![](https://fbcdn-photos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn1/t1.0-0/10291729_791173294249648_7714469916401373383_a.jpg)
![](https://scontent-a-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-prn1/t1.0-9/10341683_791173190916325_7270022663110825044_n.jpg)
Pierwszą lekturą, która wywarła na mnie wstrząsające wrażenie i sprawiła, że pokochałam książki miłością wielką, była cieniutka książeczka napisana przez Marię Konopnicką i zilustrowana przez Annę Stylo-Ginter. Nosiła tytuł „Na jagody” i na długo zawładnęła moją wyobraźnią. Jednak książka, do której wracam z niegasnącą przyjemnością i bez względu na przybywające lata, napisana została przez Szwedkę. „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren czytałam, czytam i będę czytać. Zaraziłam przywiązaniem do tej lektury własne dziecko, a – jeśli dożyję – spróbuję sprawić, by moje wnuki poznały i pokochały uroki Bullerbyn. Po drodze był „Kubuś Puchatek” (też wszczepiony dziecku), Niziurski, „Tomki” Szklarskiego, młodzieżowe powieści Joanny Chmielewskiej, „Pan Samochodzik” Nienackiego, Lucy Maud Montgomerry, Siesicka i wielu innych autorów. Ale to było potem. Pierwszymi przyjaciółmi były dzieciaki z Bullerbyn.
(M.J.Kursa)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz