Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kropka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kropka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 października 2014

Małgorzata Kursa - Biurko w Kropkę.


 Na moim biurku przede wszystkim musi być miejsce dla Kropki. Poza klawiaturą mieści się jedynie kubek z herbatą postawiony z dala od Kropkowego ogona, który ma tendencje do majtania. Biurko pamięta lata siedemdziesiąte, kiedy to odrabiałam przy nim lekcje (liceum). Było niskie (do maszyny do pisania), kupione specjalnie dla mnie i siadałam przy nim na pufie. Potem małżonek dorobił blat, podwyższając je i zawładnęła nim moja Córka, a teraz znowu do mnie wróciło i zdobyło nowy dodatek. Przy długim pisaniu bolą mnie plecy, więc mąż dorobił wysuwany blat na klawiaturę. Dzięki temu Kropka ma więcej miejsca dla siebie, a ja mniej się męczę.


wtorek, 27 maja 2014

Okiem Kropki 2 - Małgorzata Kursa



Dzionek dziś wstał piękny i słoneczny. Pomyślałam, że zapowiada się upał, więc kurdupel będzie się poruszał ruchem jednostajnym, absolutnie nieprzyśpieszonym. Co mi odpowiada, albowiem wtedy nie stwarza zagrożenia dla kota. Bardzo się jednak myliłam.
Kiedy już zwlókł się z łóżka, odpracował zabiegi toaletowe, ubrał się i zatankował (bo rano kurdupel bez kawy w ogóle nie działa), złapał torebkę i wyleciał z domu, jakby go furie ścigały.Przez chwilę nasłuchiwałam przy drzwiach, czy jakiś łomot nie dobiegnie, ale widocznie kurduplowi udało się zejść na dół bez szkody dla zdrowia. Skorzystałam zatem z kojącej ciszy i kropnęłam się spać na ulubionym fotelu Dużego. Popołudniu Duży go zajmuje, więc tyle mojego.Długo nie pospałam, bo kurduplowe sapanie powrotne niosło się po całej klatce jak odgłosy starego parowozu. Najpierw coś mamrotał pod drzwiami i szeleścił (pewnie, jak zwykle, robił wykopaliska w torebce w poszukiwaniu klucza), a potem wturlał się do środka obładowany jak wielbłąd. I z tym balastem od razu popędził na balkon. A szkoda. Bo w przezroczystych siatkach wypatrzyłam przyjemnie wyglądające zielone łodygi i chętnie bym osobiście sprawdziła, czy one jadalne. Ostatnio kurdupel zgotował mi niemiłą siurpryzę, więc teraz jestem ostrożna. Najpierw wącham, a potem dopiero nadgryzam. Wolę się upewnić, czy znowu nie natrafię na szczypior. Macie pojęcie? Postawiła cebulę na parapecie w kuchni, w słoiku z wodą, i toto wypuściło zielone. Wyglądało apetycznie; skąd miałam wiedzieć, że to obrzydliwy szczypior? Musiałam potem wypić pół miski wody i poprawić ciasteczkami, żeby ten paskudny smak zlikwidować. Tym razem kurdupel nie dał mi szansy na degustację. Zamknął się na balkonie, zaczął wyciągać roślinki z doniczek i wtykać do skrzynek. Gadał przy tym jak najęty, bo siadłam na parapecie w pokoju i widziałam, jak mu szczęka kłapie, a dobrze wiem, że kłapie mu tylko wtedy, gdy nadaje. Bo ze strachu to kurdupel robi wielkie oczy i słowa nie może wydusić.Ciekawe, o czym się gada z kwiatkami. Bo z kotem to można o wszystkim, a co tam taki kwiatek może mieć do powiedzenia? Chyba, że to sposób na wymuszenie kwitnienia. Taki terror psychiczny. I biedne roślinki zrobią wszystko, byle się tylko ten kurdupel wreszcie zamknął.Kiedy kurdupel po tych robotach ogrodniczych doprowadził balkon do porządku (bo naświnił okrutnie), nawet ładnie to wyglądało. I od razu się pochwalił, co posadził – ciemnoczerwone wiszące pelargonie pnące, pomiędzy nimi biała bacopa, a na dole lawenda. Zdaje się, że będę w tym roku zażywać balkonowych kąpieli słonecznych w bardzo przyjemnych okolicznościach przyrody. Czego i Wam życzę.

Wasza Kropka

wtorek, 20 maja 2014

Okiem Kropki - M. Kursa



Nie wiem, jak jest u Was, ale mój kurdupel czasem sprawia wrażenie, jakby nie wszystkie klepki miał w porządku. Ostatnio chyba wyobraził sobie, że jest kotopodobny, bo zapuścił pazury. Przednie górne. Bo ma jeszcze przednie dolne. 
Tu będzie… To się chyba nazywa dygresja (wiem, bo zawsze siedzę przy kurduplu, kiedy pisze). No więc, dygresja teraz będzie. Co jakiś czas kurdupel przychodzi, łasi się do mnie, mizia, w ogóle słodki jest jak ulepek, a jedną łapę trzyma z tyłu. Chyba myśli, że jakaś niedorozwinięta jestem. A ja od razu wiem, że będzie obcinanie moich osobistych pazurków. Kurdupel mi kiedyś wytłumaczył, że kiedy są za długie, to zaciągam mu wszystkie ciuchy i morduję meble. To mnie nie wzruszyło za bardzo, ale raz tak się zahaczyłam, że musiałam wołać kurdupla na pomoc, bo inaczej zostałabym na wieki wczepiona w kanapę. Od tamtej pory nie protestuję przeciw obcinaniu. Za to chętnie zamknęłabym kurduplowi gębę, bo on uważa, że nie protestuję tylko dlatego, że do mnie gada. Takim monotonnym głosem, że zasnąć można, a już miłosiernie nie wspomnę, jakie to są głupoty.
No więc kurdupel zawsze pamięta, że pora obcinać moje pazury, a o swoich zapomniał. A dziś nam złożył wizytę okropny, buczący szerszeń i kurdupla od razu poderwało od komputera. Bał się, żeby mnie nie dziabnął. Ja i tak zawsze się chowam i przeczekuję. Kurdupel polujący na owady jest bardziej niebezpieczny niż one. Wali packą na oślep, a kiedyś tak się palnął łapą w ramię (komar go napoczął), że zrobił sobie siniaka. Poza tym kurdupel lata po pokoju jak piłeczka pingpongowa i trzeba uważać, żeby kota nie nadepnął, więc wolę mu zejść z drogi.
Dziś uznał, że wyprosi szerszenia z pokoju packą, ale ten szerszeń chyba nie miał ochoty przerywać wizyty, bo się strasznie do kurdupla pchał. Siedziałam pod biurkiem, to wszystko widziałam i słyszałam. Kurdupel machał na szerszenia i mówił brzydkie wyrazy, wreszcie udało mu się przegnać intruza, ale oczywiście potknął się o chodniczek i rymnął. No i złamał sobie pazura. Gapił się na tego pazura i jęczał, jakby co najmniej łapę złamał. A potem siedział, obcinał, piłował i stękał, że okropnie nie lubi tego robić. Poradziłam mu, żeby poszukał sobie kogoś, kto go pomizia, zagada i obsłuży, ale chyba nie zrozumiał. Muszę nad nim jeszcze popracować.


Wasza Kropka

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

ŚWIĘTA PO KROPKOWEMU - Małgorzata Kursa





Nie wiem, jak jest u Was, ale moja Kropka za świętami nie przepada. Żadnymi. Bo nagle ni z tego, ni z owego w uporządkowany koci świat wkraczają dwunożni i czynią zamieszanie wielkie.
Jeszcze, nim w domostwie zapanuje totalne zagęszczenie, które drastycznie narusza terytorium Kropkowe, służba odpracowuje rozpaczliwie międzyświąteczne lenistwo. Sygnałem zwykle jest mycie okien. Kropka czuje się wtedy rozdarta wewnętrznie. Bo z jednej strony o rannej porze, kiedy domowy kurdupel bierze się do roboty, uczciwy kot chciałby odespać. Wszak noc była dla niego pracowita. Z drugiej strony jednakowoż spać się nie da, bo nigdy nie wiadomo, co kurduplowi przyjdzie do łepetyny. Kropka wie doskonale, że kurdupla należy pilnować i nie lubi, gdy znika jej z oczu. Zatem porzuca ideę odpoczynku i z wrzaskiem pędzi do dużego pokoju, bo od niego zwykle kurdupel zaczyna. Najpierw tylko przygląda się, jak łajza włazi na drabinkę i cierpliwie czeka, aż zleci. Kiedy nie zlatuje, Kropka postanawia jej towarzyszyć. Z gracją zatem zasiada na którymś szczebelku i dozoruje robotę. Łajza przeważnie jest jednoczynnościowa przy sprzątaniu, więc przy złażeniu zauważa swoją ulubienicę w ostatniej chwili i, aby jej nie rozdeptać, wybiera jedyną opcję, jaka jej przychodzi do głowy – leci na mordę, starannie omijając koci łepek. Łomot i jęki wyganiają Kropkę z loży. Na wszelki wypadek przeskakuje sponiewieraną łajzę i chroni się na fotelu z niewinną minką. Po czym cierpliwie wysłuchuje wyrzutów i zaczyna się starannie myć, by przypomnieć kurduplowi, że ma jeszcze dużo pracy przed sobą i nie powinien marnować czasu na głupie gadanie.
Bywa, że kurdupel ambitnie prasuje firanki. Żaden kot przecież nie przepuści takiej okazji. Zwoje materii spływają z deski i prawie błagają, żeby się na nich ułożyć. Kurdupel, niestety, nie jest w stanie zrozumieć tej symbiozy i natychmiast, z pianą na pysku, zapodaje kolejną audycję wychowawczą. Obrażona Kropka idzie na kanapę i postanawia spać.
Jest jeszcze wiele pomniejszych czynności przedświątecznych, których Kropka musi dopilnować osobiście. Zwykle kończy się to kontuzjami, których doznaje latający jak kura za pieprzem kurdupel. I dobrze mu tak. W kurduplowym wieku należałoby poruszać się wolniej. Szczególnie, gdy na trasie przelotowej leży kot.
Wreszcie przychodzą święta. Męczący czas dla kota. Prawa do jednego pokoju uzurpuje sobie Dziecko, które przybyło z wizytą. W drugim zagnieżdża się kurdupel i Duży. Kropka najbardziej lubi mieć kurdupla do wyłącznej dyspozycji, a tu się nie da. Kurdupel siedzi, żre i gada z rodziną. Macha przy tym łapami, czasami podskakuje podekscytowany, a żaden
uczciwy kot nie wytrzyma na podrygującym podłożu. Zrezygnowana Kropka przenosi się na kanapę i łypie z wyrzutem na rozgadaną familię.
Kropka przetrzymuje jednak wszystko, bo dobrze wie, że po świętach życie wróci do normy. Dziecko wyjedzie, Duży pójdzie do pracy, a kot znowu będzie miał kurdupla na własność. I wtedy mu dopiero wygarnie.

czwartek, 6 lutego 2014

Recenzje z Kropką - Szczęśliwy pech” Iwony Banach


Co tu kryć, lubię książki, przy których zaczynam myśleć lub które mnie bawią. Właśnie trafiłam na „Szczęśliwy pech” Iwony Banach. Dziwne rzeczy wyczynia z człowiekiem ta książka. Powinnam ją była czytać w jakimś bardziej stabilnym miejscu, bo kiedy śmiałam się jak opętana, moja wersalka wydawała z siebie podejrzane dźwięki, które wyraźnie irytowały usiłującą spać Kropkę. Udało mi się przy tym zakrztusić herbatą (uprzedzam – nie tykać żadnego pożywienia przy czytaniu, bo będzie nieszczęście), rąbnąć łepetyną w półkę (bo zapomniałam, że ona tam jest i tylko czeka na okazję) i dostać czkawki ze śmiechu. Przez dwie godziny nie byłam w stanie oderwać się od lektury, a kiedy skończyłam, ledwo zipałam. Obrażona Kropka zdecydowała się odciąć od źródła denerwujących ją dźwięków i zakryła uszy łapami. Ja zaś złapałam oddech i nieco się zestresowałam. Zestresowałam się, bo doszłam do wniosku, że w zasadzie tak serdecznie rechotałam z samej siebie. Bohaterka książki bowiem jest chodzącym nieszczęściem. Demoluje wokół siebie wszystko, co napotka, a wszelkie istoty żyjące skazane są przynajmniej na poważne urazy. Jeśli jestem do niej podobna, to raczej nie powinien być to powód do takiej eksplozji radości.
Pełna poczucia winy zerknęłam na Kropkę, która akurat przeciągała się rozkosznie i humor mi się nieco poprawił. Zaraz! Nie jest tak źle! Wszak moje ekscesy odbijają się tylko na mnie! Nie jestem szkodliwa dla otoczenia! Ot, zlecę ze stołka czy drabinki, moja głowa przeprowadzi nieplanowane spotkanie na szczycie z drzwiami łazienki, które złośliwie się otworzą, gdy przechodzę, walnie mnie otwarte okno, kiedy odkurzam, kanty mebli nabiją mi parę siniaków, ale wszystko, co żywe, jest przy mnie bezpieczne. A ostatnio nawet jakby sprzęty domowe złagodniały wobec mnie. W dodatku mąż przezornie schował gwoździe, więc nie mogę uprawiać ulubionego zajęcia. Bo – nie wiem, czemu – uwielbiam ozdabiać ściany gwoździami. Nie po to, żeby tam tkwiły bez powodu. Nie. Ja sobie ten powód bez problemu wynajdę. Coś do zawieszenia zawsze się w domu znajdzie. Teraz nie mam dostępu do gwoździ, a samo machanie młotkiem mnie nie satysfakcjonuje. Szkoda. Uprawiałam zagważdżanie ścian z dużym zaangażowaniem.
Bardzo mnie pocieszył fakt, że gdzieś we mnie tlą się jeszcze resztki altruizmu. Krzywdę robię wyłącznie sobie, oszczędzając rodzinę i Kropkę.
A książkę polecam wszystkim serdecznie. Włoch, który dość specyficznie próbuje porozumiewać się po polsku, też Was ubawi.


Małgorzata Kursa