wtorek, 20 maja 2014

Okiem Kropki - M. Kursa



Nie wiem, jak jest u Was, ale mój kurdupel czasem sprawia wrażenie, jakby nie wszystkie klepki miał w porządku. Ostatnio chyba wyobraził sobie, że jest kotopodobny, bo zapuścił pazury. Przednie górne. Bo ma jeszcze przednie dolne. 
Tu będzie… To się chyba nazywa dygresja (wiem, bo zawsze siedzę przy kurduplu, kiedy pisze). No więc, dygresja teraz będzie. Co jakiś czas kurdupel przychodzi, łasi się do mnie, mizia, w ogóle słodki jest jak ulepek, a jedną łapę trzyma z tyłu. Chyba myśli, że jakaś niedorozwinięta jestem. A ja od razu wiem, że będzie obcinanie moich osobistych pazurków. Kurdupel mi kiedyś wytłumaczył, że kiedy są za długie, to zaciągam mu wszystkie ciuchy i morduję meble. To mnie nie wzruszyło za bardzo, ale raz tak się zahaczyłam, że musiałam wołać kurdupla na pomoc, bo inaczej zostałabym na wieki wczepiona w kanapę. Od tamtej pory nie protestuję przeciw obcinaniu. Za to chętnie zamknęłabym kurduplowi gębę, bo on uważa, że nie protestuję tylko dlatego, że do mnie gada. Takim monotonnym głosem, że zasnąć można, a już miłosiernie nie wspomnę, jakie to są głupoty.
No więc kurdupel zawsze pamięta, że pora obcinać moje pazury, a o swoich zapomniał. A dziś nam złożył wizytę okropny, buczący szerszeń i kurdupla od razu poderwało od komputera. Bał się, żeby mnie nie dziabnął. Ja i tak zawsze się chowam i przeczekuję. Kurdupel polujący na owady jest bardziej niebezpieczny niż one. Wali packą na oślep, a kiedyś tak się palnął łapą w ramię (komar go napoczął), że zrobił sobie siniaka. Poza tym kurdupel lata po pokoju jak piłeczka pingpongowa i trzeba uważać, żeby kota nie nadepnął, więc wolę mu zejść z drogi.
Dziś uznał, że wyprosi szerszenia z pokoju packą, ale ten szerszeń chyba nie miał ochoty przerywać wizyty, bo się strasznie do kurdupla pchał. Siedziałam pod biurkiem, to wszystko widziałam i słyszałam. Kurdupel machał na szerszenia i mówił brzydkie wyrazy, wreszcie udało mu się przegnać intruza, ale oczywiście potknął się o chodniczek i rymnął. No i złamał sobie pazura. Gapił się na tego pazura i jęczał, jakby co najmniej łapę złamał. A potem siedział, obcinał, piłował i stękał, że okropnie nie lubi tego robić. Poradziłam mu, żeby poszukał sobie kogoś, kto go pomizia, zagada i obsłuży, ale chyba nie zrozumiał. Muszę nad nim jeszcze popracować.


Wasza Kropka

1 komentarz: