – tytułowego ostatniego prawdziwego Lapończyka. Który się cywilizacji "białych ludzi" nie kłaniał. A zakończenie powoduje, że zostajemy bezradni, wzruszeni, oszołomieni, z tysiącem myśli i emocji, które nieprędko przeminą.
Polecam gorąco. Trzy zasłużone gwiazdki dla niezwykłej powieści.

(Anna Klejzerowicz)

sobota, 8 listopada 2014

TOVE ALSTERDAL „GROBOWIEC Z CISZY” **


KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYDAWNICTWO AKURAT.

Katrine jest dziennikarką, od wielu lat mieszka w Londynie, gdzie pracuje jako korespondentka szwedzkiej stacji radiowej. Pewnego dnia zostaje wezwana do chorej na Alzheimera matki. Niechętnie wraca do Sztokholmu, choć i w Anglii nie bardzo jej się ostatnimi czasy układa: podupadający związek i utrata stałego zatrudnienia powoduje, że czuje się zagubiona. Po przyjeździe dowiaduje się, że matka ma swoje tajemnice: z listów maklerskich wynika, że jest właścicielką starego domu we wsi za kołem polarnym. Na dodatek tajemniczy klient oferuje za ten dom oszałamiająco wysoką kwotę. Niestety z matką nie ma kontaktu, Katrine jedzie więc na północ, by osobiście wyjaśnić sprawę i… odnaleźć własne korzenie. Opowieść zaczyna się od zbrodni. Morderstwo legendarnego starego narciarza w groźnej zimowej scenerii ma związek z jej przyjazdem, a także z historią miejscowości. Później będzie ich więcej, a także coraz więcej zagadek i znaków zapytania. Prywatne śledztwo zaprowadzi Katrine nie tylko na północ Szwecji, ale także do rosyjskiej Karelii – gdzie zbada archiwa KGB w Pietrozawodsku w poszukiwaniu dawnych, jeszcze przedwojennych źródeł – a później do Petersburga. Lecz także zabierze w mroczną przeszłość własnej rodziny. Szkopuł w tym, że ta przeszłość pozostaje nie do końca zamknięta, rodząc dalsze konflikty i zagrożenia. Nic już jednak nie powstrzyma twardej dziennikarki. Stawką jest poznanie samej siebie. Może dzięki temu Katrine zrozumie, kim jest i czego tak naprawdę oczekuje od życia.
O ile przeżyje.
Powieść nie tylko wciąga – ona dosłownie pochłania. Od pierwszej do ostatniej kartki. Jest w niej wszystko, czego wymagamy od doskonałego kryminału: świetna intryga, absorbująca zagadka, tajemnice skrywane przez poszczególnych bohaterów, perfekcyjnie poprowadzona fabuła, niezapomniany klimat i świetny język. Ale także coś więcej: myśl. Głęboko ukryta prawda o ludziach, o epokach, o życiu w surowych warunkach, o naszych korzeniach oraz nierozerwalnych związkach z przeszłością. Naprawdę zachwyciła mnie ta powieść, choć pierwsza książka Tove Alsterdal zupełnie nie zrobiła na mnie wrażenia. Znak, że nie warto rezygnować przy pierwszym podejściu.
Polecam i gorąco namawiam! Dwie gwiazdki, bo zasługuje.

(Anna Klejzerowicz)

piątek, 7 listopada 2014

MARIUSZ WILK „LOTEM GĘSI” ***

 KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYDAWNICTWO NOIR SUR BLANC
„Lotem gęsi” to kolejna książka Mariusza Wilka – pisarza-włóczęgi, byłego opozycjonisty, niezwykłego człowieka o szerokich horyzontach – z cyklu o dalekiej Północy. Jest to jak zawsze zbiór esejów, napisanych charakterystycznym dla Wilka językiem, składającym się z elementów polszczyzny, archaizmów i rusycyzmów. Język to piękny i poetycki, nie do podrobienia, swoista wizytówka pisarza. „Lotem gęsi” różni się jednak od poprzednich książek północnego cyklu, bowiem tym razem autor wykracza poza tereny swojej ukochanej Rosji i zabiera nas w dalszą wędrówkę… 
Książka składa się z trzech wątków: pierwszy z nich opowiada o Pietrozawodsku, mieście nad jeziorem Oniego, które wybrał sobie Mariusz Wilk jako miejsce swego (chwilowego) zamieszkania. O historii oraz współczesności tego miejsca. Część środkowa to od dawna wymarzona wyprawa na kanadyjski Labrador – śladami pisarza i podróżnika Kennetha White`a. Wilk udał się w tę podróż w towarzystwie dwóch dawnych przyjaciół, jednak… nie bardzo się w tym odnalazł. Okazało się, że Labrador z jego wyobrażeń już nie istnieje. Wilk czuł się tam jak zwyczajny turysta, co kompletnie nie pasowało do jego filozofii „włóczęgi”. Po tej konfrontacji pisarz tym chętniej wraca do Rosji, na swą znajomą, dziką i odludną północną wieś, gdzie żyje tak, jak sobie ukochał: w zgodzie z naturą… 
Książka absolutnie genialna. Polecam, nie tylko miłośnikom śniegów i lodów, nie tylko pasjonatom przygód, ale także wszystkim czytelnikom, którzy w literaturze szukają czegoś więcej niż pustej rozrywki, potrafią docenić piękno języka oraz myśl nietuzinkowego człowieka. 

(Anna Klejzerowicz)

czwartek, 6 listopada 2014

Pijana wojna ** - Kamil Janicki

KSIĄŻKA DOSTARCZONA PRZEZ INSTYTUT WYDAWNICZY ERICA

O wojsku i alkoholu krąży mnóstwo opowieści i mitów, tym chętniej powtarzanych, że te dwie rzeczy jakoś się zrosły w społecznej świadomości. Kamil Janicki zadał sobie trud zbadania tematu dla okresu II wojny światowej. Sięgał do wspomnień, regulaminów wojskowych i orzeczeń sądowych... zebrał też relacje dzięki którym możemy zobaczyć, jak sojusznicy i wrogowie widzieli się "poprzez flaszkę". Powstała książka, którą czyta się z zapartym tchem, zestawiająca popularne wyobrażenia z mitami, objaśniająca te ostatnie... i nierzadko burząca stereotypy. Ile w naszych wyobrażeniach alkoholowo-wojskowych jest propagandy a ile wiedzy?
Cóż, warto przeczytać i przekonać się osobiście.
To dobrze napisany kawałek znakomitej pracy historyka, niemal obowiązkowy dla każdego, kto interesuje się wojną i wojskiem!

(POL)

wtorek, 4 listopada 2014

MIEJSCE PRACY IWONY BANACH



Remontując mieszkanie stwierdziłam, że loggia, czyli to "nie wiadomo co" półtora metra na dwa stanie się najpewniej składzikiem na wszelkie śmieci, szczotki, wiadra, słoiki, a w pewnym momencie nawet na zeschłą choinkę, grunt to znać siebie, a ja siebie znam. Jestem bałaganiarą, postanowiłam więc do tego nie dopuścić, tak więc z tego niby balkoniku zrobiłam pokoik komputerowy. Biurko, szafka na słowniki, półka na drukarkę i krzesło oraz dywanik, bo nie ma tu ogrzewania, więc w zimie nóżki marzną. Bam tu swojski bałagan, w którym doskonale się odnajduję i nie „rozwlekam” tłumaczeń po mieszkaniu...
W tej chwili popołudniami robię kolejne strony tłumaczenia, a do południa piszę swoje.

