Tegoroczny urlop spędziliśmy z mężem na przepięknej greckiej wyspie Rodos. Ale nie był to typowy wyjazd wakacyjny. W głębokiej tajemnicy, bez mała konspiracji, postanowiliśmy zaskoczyć moją najlepszą przyjaciółkę i zjawić się na jej ślubie. Do spisku był włączony Tomek, jej przyszły mąż, natomiast ona o niczym nie wiedziała do samego końca.
Trudy podróży i męczący transfer z lotniska do hotelu w ponad trzydziestostopniowym upale w całości rekompensowała nam przygotowana niespodzianka. Jeszcze w autokarze słaliśmy esemesy do Tomka, dogrywając szczegóły tak, aby Iwa nie natknęła się na nas w lobby hotelowym. Po odebraniu kluczy do naszego pokoju, ekspresowym odświeżeniu się po wielogodzinnej podróży i ponaglaniach męża, wparowaliśmy do ich pokoju hotelowego z szampanem. Iwa zakryła twarz dłońmi i przez następne dwie godziny była w szoku. Nie mogła uwierzyć, że udało nam się utrzymać tajemnicę przez prawie trzy tygodnie. W szczególności nie była w stanie pojąć jak ja, gaduła i absolutna sierota konspiracyjna, mogłam niczego nie wygadać, niczym się nie zdradzić. A jeszcze tydzień przed wyjazdem mówiłam jej na spacerze, że „ważne tajemnice potrafię zachować dla siebie”, hipokrytka jedna ze mnie, ha ha ha. W dodatku uczestniczyliśmy w ich ślubie nie tylko jako goście, ale również jako świadkowie. Od tygodni marzyłam o tej chwili i reakcja Iwy mnie nie zawiodła. To jedno z moich najpiękniejszych wspomnień.Sama uroczystość odbyła się w Zatoce Św. Pawła w Lindos. Przepiękna sceneria dopełniła całości, tak samo jak pogoda, chociaż trzeba przyznać, że żar lał się z bezchmurnego nieba. Wynajęliśmy biały kabriolet, którym dotarliśmy na miejsce. W pobliskiej miejscowości kupiliśmy piękny bukiet dla panny młodej. Ostatnie chwile przed uroczystością asystowałam Iwie w przygotowaniach, chociaż raczej paplałam coś bez sensu i kursowałam między piętrami hotelu, ponieważ chłopcy zajęli nasz pokój, a my pokój przyszłych państwa młodych.
Kiedy zobaczyłam Iwę w sukni ślubnej, na chwilę nim do pokoju wszedł pan młody z bukietem, popłakałam się ze wzruszenia. Musiałam szybko wziąć się w garść, bo panna młoda nie wybaczyłaby mi, gdyby i ona się rozpłakała, rujnując pieczołowicie nakładany makijaż.W lobby hotelowym wzbudziliśmy niemałą sensację. Mój mąż pstrykał zdjęcia jak nakręcony, czym zasłużył sobie na ksywę „paparazzo”, zaś ja, niczym objuczony dromader, tachałam torby, kapelusze, walizkę na kółkach i masę innych szpargałów. Specjalnie na tę okazję zabrałam buty na platformie, które gdzieś mi zaginęły i których w końcu nie założyłam, ponieważ nie dość, że nie było na to czasu, to w dodatku było tak piekielnie gorąco, że zrezygnowałam ze szpanowania na wysokościach koturnów.
Podczas uroczystości chlipałam już bez skrupułów, rozmazując sobie piękny makijaż „smoky eyes”. Przed ślubem, jak i po, państwo młodzi zostali obfotografowani z każdej strony i dzielnie pozowali w upale. Polał się szampan i gratulacje, wzruszenie i radość.
Po Iwie i Tomku ślub w zatoczce brała pewna para z Wielkiej Brytanii. Ponieważ na Wyspach panuje przesąd, że panny młode nie mogą się minąć na drodze, orszak czekał aż wdrapiemy się na górę, a ja stopowałam urlopowiczów, którzy wchodzili w kadr fotografowi, ponieważ w zatoczce obok kapliczki jest też kąpielisko. Strofowałam ich wszystkich konsekwentnie, dzięki czemu zdjęcia się udały, a państwo młodzi mieli swoje pięć minut.
Po sesji fotograficznej zapakowaliśmy się do kabrioletu i wróciliśmy do hotelu, zahaczając po drodze o stację benzynową i piękne miejsce widokowe, żeby popstrykać trochę zdjęć poza protokołem. Państwo młodzi pozwolili mi poprowadzić, chyba ze współczucia, ponieważ na tylnym siedzeniu moja choroba lokomocyjna dała znać o sobie, zaś siedząc za kółkiem poczułam się jak młody bóg.Kiedy zajechaliśmy pod hotel, szybko przebraliśmy się w stroje kąpielowe, zmyłyśmy z Iwą makijaż i z szampanem przywiezionym jeszcze z Polski udaliśmy się na plażę. W słonych wodach Morza Śródziemnego wznieśliśmy toast za młodą parę i chłodziliśmy się w przyjemnej morskiej toni. A wieczorem poszliśmy do restauracji na obiad ślubny.
Wyjazd na Rodos jest jednym z najpiękniejszych naszych wyjazdów, ponieważ spędziliśmy go we czworo, w najważniejszym dniu naszych przyjaciół.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz