piątek, 25 października 2013

Moje pierwsze Targi Książki w Krakowie

Siedemnaste Targi Książki w Krakowie to jednocześnie moje pierwsze Targi. Ponieważ nigdy nie byłam na jakichkolwiek targach książki nastawiłam się na dzień pełen niespodzianek. Było ich kilka. Ale od początku: nie przepadam za bardzo rannym wstawaniem, ale dzisiaj już o szóstej byłam na nogach. Śniadanie, sprawdzanie wiadomości, ostatnie głaśnięcia fryzury i byłam gotowa. Bus o 7.50 wystartował z opóźnieniem, ale potem nadrobił i szczęśliwie obyło się bez korków. Kraków przywitał mnie ładną pogodą i pełna optymizmu wyruszyłam w kierunku terenów targowych. Ponieważ przeoczyłam przystanek na którym koniecznie powinnam była wysiąść (zagadałam się z koleżanką, którą widuję rzadko i krótko) postanowiłam dotrzeć do celu pieszo. Lubię chodzić, miałam wygodne buty, świetny nastrój, mapkę z Zumi i nawet długo szłam w dobrym kierunku. Ale potem zachciało mi się zapytać przechodnia przypadkowego czy dobrze idę. Zasiał wątpliwość, drugi i trzeci pytani wprowadzili zamęt, w związku z czym udałam się na poszukiwanie postoju taksówek. Znalazłam, dopadłam i wsiadłam. I okazało się, że dobrze szłam, tyle że to jednak jest dalej niż przypuszczałam. Przemiły taksówkarz skasował mnie na 16 złotych, życzył miłego dnia i wypuścił przy stacji benzynowej. Dyskretnie przedarłam się między krzaczkami oddzielającymi stację od chodnika i już wchodziłam na teren. A tam uświadomiłam sobie, że przecież nie mam biletu wstępu. Okazało się, że wszystko w rękach pani Iwony opiekującej się autorami i doprowadzającej ich na miejsce. Dzień nadal był  piękny a teren przed budynkiem roił się od młodzieży szkolnej i chyba nawet przedszkolnej. Całe autobusy dzieci przybyły na spotkania ze swoimi ulubionymi autorami. Kupić książkę, dostać autograf i oczywiście jakiś drobny prezent. Nie wiem czym charakteryzują się magnetyczne zakładki, ale mnóstwo dzieci o nie pytało. Było przemiło, wprawdzie nikt się specjalnie o moje książki nie dobijał, ale czas spędziłam bardzo pożytecznie rozmawiając z sympatyczną obsługą stoiska Polskich Księgarni, Martą, która przyjechała specjalnie do mnie i Ewą Bauer, która spotkania wprawdzie dzisiaj nie miała, ale przyszła mnie odwiedzić :) Czasem ktoś o coś zapytał, był duży ruch, siedziałam naprzeciwko stoiska Skrzata, więc też i dzieci było dokoła mnóstwo. Po godzinie sama ruszyłam na rozpoznanie. Niestety od młodości cechuję się brakiem orientacji w terenie, o refleksie nie mówiąc. Spotkałam po drodze sporo osób, niektórzy z plakietkami "Autor" wpiętymi w przeróżne klapy, niestety nikogo bardzo sławnego nie rozpoznałam, ale ja bym położyła nacisk na "nie rozpoznałam". Pobłądziłam trochę, zakupiłam "Początki kolei żelaznej w Krakowie", przyda się zawarta w niej wiedza przy pisaniu następnej książki, kupiłam też "Kraków w czasie I wojny światowej", bardzo ciekawa publikacja, i wyszłam na powietrze.
A na zewnątrz skusiły mnie sterty książek o cenach mocno obniżonych i w końcu mam  Stiega Larssona "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet". 
Dla mnie Targi Książki w Krakowie okazały się bardzo miłą imprezą. Kto jeszcze nie dotarł niech się szykuje, sobota i niedziela to dni największych atrakcji. Ulubieni pisarze, wymarzone autografy, a i jeszcze jedno: większość książek jest o 30% tańsza. Warto skorzystać i kupić tę wymarzoną, tak jak ja kupiłam.. 

Ja z Ewą Bauer



A tutaj z Martą

7 komentarzy:

  1. och...ja bym się dobijała....och...cierpię!!! Następnym, następnym razem...
    Toporek:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach jak mi miło! To do następnej :) książki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę napisać, że bardzo ładnie panie wyszły na zdjęciach. Może jutro też zaglądnę do Krakowa na targi. Fajna impreza. Co prawda młodsza córka już poszalała i zrobiła zakupy książkowe, widziałam na zdjęciu że stosik niczego sobie :) Z drugiej strony, pewnikiem po Wszystkich Świętych zaczną nas bombardować z każdej strony reklamami w stylu "dżingul bels" a tutaj taka okazja żeby zrobić już zakupy tzw. prezenty pod choinkę i mieć przynajmniej o to spokojną głowę w grudniu.
    Bardzo podobał mi się ten kawałek o przeoczeniu przystanku na którym koniecznie należało wysiąść. Aż się prosi żeby napisać " a nie mówiłam". Ale ten przystanek wszyscy przeoczają (czy to jest w ogóle po polsku?) zwłaszcza że kierowcy się tam nie zatrzymują, nie wiem może nie lubią Salwatoru. Trzeba zawsze krzyczeć, hallo, panie kierowco, stoimy, ja wysiadam, proszę się zatrzymać, aaa... mój przystanek. A co jak się nie ma głosu jak dzwon a w dodatku kierowca przy puszczonym radiu na ful rmf fm rozmawia jeszcze przez komórkę a my w zatłoczonym busie jedziemy na sardynkę? Tym sposobem dojeżdżamy do dworca RDA. I jak na Aleje Pokoju mamy się dostać no to mamy niezłą polkę. Dobrze jeszcze jak jest ktoś kto nam pomoże (np. córkamłodsza), bo kiedyś tak właśnie przyjechałam, podeszłam do kierowcy autobusu MZK Kraków i powiedziałam o co mi chodzi, to kierowca tylko westchnął 'o Boże', jak pani tam dojedzie ! Dojechałam :)
    A tak mi przeleciało teraz, że na sardynkę się już nie jeździ bo obecnie sardynki w puszkach leżą sobie luźniutko. Wiem co piszę bo jadłam na śniadanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. No ładnie! Zwierz się człowieku i już "a nie mówiłam" :) A na te Targi to cały czas prosto, a potem jak już człowiek prawie padnie - skręt w prawo i gotowe. Tak to jest jak się człowiek w wielki świat ruszy, ale tak za którymś razem może nawet do tramwaju wsiądę i bilet zakupię :) Nie żebym do tej pory jeździła na gapę. Ciekawe co młodsza córka zakupiła :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj jeszcze 4 książki doszły :) A my byliśmy w Kalwarii i mieliśmy zamiar potem do Krakowa na targi podjechać, zakupić coś na jesienno-zimowe wieczory. Od Marty książki zabrać, niech się dziecko może pouczy skoro już jest na studiach i rodzicom książki da do domu. A tu moja głowa znowu nawaliła i wróciliśmy do domu :( Ale w Kalwarii na dróżkach było pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Półka młodszej córki jest zaopatrzona o dwanaście nowych powieści. Jestem jednak pewna, że gdybym nie musiała dzisiaj wyjść po pół godzinie, to byłoby ich o kilka więcej Dojazd na miejsce nie sprawił mi problemu, w przeciwieństwie to poruszania się po hali. Pomimo trzymania w rękach sporych rozmiarów planu targów, idąc na spotkanie z Panią Mejzą zgubiłam się kilkakrotnie. Wbrew pozorom czasami przydawało mi się krążenie w jednym miejscu. Tak było gdy mijając po raz kolejny stoisko, na którym promowane były e-book'i, postanowiłam przyjrzeć mu się z bliska. Okazało się, że za zarejestrowanie się na stronie, można otrzymać nie tylko książkę ale również wziąć udział w losowaniu nagród. Tym sposobem zyskałam dwie książki papierowe, e-book'a, rabat i drobny gadżet Następnym razem gdy chciałam stanąć z boku, przestudiować plan by w końcu wiedzieć gdzie się znajduję, potrąciłam niechcący książkę z lady - lady na której była karteczka wszystko po 5zł. Mój księgozbiór wzbogacił się min. o bardzo fajną pozycję "Mój ulubiony święty". Tak błądząc jestem pewna, że nie wykorzystałam w pełni potencjału tego miejsca, jednak to był dopiero początek mojej przygody z targami
    W przyszłym roku, już będąc świadomą co mnie może na nich spotkać, rozważę zabranie torby na kółkach

    OdpowiedzUsuń
  7. W przyszłym roku ja też popatrzę inaczej, doświadczenia się kumulują :) Widziałam to stoisko z e-bookami ale do głowy mi nie przyszło, że tam takie atrakcje, szkoda. Ale Larssona już przeczytałam przykuta do książki przez całą niedzielę, tak że już mogę pożyczać. Świetny jest, teraz tylko jeszcze dwie części i mam komplet.

    OdpowiedzUsuń