czwartek, 29 stycznia 2015

Piotr Solecki "Saladyn i krucjaty"

Książka dostarczona przez wydawnictwo Replika

Imię "Józef" w rozmaitych wersjach językowych przewija się przez historię świata dość często. Jednym z Józefów o wyjątkowo dobrej prasie jest Al-Malik an-Nasir Salah ad-Dunja wa-ad-Din Abu al-Muzaffar Jusuf ibn Ajjub ibn Szazi Al-Kurdi, znany w Europie pod nieznacznie skróconym imieniem Saladyna. Zasłynął z szczodrości, odwagi, honoru - czasami wręcz patrzy się na niego jak na nauczyciela europejskich rycerzy pod tym  względem. Ponadto dbał o rozwój sztuk, był znakomitym wodzem i politykiem, zaś jego państwo słynęło z doskonałej organizacji. Ponoć był tak hojny dla ubogich, że po jego śmierci znaleziono w skarbcu tylko kilka monet. Trochę przywykliśmy do stawiania Saladyna na piedestale albowiem ludzie potrzebują pięknej legendy.
Jednakże legendy mają to do siebie, że są... legendami i niczym więcej.
Piotr Solecki podjął próbę przybliżenia postaci realnego Saladyna - Kurda nieszlacheckiego pochodzenia, który od pomniejszego oficera doszedł do godności sułtana Egiptu, władcy Aleppo i zjednoczyciela muzułmanów przeciw frankijskim najeźdźcom. Taka ścieżka kariery wymaga nieprzeciętnych zdolności a w niektórych regionach świata bywa czasami niemożliwa. Społeczeństwo, które umożliwia taki awans ludziom zdolnym, wystawia sobie niezłe świadectwo, niemniej nigdy nie udało się udokumentować aby sukces tego rodzaju odnosili ludzie o kryształowych charakterach, natomiast każdy człowiek sukcesu wydaje spore pieniądze na dobry PR. Ta sama zasada przyświecała też i Saladynowi, który zużył na ten cel niemal tyle co na swoje liczne wojny... z dobrym skutkiem. Przebicie się przez powstałą w ten sposób opinię zawsze jest trudne, tym bardziej gdy dotyczy postaci zmitologizowanej i żyjącej kilkaset lat temu.
Z tego niełatwego zadania Piotr Solecki wywiązał się bez popadania w manię demaskatorską, korzystał przy tym z prac historyków muzułmańskich, którzy w Europie na ogół nie docierają do opinii publicznej z poglądami na bliskowschodnią tradycję. Napisał rzecz przyjemną w czytaniu, nawiązującą stylem do znakomitych wzorów historyków francuskich, co ma szczególne znaczenie dzisiaj, gdy mało kto orientuje się w zawiłościach historii średniowiecznej.
Serdecznie polecam, to popularnonaukowy rarytasik, który czyta się jak normalną powieść.

(POL)

środa, 14 stycznia 2015

"Dzikie Karty" - George Martin **

Książka przekazana przez Wydawnictwo Zysk i S-ka

Zabawa w historię alternatywną bywa bardzo zajmująca. Szczególnie ciekawa jest, jeśli w wyniku drobiazgowego i starannego poprowadzenia akcji okaże się, że nie było alternatywy. Bywa jednak tak, że pomysł na zwrotny punkt w historii daje tyle możliwości, że każdy zobaczy w nim inny potencjał. Coś takiego wydarzyło się w przypadku "Dzikich Kart" George'a Martina i spółki. 
Ta książka to bardzo interesujący eksperyment literacki: prosty a zarazem efektowny. Tradycyjne antologie sprzedają się stosunkowo słabo - a zatem Martin wymyślił coś w rodzaju powieści, w której każdy wątek opowiada inny autor. Brzmi dziwnie?
Rzecz wygląda tak: bezpośrednio po II wojnie w USA ląduje statek obcej cywilizacji. Wysiada z niego dziwnie ubrany facet i informuje, że jego kuzyni w ramach eksperymentu zrzucili na ziemię bombę biologiczną z wirusem powodującym różnorodne, trudne do przewidzenia mutacje. Cywilizacja, z której pochodzi ma bowiem genotyp prawie identyczny z ludzkim i dość rozumu, by w tej sytuacji nie testować broni biologicznej na sobie. Niestety bomba wpada w ręce przestępcy a superbohater, pilot futurystycznego myśliwca noszący pseudonim "Śmig", ginie podczas próby udaremnienia detonacji. Wirus rozprzestrzenia się w górnych warstwach atmosfery i przebudowuje ciała ludziom - w dużej mierze w sposób przypadkowy. Nieliczni zyskują super-moce - nazywa się ich asami. O wiele więcej ofiar zmienia się dziwaczne, często kalekie stworzenia. Tych nazwano dżokerami, ponieważ przypadkowość "wygranej" i "przegranej" przypominała ciągnięcie kart. 
Na tym punkcie zwrotnym opiera się historia alternatywna firmowana przez George'a Martina: zadany w ten sposób temat rozwija kilkunastu autorów z zachowaniem chronologii i ciągłości wydarzeń - równocześnie każdy z nich sam wybiera sobie punkt widzenia, metodę opowiadania i obiekt zainteresowań. 
W efekcie oparcia o takie zasady dostałem do rąk antologię spójną niczym powieść a jednocześnie różnorodną i bogatą stylistycznie. 
Naturalnie pęka w szwach od odniesień do rozmaitych superbohaterów zaludniających amerykańską masową wyobraźnię, jednak autorzy poszczególnych opowiadań-rozdziałów postarali się aby pograć tymi sztampowymi postaciami bez łatwych szablonów.
To przedstawiciel gatunku „superbohaterowie dla dojrzałych” - nadprzyrodzone cechy stwarzają więcej kłopotów niż pożytku, wartość człowieka nie ma z nimi wiele wspólnego...
Nie ukrywam, że całość bardzo mi się podobała. Zapewne znajdzie się wielu czytelników, którzy nie lubią fantastyki i nie będą chcieli sięgnąć po tę książkę. Popełnią błąd. "Dzikie karty" to przede wszystkim znakomita opowieść obyczajowa, próba zmierzenia się z historią: głównie z historią USA ale Stany Zjednoczone są potraktowane jako zwierciadło współczesnej cywilizacji. Przerobienie wyglądu i możliwości części populacji  budzi w ludzkich umysłach odwieczne potwory, mimo iż wszyscy wiedzą, że wirus po prostu zmienił ciała zwykłych obywateli w coś dziwnego, że nie są to przybysze znikąd, wrogowie, Obcy z Nostromo, Murzyni, muzułmanie, Żydzi czy cykliści itd. Ludzie zostają uznani za obcych i wrogich na podstawie wyglądu, uprzedzenia kierują osądami. Komisja McCarthy' ego chętnie poluje na wszystkich odmieńców, nie potrzebuje wcale domniemanych komunistów jako ofiar. Demonstracje w obronie równouprawnienia zwykłych i dziwnie wyglądających mają taki sam charakter jak starcia w walce przeciw dyskryminacji rasowej. Nawet w fantastyce ludzie pozostają ludźmi - a to niezły powód by sięgać po ten gatunek bez literackiego rasizmu.
Tym bardziej, że książka jest co najmniej interesująca.

(POL)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

George R.R. Martin "Aforyzmy i mądrości Tyriona Lannistera" *

Książka przekazana przez Wydawnictwo Zysk i S-ka

Tyrion Lannister bezsprzecznie dzierży stanowisko najbardziej pyskatego i inteligentnego bohatera "Pieśni lodu i ognia", jego cięte wypowiedzi stanowią jeden z licznych smaczków opowieści - niemniej nie jest poetą ani aforystą, stąd pomysł wydania w osobnej książce zbioru jego powiedzeń wyrwanych z kontekstu od początku wydał mi się dość ryzykowny, niczym opowiadanie filmów Charliego Chaplina.
Faktycznie - zebrane w osobnej książce tracą nieco na sile wyrazu: karłowaty i niepożądany następca lorda Tywina Lannistera miał zwyczaj trafiania słowami w samo sedno, a trudno podziwiać celny strzał, jeśli nie widzimy ani odległości ani tarczy.
Niemniej wydany przez Zysk i S-ka tomik bardzo mi się spodobał z wielu powodów. Po pierwsze zwięzła i cięta wypowiedź nawet po wyrwaniu z kontekstu zachowuje sporo siły... i pobudza ciekawość, co do okoliczności, w jakich padła. Właśnie dzięki temu zbiorkowi sięgnąłem po "Grę o tron", co uważam za jedną z lepszych przygód z literaturą fantasy, jaka mi się przydarzyła.
Inne powody są natury estetycznej: to ładnie wydana książka w twardej oprawie, z przesympatycznymi ilustracjami Jonty Clarka zamieniającymi słowa Tyriona w obraz.
A kiedy już człowiek spotka Tyriona w powieści i obejrzy go w akcji - ta książka na długo zostanie pod ręką, jako cenny materiał do przemyślenia, zestaw ćwiczeń gimnastycznych na głowę i język oraz lekarstwo na umysłowe zatwardzenie.
Albowiem, jak mówi Tyrion: "od czasu do czasu dobrze, żeby ktoś z nas zadrwił, inaczej zaczniemy traktować się zbyt poważnie"

(POL)

niedziela, 11 stycznia 2015

JOANNA JAGIEŁŁO "Hotel dla twoich rzeczy" ***

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. CZARNE.

Książka perełka, nietypowa. Można ją zaliczyć do literatury faktu. Autorka opisuje swoje życie, składając wspomnienia jak kawałki puzzli. Życie trudne, zdeterminowane nie zawsze właściwymi wyborami. Dwa nieudane związki, dwie córeczki. Wynajęte mieszkanka,często bez wygód,przeprowadzki. Borykanie się z codziennymi sprawami, brakiem czasu, zmęczeniem, problemami finansowymi. Szare życie przeciętnej kobiety? Nic bardziej mylnego. Autorka umie żyć, czerpać radość z drobnych rzeczy, pielęgnować w sobie optymizm, kreatywność, dostrzegać piękno w drobnych rzeczach, po prostu cieszyć się życiem. W natłoku zajęć, znajduje czas dla siebie, zaczyna spełniać swoje marzenia, pisze książki. Umie w odpowiedniej chwili zatrzymać się, popatrzeć na świat z innej perspektywy. Swoje wspomnienia nawleka na nitki jak cenne korale, starając się pamiętać to, co dobre. Cierpi na syndrom Pollyanny, we wszystkim umie znaleźć dobre strony. Smakuje życie i potrafi wyciągnąć z niego to co najlepsze. Książka napisana jest prostym, oszczędnym językiem, co powoduje, że jej przesłanie mocniej trafia do czytelnika, a jednocześnie zachwyca swoją poetyckością. "Hotel dla twoich rzeczy" to najlepsza z lektur, jakie ostatnio czytałam. Wiem, że będę do niej wracać, jak do cudownej rozmowy z najlepszą przyjaciółką, taka która nie konfabuluje, nie upiększa, jest naturalna i prawdziwa. Pozwalam sobie zamieścić króciutki cytat ze str.13.. "Ile w tym ci piszę, jest faktów, a ile moich emocji i myśli? Jeśli opowiadam komuś jakąś historię, czy nie staram się jej ubarwić? Samo to, jak na przykład postrzegam dzieciństwo - ile w tym prawdy?Dlaczego pamiętam tylko skrawki? A co wydarzyło się w tych pustych przestrzeniach, z których nie pamiętam nic? Może to właśnie była prawda..." Bardzo Was proszę, sięgnijcie po tę książkę, bo to jest lektura na lata. Trzy gwiazdki za pomysł, wykonanie i za to, że miałam w ręku literaturę z najwyższej półki. 


(G.S.)

sobota, 10 stycznia 2015

Marcin Ciszewski "Major" **

Książka dostarczona przez Wydawnictwo War Book 

Kolejna część alternatywnej historii Marcina Ciszewskiego nie obniża poziomu. Oto możemy oglądać współczesny oddział wojska polskiego w realiach Warszawy pod okupacją. Wiedza gromadzona przez siedemdziesiąt lat wojen, znajomość wydarzeń historycznych, sprzęt z innej epoki i wyszkolenie garstki żołnierzy przeciw miażdżącej przewadze hitlerowskiej machiny wojennej - podane w formie inteligentnej i z poczuciem realizmu. Jak zwykle o sukcesie nie decydują zabawki (chociaż potrafią wiele zmienić) ale ludzie. 
Jest kilka fragmentów łechczących miło duszę - takich jak wizyta kpt. Wojtyńskiego u Jurgena Stroopa, atak Niemców na bazę i ich randes-vous z niespodziankami... czy rozmowa Stroopa z Reichsfuhrerem oraz jej nieoczekiwany koniec. Miło poczytać.
Ale wnioski z eksperymentem na rzeczywistości alternatywnej znowu nie napawają optymizmem. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Wielka Wojna to zdecydowanie nie jest liga dla polskich graczy: nawet wtedy, gdy damy sobie trochę asów w rękawie, nie uda się wygrać wszystkiego.
Pytanie: co można wygrać? każdy musi zadać sobie sam, tak daleko Ciszewski się nie posuwa. 
Autor po prostu daje czytelnikowi inteligentną, dobrze napisaną opowieść, która jak każda porządna fantazja, pozostawia kilka poważnych pytań co do naszej prawdziwej rzeczywistości.
Niezależnie od tego czy pobawimy się w grę z historią czy po prostu nacieszymy porządną wojenną  przygodą - warto sięgnąć po tę książkę.

(POL)

IZABELA ŻUKOWSKA: "SKAZY" *

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. PRÓSZYŃSKI I S-KA

Kiedy sięgam po książkę Izabeli Żukowskiej, wiem od razu, że zostanę zabrana do Gdańska. Czasem tego sprzed wojny, czasem tego współczesnego. Tu spotykają się obydwa, a na chwilę zaglądamy i do XVIII wieku, kiedy to ród Hollenbachów osiąga wysoką pozycję w mieście (w jaki sposób, tego nie zdradzę). Książka opowiada o kupieckiej familii Hollenbachów mieszkających w Dancig, a potem w Wolnym Mieście Gdańsk, ale autorka skupia się na wątku Nenny i Hetty, sióstr-bliźniaczek i prowadzi go przez lata wojny aż do współczesności. Dwie siostry, dwa wybory, dwa różne losy - bardzo gorzka to opowieść, ale bardzo prawdziwa. Zderzenie pojedynczego człowieka z kataklizmem dziejowym zawsze zostawia bolesne ślady. Nie unikną tego i Hollenbachowie, a zapłaci za ich wybory kolejne pokolenie. To nie jest łatwa lektura. Autorka przeskakuje z XX-lecia międzywojennego do współczesności; czytelnik musi uważnie śledzić akcję. Ale, wierzcie mi, warto. Po przeczytaniu dotarło do mnie, że - czasem bardziej niż do narodu - człowiek przynależy do miejsca. I takim właśnie ludziom Historia czyni największą krzywdę. Polecam tę lekturę Waszej uwadze, a gwiazdkę daję za prawdę historyczną.


(M.J.Kursa)

czwartek, 8 stycznia 2015

MONIKA SZNAJDERMAN, "BŁAZEN. MASKI I METAFORY"

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. ISKRY

Książka "Błazen. Maski i metafory" jest już drugim wydaniem tej monografii. Stanowi obszerne omówienie mitu błazna i błazeństwa z perspektywy antropologii kulturowej, czyli dziedziny badającej różnorodne kultury, obecne w nich wzorce oraz wzajemne zależności. Jeśli jednak czytelnik spodziewa się spotkać tu znane sobie postacie błaznów fikcyjnych i historycznych, to myli się, bowiem autorka celowo omija takie oczywiste ścieżki i konotacje i podąża, jak pisze, przez "pogranicza, marginesy i opłotki kultury", szukając masek, za jakimi ukrywa się ten odwieczny archetyp. "Błazen" to bowiem pewna umowna nazwa, którą można rozumieć na wiele sposobów, a więc jako postać mitologicznego trickstera, kuglarza i akrobaty, klasycznego klowna augusta, Pierrota, Arlekina, Jockera, Don Kichota czy po prostu sylwetki budzącej śmiech swoją groteskowością, co pozwala autorce na dotarcie do najróżniejszych zakątków kultury. Monika Sznajderman zaczyna od ukazania mitologicznych źródeł błazna, co wydaje mi się jedną z najciekawszych części książki. Następnie porusza m. in. tematy wyobrażenia Boga jako Wielkiego Kuglarza, błazna jako figury świętej lub przeklętej i demonicznej, zależności pomiędzy archetypami króla, kapłana czy artysty a błazna czy błazeństwa i szaleństwa kilku konkretnych bohaterów literackich. Przewija się tu ogromna liczba różnorodnych mitów, legend, odniesień, skojarzeń, motywów kulturowych, między którymi autorka porusza się ze swobodą naukowca, ale jednocześnie omawia je przejrzystym językiem i wystarczająco przyjaźnie, aby przeciętny czytelnik nie czuł się przytłoczony.
Rozdziały książki, chociaż ściśle powiązane, można traktować jako odrębne eseje. Właśnie ten eseistyczny charakter "Błazna" powinien zachęcić do niego szerszy krąg odbiorców. Nie jest to bynajmniej wyczerpująca, ścisła analiza, co autorka podkreśla we wstępie, ale raczej swobodne studium tematu, skłaniające do własnej refleksji. Taka forma świetnie nadaje się do ukazania, jak niejednoznaczną postacią jest błazen, kuglarz, klown, oscylujący między sferą nieba a ziemi, sacrum a profanum, tym, co nadludzkie, a tym, co podludzkie, zwierzęce. Przez pryzmat jego sylwetki Monika Sznajderman ciekawie i trafnie analizuje współczesną kulturę i jej nierozerwalne związki z poprzednimi epokami. "Błazen. Maski i metafory" to książka nie tylko dla fascynatów antropologii kultury, ale i dla tych, którzy po prostu mają ochotę na nieco bardziej refleksyjną lekturę.


(gościnnie Monika Kursa)


środa, 7 stycznia 2015

George R. R. Martin "Pieśń lodu i ognia" ***


Książki przekazane przez wydawnictwo Zysk i S-ka

Są takie książki, które szalenie trudno zrecenzować a każdą z nich z innego powodu. Należy do nich "Pieśń lodu i ognia" George'a Martina. Ile razy siadam do napisania recenzji, tyle razy biorę tę książkę w ręce i czytam od nowa. A zaczęta recenzja sobie leży i czeka na zmiłowanie.
Martin wykreował bardzo rozbudowany i bogaty świat. Wprawdzie uważam, że mógł sobie darować nadawanie mu historii trwającej kilka tysięcy lat (bo JEDEN tysiąc lat to historia Polski a mało który naród na Ziemi ma tradycję dłuższą niż trzydzieści wieków) ale to tak nieznaczący detal, że prawie niezauważalny. Zresztą czepianie się detali świata nie ma sensu przy tej opowieści - ona jest o ludziach.
To właśnie bohaterowie Martina mnie aż tak do siebie przyciągnęli. Pełnokrwiści, indywidualni, z kapitalnie zakreślonymi charakterami... Nawet postaci drugoplanowe mają interesujące i wcale niejednoznaczne osobowości.
Daje się wyczuć u Martina inspirację bohaterami, którzy na stałe weszli do historii literatury ale podkreślam: inspiracja to nie kopiowanie... W pewnym sensie w bohaterach "Pieśni lodu i ognia" możemy zobaczyć opowiedziane całkiem inaczej wielkie historie naszej kultury, przefiltrowane przez niebanalną erudycję autora, świetny warsztat pisarski i bogatą wyobraźnię.
Tyrion Lannister - karzeł, który z umysłu uczynił swoją najpotężniejszą broń, przypomina nieco Hamleta - piekielnie inteligentnego, uwikłanego w konflikt między rodziną, władzą i polityką, jednakże w odróżnieniu od bohatera szekspirowskiego jest fizycznie upośledzony, prawie niezdolny do fizycznej konfrontacji. Pogardliwie nazywany Półmężczyzną, sprawił, że to przezwisko stało się okrzykiem wojennym dla prowadzonych przez niego żołnierzy... George Martin bierze jakiś znany od wieków przykład bohatera literackiego, rozpoznawalny, funkcjonujący jako ikona kulturowa, po czym dodaje mu cechę, która tę pozornie znaną postać całkowicie zmienia. Tak uczynił z Tyrionem, zostawiając mu WYŁĄCZNIE umysł jako jedyne w pełni sprawne narzędzie do zmierzenia się z całym światem.
Podobnie potraktował jego starszego brata Jaime Lannistera - z jednej strony to idealny rycerz: przystojny, sprawny, odważny... przypomina nieco Lancelota z jego relacjami damsko-męskimi, szybko jednak okazuje się, że w wersji bliższej autentycznych rycerzy europejskiego średniowiecza: zdolny do wyrzucenia dziecka przez okno, znany z zamordowania króla, którego miał strzec, niczym Lancelot zdradzający kolejnego króla, któremu przysięgał wierność, sypiający z własną siostrą i lekceważący większość praw boskich i ludzkich... ale kiedy wydaje nam się, że wiemy o nim wszystko - autor sprawia czytelnikom niespodziankę: wywraca do góry nogami całą dotychczasową wiedzę o tym człowieku, zmuszając przy okazji samego bohatera do zbudowania od nowa całego swojego życia: Jaime nagle odkrywa, że oparł się wyłącznie na biegłości w walce wręcz i próbuje to zmienić.
Podobną niespodziankę kryje Sandor Clegane, zwany Ogarem: dzielny, brutalny i okrutny w stopniu budzącym natychmiastową odrazę, stopniowo pokazuje całkiem inną twarz, jednak aż do końca nie potrafi wyjść z roli, do jakiej się przyzwyczaił.
Psychologiczne niespodzianki z bohaterami to poniekąd specjalność Martina, co ciekawe - nawet z bardzo ogranego wątku przywrócenia do życia potrafi wyciągnąć coś nowego, np. rozegrać jakoś traumę, którą ożywionemu pozostawia doświadczenie śmierci.
Właściwie każdy z z bohaterów Martina zasługuje na osobną opowieść, jednak byłoby to psucie niespodzianki, którą autor przygotował dla czytelników. Jego postaci łapią się w rozmaite pułapki, zmieniają się, tracą wszystko i zyskują coś w zamian... ale nie wszyscy potrafią się z tym pogodzić. W miarę rozwoju wydarzeń dostajemy coraz więcej wiedzy o każdym z nich a ich portrety stają się pełniejsze... i bardziej ludzkie.
Nieoczekiwane zwroty akcji, intrygi, spiski, bitwy, negocjacje... wyobraźnia George'a Martina pokazała nam w pigułce właściwie wszystkie metody uprawiania polityki, zarówno w wersji tragicznej (Krwawe Gody) jak i tragikomicznej (pojedynek Bronna z mężem lady Falyse).
Ale "Pieśń lodu i ognia"  to nie tylko political fantasy czy heroiczna przygoda... ani wyłącznie opowieść o uczuciach, skomplikowanych ludzkich losach, trudnych decyzjach i stratach... Czytałem ją już wielokrotnie, za każdym razem znajduję w niej coś nowego... i odkładam skończenie recenzji na później.
Celowo piszę o cyklu jak o jednej powieści. Tak naprawdę podziały na poszczególne części są dosyć umowne - żadna z nich nie tworzy jakiejś osobnej całości w obrębie świata przedstawionego, opowiadają po prostu rozwój wydarzeń, niczym tomy niepotrzebnie wyróżnione osobnymi tytułami. Z tego powodu nie da się rozpocząć przygody z "Pieśnią..." od dowolnej książki. Warto też upewnić się, że możemy łatwo sięgnąć po następną...
George Martin zastosował interesujący zabieg kompozycyjny: śledzimy wydarzenia towarzysząc kolejno rozmaitym bohaterom, co czasami pozwala nam obejrzeć to samo z różnych punktów widzenia... a zazwyczaj zmusza do czekania aż autor znowu da głos temu, kogo lubimy. Ktoś, kto czyta tę opowieść np. wyłącznie dla Sansy Stark, będzie musiał przeskakiwać duże partie tekstu i zaopatrzyć się od razu we wszystkie części.
Z drugiej strony - ja bardzo lubię takie sztuczki narracyjne.
Tak czy siak - ta książka w zasadzie nie wymaga reklamowania, wystarczająco dobrze zrobił to serial "Gra o tron" - ale ja i tak ją polecam. To świetna historia, dorównująca Tolkienowskiej sadze i innym klasykom literatury fantasy. Zresztą spodoba się nie tylko miłośnikom tego gatunku.
Jedno, za co mam żal do wydawcy - to okładki. Nie za bardzo pasują do historii, są zbyt krzykliwe.

(POL)

HANNA KOWALSKA-PAMIĘTA "Ewa i idealna opiekunka"

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. SKRZAT

Ewa ma 8 lat i dwa marzenia. Mieć w domu zwierzaka, co jest niemożliwe, ze zwględu na alergię taty i pozbyć się opiekunki, pani Asi. Niestety są to marzenia nieziszczalne. Pani Asia jest punktualna, perfekcyjna i dziewczynka jest zmuszona znosić jej towarzystwo. Nagle w życiu Ewy zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Tajemniczy kot na balkonie, dziwny chłopiec, niewidoma staruszka, podsłuchana przerażająca dla dziewczynki rozmowa w czytelni. Co z tego wyniknie? Nie zdradzę, bo to świetnie napisany kryminał dla starszych dzieci, wciągający i znakomicie skonstruowany. Właściwie nie tylko dla dzieci, bo przyznam, że ta książka mnie również wciągnęła. Dodatkowym atutem powieści jest pokazanie szkoły, rywalizacja wśród dzieci o władzę, prestiż. Znakomita lektura. Gorąco polecam. 

(G.S.)


wtorek, 6 stycznia 2015

WIESŁAW MICHNIKOWSKI: "TANI DRAŃ" ***

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. PRÓSZYŃSKI I S-KA

Wiesława Michnikowskiego znają chyba wszystkie pokolenia w Polsce. Któż nie pamięta jego wspaniałych kreacji (bo każda piosenka w jego wykonaniu była kreacją) z Kabaretu Starszych Panów? Albo nieśmiertelnego "Sęka" z Dudka? A przecież bohater tej książki zamierzał zostać poważnym inżynierem, nie niepoważnym aktorem. Ta książka to wywiad-rzeka przeprowadzony przez syna pana Wiesława, Marcina. I to bardzo dobrze, bo pewnie nikt inny wielu z tych pytań by nie zadał. Z odpowiedzi wygląda niesamowicie skromny, pełen humoru człowiek o bogatym życiorysie. Jego opowieści zza kulis teatru czy kabaretu są równie smakowite jak role, które zagrał. Najzabawniejszych nie zdradzę, powiem tylko, że popłakałam się ze śmiechu, wyobrażając sobie sytuacje, które opisuje wywiadowany. Fotografie i teksty niektórych piosenek dodają książce kolorytu. Za co te trzy gwiazdki? Za wiedzę, którą dała mi ta biografia, za cudowny humor, wreszcie za język i klasę pana Wiesława. Tacy, jak On, już coraz rzadziej się zdarzają. Polecam tę lekturę z całego serca.


(M.J.Kursa)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Noworoczne ploteczki z Frankiem - Grażyna Strumiłowska

   
Chwila spokoju, włączona cicha muzyka, odpoczynek po sylwestrowych hukach. Postanowiłam sama dla siebie podsumować stary rok i powziąć jakieś noworoczne postanowienia. 
W momencie, kiedy zaczęłam zapisywać pierwsze z nich, usłyszałam tętent. Oczywiście jak zawsze, kiedy chcę mieć chwilę spokoju pojawił się Franek. Zastanawiam się, skąd wzięło się powiedzenie "koci chód", cichy, bezszelestny. Franek jak biegnie, to drży podłoga.
- O, nudzisz się? - mały potwór usiadł i popatrzył mi w oczy.
- Nie, myślę.
- O czym, to głupie tak siedzieć i myśleć.
- Wcale nie, tak sobie układam pewne rzeczy.
- Gdzie układasz?
- W głowie.
- Coś kręcisz. W głowie to nie ma jak czegoś układać - przyjrzał mi się uważnie i wydawało mi się, że z pewną złośliwością.
- Franiu, a ty nie masz żadnych postanowień noworocznych.
Mój koteczek zamyślił się.
- Mam, chyba.
W mojej głowie zaświtała nadzieja.
- Franiu, może będziesz trochę grzeczniejszy?
- Czemu - spojrzał na mnie za zdziwieniem.
- Bo okropnie rozrabiasz. Wszystko niszczysz.
- E tam, te stare skorupy i choinka co jest umarnięta i wazon.
- Ale te skorupy , jak je nazwałeś, to była cenna pamiątka.
- Zepsute były i stare - prychnął - Przestań truć i powiedz coś ciekawego.
- Nie wiem co jest dla ciebie ciekawe?
- Opowiedz o tych redaktorach na KzK. Ja ich nigdy nie widziałem. Słyszę jak z nimi rozmawiasz, ale nie wiem jacy są. Wiem tylko, że ciotka Ania ta od Sylwka to często się ze mnie wyśmiewa.
- Nieprawda. Ona cię bardzo lubi. Dobrze, opowiem ci. Ania Klejzerowicz to świetna pisarka i wspaniała osoba. Ma trudny charakter czasem, ale wielkie serce i zawsze można na nią liczyć. Kocha zwierzęta i uważam ją za przyjaciółkę.
- E tam, zołza jest - Franio rozłożył się wygodnie, tym samym przesuwając mnie na brzeg kanapy - A moja wredna teściowa?
- Małgosia Kursa. To nasza opoka. Siła spokoju, lojalna, pracowita i bardzo kochana. Ma niesamowite poczucie humoru i pisze fantastyczne książki.
- Wiem, ale też jest zołza.
- Dlaczego?
- Nie wiem, tak czuję. Kropkę lubię, ją też, ale czasem mnie wkurza.
- Jest jeszcze Piotr Olszówka. Wujek od Kotka Mamrotka, ma Nanę i Pumę. Jest wspaniałym przyjacielem, taki nasz redakcyjny rycerz, potrafi nas w trudnych chwilach rozbawić. A wiesz, że niedługo wyjdzie jego książka o Kotku Mamrotku.
- Fajnie, to mi poczytasz.
- Jest jeszcze Piotr Sender, taki młody wilk, pisarz, informatyk. Bardzo go wszyscy lubimy.
- Jego to nie znam.
- Poznasz kiedyś i na pewno polubisz.
Franio przeciągnął się.
- No to sobie poplotkowaliśmy. Są jeszcze te Rosenthale? Fajnie się tłuką.
Zerwał się, a ja zostałam z mętlikiem w głowie i postanowieniem zakupienia pancernej szafy.


Grażyna Strumiłowska

ps. Franek niedawno potłukł stary półmisek Rosenthala. Ktokolwiek twierdzi, że zrobił to przypadkiem - oczernia Kotka.

ANNA FRYCZKOWSKA „KURORT AMNEZJA”

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYDAWNICTWO PRÓSZYŃSKI I S-KA. 

Co dzieje się z psychiką człowieka po traumatycznym przeżyciu, po doznanej tragedii? Jakie konsekwencje może przynieść doznana krzywda? W jaki sposób śmierć naznacza żyjących?
Na te pytania próbuje znaleźć odpowiedź autorka tej powieści. Obyczajowej? Kryminalnej? Psychologicznej?... Znajdziemy tu elementy każdego z tych gatunków. Wszystkie wątki jednak prowadzą do sprawy najważniejszej: analizy myślenia i zachowania osób naznaczonych nieszczęściem.
Dwie kobiety:Wanda ma prawie czterdzieści lat, straciła w wypadku samochodowym męża. Posypało się jej całe życie. Jednak to nie wszystko, z czym nieszczęśliwa kobieta musi się zmierzyć. Już po tragedii dowiaduje się, że ukochany mąż ją zdradzał, a młodziutka kochanka feralnego dnia jechała razem z nim. I przeżyła…Marianna, studentka prawa, ma dwadzieścia trzy lata, w wypadku straciła pamięć. O tym, że cierpi na amnezję, wie tylko jej oficjalny narzeczony – Marek – warszawski adwokat. Narzeczony wywozi dziewczynę na małej nadmorskiej miejscowości i umieszcza w pensjonacie swoich ciotek jako pomoc kuchenną.Wanda jedzie tam za nią. Choć sezon jest zimowy, wynajmuje pokój w pewnej willi naprzeciwko pensjonatu, w którym pracuje Marianna. W nim także jest niewielu gości, może dlatego dziewczyna jakoś sobie radzi. Marek odwiedza ją w weekendy, pomagając w rekonwalescencji. Lecz czy na pewno zależy mu na tym, by narzeczona odzyskała pamięć?...I czego tak naprawdę chce Wanda?Informacji?Sprawiedliwości?Zemsty?W tej książce wszystko jest ponure, szare i brzydkie: miasteczko, domy, pomieszczenia, ludzie. Szczególnie ludzie. Groteskowi, karykaturalni, wredni, głupi, fałszywi, małostkowi lub po prostu źli. Nawet główne bohaterki nie budzą sympatii. Jedna, oszalała z nienawiści, skupiona na procesie umierania, „pociesza się” oglądając makabryczne filmy: odcięte głowy i inne części ciała, skąpane we krwi. I sama się okalecza, rani – dosłownie i w przenośni. Druga – z pozoru bezwolne i pokorne cielę – lubi zabijać i patroszyć ryby, bo czuje, że „ma wtedy moc. Była ryba, jest filet”.Trudno się z nimi utożsamić, łatwo jednak utożsamić się z ich nieszczęściem. W końcu w każdej chwili sami możemy zostać nim dotknięci. Wszyscy. A czy można postrzegać świat inaczej, dostrzegać w nim piękno czy harmonię, gdy nie ma się już po co żyć? Lub gdy życie stało się obciążeniem, niosącym tylko i wyłącznie ból?Pierwsza z kobiet wolałaby nie pamiętać. Druga próbuje swoją pamięć odzyskać. Lecz czy na pewno? Co takiego kryje się w jej niepamięci? Czy to, co sobie ewentualnie zdoła przypomnieć, pomoże jej lub komukolwiek? W czymkolwiek?Czy przed tragicznym wydarzeniem bohaterki były inne? Lepsze? Gorsze?Wkrótce losy obu kobiet dramatycznie i w sposób bezpośredni się połączą. Czy wyniknie z tego coś dobrego, czy na odwrót, przekonajmy się już sami. O ile starczy nam odwagi, by zmierzyć się z tematem. Sama autorka w krótkim „posłowiu” odpowiada na pytanie, dlaczego napisała tę książkę: żeby się uporać ze śmiercią.Lecz czy dla nas – śmiertelników – jest to w ogóle możliwe?Powieść jest trudna emocjonalnie, bardzo też emocjonalnie napisana. Nie będzie to miła lektura do poduszki, choć wątek kryminalny w tle – raczej klasyczny – pomaga utrzymać książkę w równowadze.Warto przeczytać.


(Anna Klejzerowicz)

niedziela, 4 stycznia 2015

Ranking osobisty redaktorów KzKw roku 2014 - Piotr Olszówka



Jeśli mam wybrać moją książkę roku, to mam twardy orzech do zgryzienia. Ostatecznie zdecydowałem się jednak, że w tym roku najmocniej zaznaczył mi się George Martin i jego "Pieśń lodu i ognia". Nie mogę porównywać tej lektury z tekstami takimi jak "Achtung - Panzer!" czy arcydziełem wojennej literatury  Jeana Echenoza, ale po prostu najwięcej czasu spędziłem w świecie Martina i jego gier o tron - a zatem specjalne wyróżnienie mu się należy: za intrygi, świat bogaty i wielokulturowy, za bohaterów i imponujący rozmach opowieści.

Piotr Olszówka

Ranking osobisty redaktorów KzKw roku 2014 - Grażyna Strumiłowska

Moja książka - "Elf i pierwsza gwiazdka" Marcina Pałasza. Po pierwsze kocham książki o Elfie, po drugie moim zdaniem mamy bardzo mało dobrej, mądrej literatury dla starszych dzieci i młodzieży.


Grażyna Strumiłowska

Ranking osobisty redaktorów KzKw roku 2014 - Anna Klejzerowicz

Dla mnie najważniejsza książka tego roku to "Śpiewaj ogrody" Pawła Huelle. Za piękny język, bogactwo myśli, za niezapomnianą literacką ucztę.


Anna Klejzerowicz

Ranking osobisty redaktorów KzKw roku 2014 - Małgorzata Kursa

Moje odkrycie roku to "Ciała niebieskie" Tanji Duckers, powieść wydana przez Świat Książki. Tematyka, plastyczność języka, sposób narracji i całkowite oddanie pola czytelnikowi, cytaty, których nie sposób zapomnieć sprawiły, że ta lektura wiele mnie nauczyła.

Małgorzata Kursa

Ranking osobisty redaktorów KzKw roku 2014 - Piotr Sender

Za książkę roku 2014 uznałbym, mimo wszystko, „Sońkę” Ignacego Karpowicza. „Mimo wszystko”, gdyż ostatnio o autorze było głośno, lecz nie dzięki jego literaturze, a jakimś aferom – i nawet w obliczu tych wylanych publicznie brudów „Sońka” broni się (gorzej niż jej autor) sama, jako literatura najwyższej klasy. Za język, za historię, a nawet za przepiękne wydanie (ukłon w stronę wydawcy). Minęło już sporo czasu, od kiedy ją przeczytałem; w między czasie pojawiło się wiele innych lektur, wiele innych postaci i ich historii – i mimo tego literackiego przepełnienia, nadal w pamięci mam główną bohaterkę książki Karpowicza, umierającą kobietę o pomarszczonym licu oraz jej losy. Tak mocno i długo nie żyła we mnie jeszcze żadna powieść…


Piotr Sender