czwartek, 26 grudnia 2013

Kartki świąteczne - Piotr Olszówka


W mojej pracy bardzo dużo zależy od uporządkowania i systematyczności, dlatego staram się prowadzić regularny tryb życia. Po śniadaniu wychodzę z Nanusią, jakieś zakupy i drobiazgi załatwiam później szybko i sprawnie a potem biorę się do pracy. Tyle teoria... a praktyka...
Tym razem w drobiazgach znalazła się gruba koperta z napisem UNICEF.
Kiedyś coś wpłaciłem na ich konto i od tamtej pory co rok dostaję paczkę kartek świątecznych... i prośbę o wsparcie. Czasami wspieram.
Oglądałem kartki przy biurku i już miałem się wziąć do pilnej ilustracji, kiedy usłyszałem szuranie pazurków po parkiecie. Nana zaraz po obudzeniu wygląda, wydaje dźwięki i zachowuje się niczym dobrze zadomowiony bambosz, chociaż normalnie jest pieskiem zgrabnym i ruchliwym.
Siadła, spojrzała mi w oczy z wyrazem niezwykle pobudzonej inteligencji i zapytała:
- Dostanę kawałek tego ciasteczka? Chociaż malutki...
Spojrzałem na nią z wyżyn mojego fotela, czyli mniej więcej tak, jakby Jagiełło z pomnika grunwaldzkiego zerknął na przedszkolaka.
- To nie jest ciasteczko. A poza tym dopiero co jadłaś.
- Ale jestem puściutka! - wywróciła się na plecy i pokazała brzuszek. Brzuszek, nawiasem mówiąc, kulisty jak piłka.
- To wygląda jak balonik.
- I jest tak samo puste w środku! Widzisz? - przewróciła się z boku na bok dla podkreślenia wagi sytuacji.
Ta pokerowa zagrywka skłoniła mnie do blefowania. Delikatnie ją posmerałem po temacie rozmowy.
- Tu wyczuwam psie ciasteczka ze śniadania dwie godziny temu... a to... chyba ten gryzak do czyszczenia zębów... który skończyłaś przed chwilą.
Zwinęła się w kulkę, żeby polizać łapę i ukryć zakłopotanie, po czym sprytnie zmieniła temat:
- To dasz mi to ciasteczko? Chociaż kawałeczek... - zdecydowała się na ustępstwo - ...może być malutki.
- To są kartki na Boże Narodzenie a nie ciasteczko. Tego się nie je. Są papierowe.
- Papier się je.
No tak, Nana już nam udowodniła jadalność papieru... Nieźle odczuliśmy w portfelu skutki jej zainteresowania tekturą malarską. Nie zamierzałem tego odpuścić.
- A pamiętasz, że po zjedzeniu tej tektury musieliśmy zabrać cię do doktora? Pamiętasz jak cię bolał brzuszek i byłaś na diecie?
- Ale na pewno to nie papier mi zaszkodził... zresztą zjadłam go tyle co nic... - Nana opuściła uszy i wyglądała jak aniołek.
- Wymiotowałaś papierem. A zjadłaś go prawie pół metra kwadratowego. - celowo przesadziłem. W tej kwestii wolę utrwalić jej w pamięci moją wersję. - Jak nie pamiętasz, to pojedziemy do doktora i on ci opowie.
- Nie jadę do doktora. Tak bardzo go lubię, że nie będę mu przeszkadzać. - pokręciła się i znowu łakomie spojrzała na kartki.
- To po co one, jak się ich nie je? - w kwestii jedzenia Nana wierzyła tylko w dostawanie smakołyków. Resztę musiałem jej z trudem udowadniać.
- Wysyła się na święta Bożego Narodzenia.
- BożegoNaco?
- To takie bardzo ważne święto. Tak ważne, że w tym dniu zwierzęta mówią ludzkim głosem.
- Głupie jakieś?
- Kto?
- No... te zwierzęta.
- Dlaczego?
- Bo nie mówią, tylko raz do roku. A w ogóle, to co to za jedne?
- Zwierzęta i ludzie to tylko takie rozróżnienie między gatunkami. Na przykład ty i Puma to zwierzęta a ja i Ilonka to ludzie.
- Nieprawda! Jesteśmy jednym stadem! I rozmawiamy bez przerwy a nie raz na rok! - wyglądała jakby miała się rozpłakać, musiałem szybko coś wyjaśnić. Siadłem obok na podłodze.
- Nie marudź, tu chodzi o ogon. Zwierzęta mają ogony a ludzie nie. - pogłaskałem ją po boku.
Powąchała mnie.
- Acha... czyli Gama jest ludziem?
- Nie, przecież jest psem tak jak ty... czyli zwierzęciem.
- Ale nie ma ogonka.
- Ma, tylko malutki.
- E tam... - spojrzała na swoją imponującą chorągiewkę z tyłu - taki ogon, którego nie wdać, w ogóle się nie liczy.
Nana bywa czasami małostkowa. Musiałem wystąpić w obronie Gamy, którą zresztą oboje lubimy.
- Gama merda ogonkiem, czyli go ma. Ludzie nie potrafią merdać. A poza tym ludzie chodzą na dwóch nogach a zwierzęta na czterech.
- Gama chodzi na dwóch. Czasami.
- Czasami to i ty chodzisz na dwóch. Jak zaglądasz do kieszeni albo chcesz ciasteczko.
- To ja wtedy jestem ludziem?
- Nie. Tego nie da się zmienić. Jak się urodzisz pieskiem, to zawsze będziesz pieskiem. No i ogon jest ważny. Ludzie nie maja ogonów. Nie chcesz swojego ogonka?
- No to ja nie chcę być ludziem. A dasz mi teraz ciasteczko?
- Nie mam.
- A te rzeczy na Boże Narodzenie? I o co chodzi z tym nie-mówieniem, skoro my rozmawiamy? - przypomniała sobie po niewczasie. Rozmowa z Naną przypomina zakupy w drogerii: zawsze się po coś wraca przez cały sklep.
- Ludziom często się wydaje, że zwierzęta nie mówią... bo nie używają słów, tylko ogonka, uszu, miny... a ludzie rozmawiają głównie językiem.
- Ja też rozmawiam językiem. Kocham cię. - po tej deklaracji uczuć musiałem wytrzeć ucho.
- No ale większość ludzi nie wie, że pieski mówią.
- Głupi jacyś?
Właściwie to się z nią zgadzałem ale w tak delikatnej materii wolałem nie obniżać powagi własnego gatunku.
- Nie, tylko zajęci. Jak ty jesteś zajęta, to też nie zauważasz, że się do ciebie mówi.
- Wcale nie! Zawsze od razu zauważam!
- To dlaczego muszę cię tyle razy wołać?
- Przychodzę od razu, jak tylko usłyszę.
- A zanim usłyszysz, wołam pięć razy i trzy razy gwiżdżę.
- Bo... czasami jestem strasznie zajęta. A jak mam dużo pracy to nie mogę uważać na wszystko...
Położyła się z nosem schowanym w łapach.
Spojrzałem na zegarek. Rany Boskie, gadam z nią już godzinę... a ja też mam dużo pracy!
- Wielu ludzi też jest bardzo zajętych. I wtedy nie widzą, że pies mówi do nich ogonem. A jak nie widzą, to myślą, że pies nie mówi. I dopiero jak jest wielkie święto, to siadają na chwilę, rozglądają się spokojnie... i widzą, że pies do nich mówi. A Boże Narodzenie to właśnie takie wielkie święto. Dlatego myślą, że pies mówi tylko wtedy.
- To dlaczego ja nic nie wiem o takim święcie? - popatrzyła jak zbity pies.
- Wiesz, tylko nie pamiętasz. Rok temu świętowałaś z nami u mamy. Leżałaś pod stołem, Puma strącała z choinki zabawki a ty objadłaś się jak bąk.
Na sekundę zatopiła się we wspomnieniach z miną bardzo szczęśliwą.
- To teraz dasz mi to świąteczne ciasteczko, żeby uczcić święta!
- To nie ciasteczko, tylko taka wiadomość. Ludzie piszą wiadomości, jeśli nie mogą się zobaczyć na święta.
- A nie mogą nasikać na drzewko?
- A spodnie?
Powąchała moje spodnie. Najwyraźniej doszła do wniosku, że przez spodnie nie można sikać... co mnie ucieszyło. Gdyby pomyślała inaczej, chyba bym się załamał.
- Spodnie tylko przeszkadzają - oświadczyła z miną znawcy.
- Ludzie nie mają futra i marzną - powiedziałem i zauważyłem, że Nana chce mnie poprawić, więc szybko dorzuciłem - i nie mają takiego węchu, jak pies. Mamy dobry wzrok, dlatego wiadomości piszemy tak, żeby czytać wzrokiem a nie nosem.
Zamyśliła się... widziałem, że nie bardzo ogarnia nie-psie sposoby komunikacji. Istniała szansa, że szybko zakończę wyjaśnienia i wreszcie wezmę się do pracy. Nadchodziło południe a ja byłem w lesie z terminami.
- Piszemy wiadomość na takich specjalnych kartkach i wkładamy do czerwonej skrzyneczki a w niej każdy może przeczytać wiadomość dla siebie. - chciałem uniknąć tłumaczenia, jak działa poczta.
- I to są te specjalne kartki?
- Tak.
- I nie można ich zjeść?
- Nie.
- To znaczy, ze nie dostanę ciasteczka? - postanowiła upewnić się w jedynej kwestii, która interesowała ją tak naprawdę.
- Nie. Nie mam ciasteczka.
Wobec takich faktów Nana postawiła iść na swoje posłanie. Odetchnąłem z ulgą. Przysiągłem sobie, że już nigdy nie będę tłumaczył psu zawiłości ludzkich świąt.
Mogłem wziąć się do pracy. Odwróciłem się do monitora.
Na tablecie siedziała Puma vel Pumianna znana również jako Pumiasta albo Pumidło.
- Co tam masz? - zapytała owijając ogonkiem łapy i siadając wygodnie na moim narzędziu pracy.
- Kartki na Boże Narodzenie... - wyszeptałem z cichą rozpaczą i spojrzałem w zielone oczy głębokie jak szmaragdowe studnie.
- Boże Narodzenie? Musisz mi o tym opowiedzieć. - zamruczała asertywnie.
Ano, muszę.


1 komentarz:

  1. Och az mi sie nastroj poprawil... rzecywiscie ci co nie rozmawiaja ze swoimi przyjaciolmi " glupi jacys" czyli ja nie :)

    OdpowiedzUsuń