poniedziałek, 3 listopada 2014

TURBAN MISTRZA MANSURA - Marek Kochan **


KSIĄŻKA DOSTARCZONA PRZEZ WYDAWNICTWO ZNAK


Marek Kochan dowiódł już że jest zarówno znawcą jak i miłośnikiem sufickiej mądrości. Czy tylko sufickiej? Może po prostu mądrości jako takiej. Obszar, w którym tropi swoją ukochaną Panią to Bliski Wschód - kolebka judaizmu, islamu, chrześcijaństwa... i właściwie kilku cywilizacji. Wydana przez Znak niewielka książeczka zawiera historie, których bohaterem jest al Mansur ibn Musa - czternastowieczny iracki kupiec, biznesmen, nauczyciel i podróżnik oraz przede wszystkim sufi czyli mistyk i asceta. Al-Mansur żył, podróżował i nauczal w XIV wieku. Działał głównie w Bagdadzie ale zwiedził większą część świata arabskiego i kawał Europy. Swoje nauki ujmował zwykle w formę anegdot prowokujących do samodzielnego myślenia, nierzadko nauczał podczas wycieczek a wiele z jego opowieści wykorzystywało motyw podróży, co zjednało mu przydomek Sufiego Drogi. Pod koniec życia spisał swoje opowieści aby przekazać uczniom własne doświadczenia z sufizmem i sztuką opowiadania. Niestety oryginalne dzieło Mansura zaginęło. Marek Kochan podjął się zrekonstruowania go na podstawie anegdot o Mistrzu Drogi i do pewnego stopnia osiągnął cel. Do pewnego stopnia, gdyż taka rekonstrukcja nie może się udać do końca a ponadto autor chciał raczej dostosować nauki czternastowiecznego filozofa do naszych realiów niż odtworzyć ich dokładne brzmienie. Dla mnie było to trochę rozczarowujące ale nie wpłynęło na wrażenia końcowe. W efekcie mamy książkę Marka Kochana o Mansurze a nie Mansura o mądrości - niemniej jest to książka ciekawa, zabawna i gwarantująca inteligentną rozrywkę. Do tego wzbogacona o urocze rysunki tuszem autorstwa Renaty Kochan - zgrabne i pełne życia miniaturki przedstawiające świat filozofa, który miał turban wielki jak serce a serce wielkie jak rozum.
Mansur nazwał swoje opowieści tym co Wschód może zaoferować Zachodowi. Cóż... warto zobaczyć, do czego to się może przydać.

sobota, 1 listopada 2014

Trudna rozmowa z Frankiem - Grażyna Strumiłowska

- Czemu dzisiaj jest taki dziwny dzień - Franio przytuptał do mnie, rozespany i ziewający.
- Dzisiaj wspominamy tych, którzy odeszli - przytuliłam ciepłe ciałko mojego kota. Oczywiście wyrwał się, usiadł i spojrzał mi w oczy.
- Jak to odeszli, kto i gdzie?
- Ludzie, zwierzęta, gdzie nie wiemy, wierzymy, że za Tęczowy most.
- Znaczy umarnięci są - Franek spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie lubię tego słowa, są, tylko gdzie indziej. My ludzie ich nie widzimy. Zwierzęta podobno tak.
Franek rozejrzał się.
- Ja nie widzę. Może to i lepiej, bo bym mógł się przestraszyć.
- Nie, Franiu oni nas kochają, a my za nimi często bardzo tęsknimy i ufamy, że kiedyś się spotkamy.
- To bardzo dużo nas będzie, nie wiem, czy chcę.
- To będzie inaczej.
- Jak? - oczka Frania zrobiły się złote.
- Nie wiem. Kiedyś gdzieś przeczytałam taką opowieść. Po tamtej stronie znalazł się mężczyzna ze swoimi przyjaciółmi, koniem i psem. Szli, byli głodni i spragnieni. Nagle zobaczyli piękny pałac, bogactwo, mnóstwo jedzenia. Zapukali. Wyszedł jakiś człowiek i zaprosił tego mężczyznę do środka, pod warunkiem, że zostawi  zwierzęta. Nie zgodził się. Ruszyli w dalszą drogę, coraz bardziej głodni i spragnieni. Nagle dotarli do cudownego miejsca. Czysta rzeka, zieleń, kwiaty, jak w bajce. Na spotkanie wyszedł człowiek, który powiedział, że za chwilę dostaną mnóstwo jedzenia. Na pytanie, gdzie są, odpowiedział - w niebie.
- A poprzednio gdzie byliśmy? - zapytał mężczyzna.
- W piekle, bo tam trafiłbyś, gdybyś opuścił swoich przyjaciół.
Franek  słuchał zafascynowany.
- I co dalej?
- Zostali tam już na zawsze.
- I fajnie im było?
- Oczywiście.
- Ładna bajka, niebajka, ale to wszystko jest jakieś dziwne. Chyba nie chcę już o tym z tobą rozmawiać. Idę do swoich zajęć, tylko daj mi jeszcze trochę ciasteczek. Nasypałam na talerzyk ulubione kocie ciasteczka, Franuś zjadł i poszedł. Wolałam nie zastanawiać się do jakich zajęć. Czasem  tylko niewiedza może zapewnić chwilę spokoju.