czwartek, 13 listopada 2014

Pisane psem i kotem: Pumizacja - Piotr Olszówka

Wróciłem do domu i doznałem olśnienia. Są takie chwile, kiedy człowiek dokładnie wie, co chciałby zrobić, co może i co powinien. Jeśli ma pecha - są to trzy różne rzeczy, ale ja miałem szczęście. Przygotowałem się odpowiednio i poszedłem do saloniku. Kilka miesięcy wcześniej skończyliśmy remont. Plan zakładał, że z zabudowy wokół okna powstanie wnęka, w której będzie można wygodnie siedzieć na drewnianym podeście. Okazało się jednak, że  trzeba coś tam dodać, bo sam podest nie jest zbyt komfortowy. Po długim poszukiwaniu kupiliśmy sobie dwa worko-pufy... i to było to! Od dwóch tygodni w środku każdego dnia słyszałem ich zew: CHODŹ SIĘ ZDRZEMNĄĆ... NO, CHODŹ TU... JEST SŁOŃCE, JEST WYGODNIE... ale niestety - ciągle coś mnie odwoływało do pilniejszych zadań... a wieczorem - to już nie to samo, co w południe.
Tym razem miało być inaczej. Szczęśliwie wyrobiłem się ze wszystkim i do jutra miałem spokój, a zatem mała przyjemna drzemeczka mogła się udać. Do tego ogarniała mnie senność, Nana wlazła pod kanapę i niczego nie chciała, po dwugodzinnym spacerze po krzakach, dziurach i pagórach byłem dosłoneczniony, dotleniony, rozleniwiony i zadowolony... mówiąc krótko: trudno o lepsze warunki.
Uformowałem pufa do spania, owinąłem się kocem i przybrałem wygodną pozycję embrionalną. Parę manewrów ustabilizowało moją pozycję we właściwej odległości od kaloryfera, granulat wypełniający worko-pufa chrzęścił obiecująco... Zmrużyłem oczy z rozkoszą i w tym samym momencie spadło na mnie coś jakby puszysty czterokilogramowy młotek. Dostałem tuż pod żebrami, wypuściłem powietrze z płuc nosem i ustami - mało brakowało a tą samą drogą poszłoby drugie śniadanie. Nie mogłem się ruszyć.
W moją twarz przez moment wbijało się spojrzenie szmaragdowych oczu w złotych obwódkach. Pod ich wpływem znieruchomiałem.
- No właśnie... - powiedziała Puma i otarła się policzkiem o mój nos - Można było się tego spodziewać.
- Dokładnie tak jak myślałam. - dodała po chwili. Z miną skupioną odwróciła się, przejechała ogonkiem pod moim nosem, wycelowała mi zadek prosto w oczy i ruszyła powoli wzdłuż mojego boku metodycznie udeptując.
- Co robisz? - odważyłem się zapytać, kiedy przestała balansować na moim ramieniu.
- Nie przeszkadzać podczas badania! - odpowiedziała nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Udeptała mi ramię, łokieć, bok, biodro i udo zanim przy kolanie odważyłem się zapytać cichutko:
- Co badasz?
- Ciebie. Nie widać? A teraz nie przeszkadzaj, to ważne. - Dreptała w miejscu przez chwilę, potem wypuściła pazurki i zmieniła metodę: tylne łapy stały w miejscu, przednie wydłużyły i zwolniły krok. Kocica zaczęła się wyciągać w kierunku mojego brzucha. Przez koc i ubranie czułem ostre igły wbijające mi się w skórę co kilka centymetrów. Trwało to długo, bardzo długo. Bałem się ruszyć - nie wiedziałem, co się dzieje a w takiej sytuacji lepiej nie przeszkadzać zawodowcom, zwłaszcza tym w bardzo chwiejnej pozycji.
Po dłuższym dreptaniu wzdłuż Pumiasta dała wyraźne dwa kroki, zeszła mi na brzuch i zwinęła się w kółko. Podparła się brodą na moim łokciu i tak została. Nie było to zbyt wygodne... ale Puma wie, co robi.
Po kilku minutach odważyłem się zapytać:
- Skończyłaś?
Spojrzała na mnie z góry, co było sztuką zważywszy, że leżała mi na brzuchu.
- Badanie... tak. Ale nie zakłócaj terapii. - po czym z powrotem położyła brodę na mnie.
- Terapia? - aż coś mnie skręciło. Dobrze wiem, że koty potrafią wykrywać schorzenia niczym tomograf, reagują na stany zapalne i w niektórych wypadkach potrafią je złagodzić dotykiem... a Puma znalazła coś w moim brzuchu!
- Co mi jest? - ledwie wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
Znowu spojrzała mi w oczy z miną najwyższego sędziego:
- Brakuje ci pumu w organizmie. - wyjaśniła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Zatkało mnie. Przeleciałem pamięcią tablicę Mendelejewa. Byłem w klasie matematyczno-fizycznej ale trzydzieści lat temu. Niemniej... zapamiętałbym taki pierwiastek. A może to jakiś związek organiczny? Sprawdzenie nie wchodziło w grę dopóki Pumiasta leżała na mnie i prowadziła terapię. Ale stres może zniszczyć efekt każdego leczenia! Stres zabija skuteczniej niż czy papierosy czy reforma opieki zdrowotnej! Nie wytrzymam niewiedzy... Rany Boskie, zachciało mi się spokojnej drzemki po południu... Nie mogłem dłużej.
Już miałem przerwać milczenie, kiedy usłyszałem i poczułem w brzuchu narastające wibracje i dźwięk:
- PUMMMRRRR.... CHRRRRRR... PUUUMM... MMMRRRRRCHRRRR... PUMMMMRRR...
Poczułem obezwładniające ciepło... zrozumiałem, że faktycznie czegoś mi brakowało... i oto to coś napływało w dużej ilości...
- Koty zawsze wiedzą... - pomyślałem zanim zamknąłem oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz