czwartek, 29 sierpnia 2013

Skrzynki

Natura lubi, żeby ludzie się różnili. No i dobrze. Różnorodność jest cool, jak powiadają młodzi. Niestety, od jakiegoś czasu dostrzegam z niepokojem, że te różnice zaczynają mi przeszkadzać. Konkretnie jedna. Wzrost mianowicie. Tak się składa, że plasuję się w stanach dolnych. Niby nieźle, bo w tłumie nie wystaję nad poziomy i w razie nagonki to nie mnie będą łapać, tylko tych wyższych. Pocieszałam się też zawsze, że niejaki pan Wołodyjowski wzrostu był równie nikczemnego, a przecież trafił na karty „Trylogii”. I to jako bohater.
Ba, tylko co nieszczęsny pan Michał zrobiłby, gdyby mu przyszło wyciągnąć korespondencję ze skrzynki na listy? Podjechałby konno? Z konia pewnie bym dosięgła, ale najpierw musiałabym się z nim jakoś dogadać, a nie jestem pewna, czy zmieściłby się do klatki mojego bloku.
Kiedy parę lat temu zakładano nam nowe skrzynki, zlekceważyłam problem, bo wyglądały bardzo ładnie. Dostałam kluczyki i wydawało mi się, że wszystko jest OK. Schody zaczęły się, kiedy stwierdziłam, że moja skrzynka znajduje się na samej górze i wystają z niej stosy ulotek. Kluczykiem nie sięgnęłam. Stanęłam więc na palcach, nie bacząc na fakt, że stanowię bardzo nieestetyczny widok, bo bluzka stanęła na palcach razem ze mną, odsłaniając plecy. Wiek już nie ten, żeby przyciągnąć oko.
Obciągnęłam bluzkę i, po namyśle, wylazłam na pierwszy schodek. Przytrzymałam się skrzynek i udało mi się otworzyć moją. Zawartość zrobiła mi przyjemność, bo sama się wysypała.
Kiedy udało mi się w końcu zamknąć to cholerne ustrojstwo, byłam spocona jak ruda mysz. A w środku miałam wulkan. Żeby go zneutralizować, popędziłam do Spółdzielni i wylałam swoje żale przed dostępnym mi urzędnikiem. Usłyszałam rozbawiony rechocik (a czy to, psiakrew, moja wina, że wzrostem nie grzeszę?) i mglistą obietnicę, że kiedyś tam obniżą kaloryfery, to i skrzynki będą niżej.
Mieszkam wysoko. Nie chce mi się latać z drabinką. Mogłabym ze stołeczkiem, ale mam obawy, że z niego zlecę. I też mi się nie chce. W dodatku idzie zima. Mam na sobie coraz więcej ciuchów i dokonuję cudów ekwilibrystyki, żeby się dostać do zawartości mojej skrytki, bo ona głęboka dosyć. Nie mogę posłużyć się dzieckiem, ni mężem, bo nie zawsze mam ich pod ręką, a – bywa – korespondencja jest pilna.
Błagam o odrobinę miłosierdzia. Panowie, weźcie pod uwagę, że kurduple też mają rację bytu (czasem nawet się przydają) i zróbcie coś na wiosnę z tymi skrzynkami. Sezon grzewczy postaram się przeżyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz