Grzegorz Kozera jest jednym z niewielu autorów, który moje szare
komórki zmusza do myślenia. Bohater, facet po przejściach, świeżo po
rozstaniu z kobietą, która wciąż jest dla niego ważna, wybiera się w
podróż do Pragi i Wiednia. Dociera dalej, niż zamierzał, a nawet tam,
dokąd wcale mu się nie śpieszyło. Pomysł
nietypowy - facet jedzie i myśli (dla niektórych stan obcy), a to, co
mu przelatuje przez głowę, czytelnik może śledzić na kolejnych stronach.
Od czasu do czasu bywa w różnych miejscach i spotyka ludzi z różnych
stron świata. Wtedy natychmiast wychodzą z ukrycia jego fobie, strachy,
polskie kompleksy i polska wyższość. Facet mnie chwilami tak samo
wkurzał, jak rozczulał, ale tkwi w nim kawałek każdego z nas, więc nie
wiem, z kim bardziej się kłóciłam przy czytaniu: z nim, czy ze sobą.
Siedzę teraz i kombinuję, jak ten Kozera to zrobił, że pyskowałam do
książki, zapominając, że mam do czynienia z fikcją literacką. Podziwiam
go za to z całej duszy, a wszystkim polecam "Drogę do Tarvisio" nie
tylko jako świetną lekturę, ale też jako lekcję i przestrogę.
(M.J.Kursa)
(M.J.Kursa)
KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. DOBRA LITERATURA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz