KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYDAWNICTWO LITERACKIE
Bułkowice, małe senna miejscowość pod Krakowem. W polu kukurydzy znalezione zostają pozbawione głowy zwłoki młodej kobiety, absolwentki prawa, która wraz z narzeczonym przyjechała do Bułkowic, by obejrzeć wystawiony na sprzedaż dom letniskowy, a przy okazji spędzić tu wakacje. Brutalne morderstwo poruszyło cały kraj. Na miasteczko pada blady strach. Mściciel? Seryjny zabójca? Przypadkowy wariat? A może zbrodnia ma szerszy kontekst lub głębsze korzenie? Świadków oczywiście brak. Stałych mieszkańców jest niewielu, wszyscy zdają się coś wiedzieć, panuje jednak zmowa milczenia. Nieliczni wczasowicze również niczego nie widzieli ani nie słyszeli. Sprawą zajmuje się oficjalnie miejscowa policja przy wsparciu komendy stołecznej, nieoficjalnie dziennikarz telewizyjny Wiktor Bergen, a także wynajęta przez matkę ofiary młoda prywatna detektyw Julia Dobrowolska. Julia nie będzie miała łatwego zadania. Pomijając już, że to jej pierwsze tak poważne zlecenie, musi borykać się jeszcze ze wzajemną bezwzględną rywalizacją pozostałych śledczych. Tymczasem morderca nie spoczywa na laurach…
„Żniwiarz” to pierwszy tom cyklu detektywistycznego z Julią Dobrowolską w roli głównej, a zarazem debiut Grzegorzewskiej sprzed dokładnie dziesięciu lat. Obecne wydanie jest wznowieniem. Gdy porównuję nowe powieści tej autorki z tymi wczesnymi, nasuwają mi się pewne refleksje. Po pierwsze: są książki – a raczej sposób pisania, melodia słów – które budzą swoistą nostalgię, do których się wraca jak do ulubionych miejsc. W moim przypadku tak jest z prozą Gai Grzegorzewskiej. Nieważne, co biorę do ręki jej autorstwa, zawsze mam przy tym satysfakcję czytelniczą. Bo choć język pisarki w międzyczasie ewoluował, jest jednak od samego początku rozpoznawalny. W „Żniwiarzu” prosty, klarowny, zdyscyplinowany, a zarazem już charakterystyczny, nie pozbawiony zarówno poczucia humoru, jak i zmysłu dramatycznego. Po drugie: to klasyczny kryminał, z dobrze pomyślaną intrygą, sugestywnym klimatem oraz przekonującymi bohaterami, wyraźnie nawiązujący do tradycji gatunku. Przynajmniej do pewnego momentu. Bo pod koniec Grzegorzewska jakby się rozkręca, nabiera luzu i pewności siebie, dodaje szczyptę groteski i… już jest sobą. A wraz ze swą autorką na wyrazistości zyskuje również Julia Dobrowolska, bohaterka cyklu, na swój sposób sympatyczna i demoniczna zarazem.
Gwiazdki za dobrze skonstruowaną zagadkę, sielski klimat podszyty strachem, a przede wszystkim za przyjemność czytania. Spokojnie - wbrew pozorom nie ma tu makabry, wszystko w granicach dobrego kryminalnego smaku. Idealny kryminał „do poduszki”, ale z polotem. Polecam serdecznie całą serię.
(Anna Klejzerowicz)