czwartek, 26 czerwca 2014

Sąd Ostateczny - Anna Klejzerowicz

Książka przekazana przez Wydawnictwo Replika

Sąd ostateczny - Anna KlejzerowiczW przypadku recenzowania książek przyjaciół należy zachować pewną ostrożność: zbyt łatwo przychodzi nam przymykanie oka... a do tego mało kto wierzy, że nie musieliśmy tego robić.
Ja nie przymykałem oka, no i co z tego?
"Sąd ostateczny" to moje drugie spotkanie z Emilem Żądło - byłym policjantem, byłym dziennikarzem śledczym (a w każdym razie pozostającym na zawodowym marginesie), byłym mężem, ojcem wprawdzie nie byłym ale wylatującym z orbity, za to aktualnym bankrutem mającym problemy ze spłacaniem alimentów. Muszę przyznać, że jako bohater wypada barwniej niż w "Cieniu gejszy" - głównie dlatego, że człowiek o uporządkowanej sytuacji życiowej jest mniej interesujący niż ten na życiowym zakręcie – co zresztą literatura współczesna poniekąd odziedziczyła po średniowiecznym malarstwie, w którym wizje piekła, czyśćca i kar za grzechy przedstawiano o wiele barwniej niż raj... chociaż intencją autora było zainteresowanie dążeniem do raju i zbawienia.
W „Sądzie Ostatecznym” Emil Żądło wylądował na ostrym wirażu i radzi sobie z wyjściem na prostą.
Krytycy czasami zarzucają Emilowi jako postaci pewną niekonsekwencję: po pierwsze - jest nieco niezdarny w rozmowie, po drugie - mieszka w Gdańsku i nie wie, gdzie wisi najsłynniejszy gdański obraz. Te cechy da się zauważyć, tylko czy to są wady? Nie każdy dziennikarz jest mistrzem dialogu na żywo. A jeśli idzie o oczekiwanie erudycji w tym fachu... znam wielu dziennikarzy. Większość z nich kiepsko orientuje się w sprawach kultury i sztuki. Tacy jak Jerzy Giedroyć stanowili zawsze elitę a nie standard w dziennikarskiej profesji, nawet jeśli chcielibyśmy, aby było inaczej. Ja odbieram tę postać jako zwykłego człowieka - z przeciętnymi zainteresowaniami i w miarę typowym wykształceniem.
O ile w "Cieniu gejszy" akcja rozwijała się nieco wbrew bohaterom - zaskakując ich i unosząc na fali, to w "Sądzie ostatecznym" ludzie mają więcej wpływu na wydarzenia, co świetnie służy opowieści.
Zarówno Emil Żądło  jak i jego stary kumpel z policyjnych czasów spotykają się z przestępcą, który nie pojawia się zbyt często w polskich realiach. Seryjny morderca owładnięty obsesją rytualnej zemsty na całym mieście starannie planuje i przygotowuje swoją akcję, ale równocześnie pozostaje zagadką zarówno dla bohaterów... jak i czytelnika. Podobnie jak w innych kryminałach Anny Klejzerowicz - bieg wydarzeń jest równie ważny,  co próba pokazania motywacji bohaterów, wyjaśnienia drogi, która doprowadziła ich do miejsca akcji.
Ale na te ostatnią nie można narzekać - toczy się w zmiennym tempie, przyspiesza i zwalnia nieoczekiwanie, po to by na koniec runąć jak lawina. Niemałą rolę odgrywa w niej pewna... ludzka niedoskonałość uczestników, którzy potrafią spartaczyć istotne drobiazgi. Tylko morderca działa perfekcyjnie.
Jedna z rzeczy, która ujęła mnie w kryminałach z Emilem, to genialny kot Bolero, postać prawdziwie charyzmatyczna. Inna - to utrzymanie czytelnika w niepewności co do rozwiązania wszystkich zagadek. Czytając wiemy tyle, ile bohaterowie i tak samo jak oni potrzebujemy nieco dodatkowej wiedzy na zakończenie, mimo, że w przeciwieństwie do policjantów na bieżąco zapoznajemy się z myślami Głównego Czarnego Charakteru.
To cenne – ostatecznie kryminał opiera się o Poszukiwanie Odpowiedzi i Niepewność.
Stosunek do sztuki i tradycji kulturowej to kolejna cecha, za którą lubię książki Anny Klejzerowicz. W dzieciństwie zaczytywałem się  przygodami Pana Samochodzika splatającymi  kryminalną przygodę z solidną porcją historii sztuki, do dzisiaj sobie cenię umiejętne takie połączenie, a w każdej książce Ani dostaję tego do woli.
Z pewnością czytanie „Sądu Ostatecznego” z reprodukcją obrazu Memlinga to dobry pomysł, skoro morderca czerpie pomysły ze słynnego gdańskiego zabytku... powinniśmy zatem poszukać w trakcie lektury jego kolejnej inspiracji, tak, jak robił to Emil.
Ale jest coś jeszcze, co mocno łączy pisarstwo Anny Klejzerowicz z ze słynnym gdańskim zabytkiem.
Morderca na swój sposób próbuje wymierzyć sprawiedliwość – prowadzi własną krucjatę kierowaną tyleż schizofrenią, co potrzebą przywrócenia porządku moralnego w świecie.
To, że próbuje nie znaczy, że działa słusznie... ale przynajmniej we własnej opinii idzie dobrą drogą.
Spróbujmy poszukać jakiejś racji w jego działaniu zanim ostatecznie go osądzimy: on właściwie odziedziczył krzywdę po poprzednim pokoleniu. Ale poprzednie pokolenie przecież nie było bez winy – gdańscy Niemcy nie płakali po ofiarach zakopanych nad Piaśnicą... poszukajmy wraz z autorką i Emilem Żądło źródeł zła.
Spójrzmy na kryminalną historię inaczej niż na zwykłą zagadkę.
Popatrzmy też na zbroję archanioła na środkowej części tryptyku – w polerowanym napierśniku odbija się jak w lustrze pejzaż Sądu Ostatecznego.
Tylko... pokazuje miejsce, z którego patrzymy na obraz ale nas nie ma w tym odbiciu. Mistrzowie tamtej epoki próbowali czasem odnaleźć i pokazać odmienny punkt widzenia, taki, jakiego ludzie zazwyczaj nie dopuszczają do swej świadomości.
Anna Klejzerowicz też to robi: poszukuje związku między teraźniejszością i przeszłością, pokazuje historyczne korzenie naszej codzienności, podsuwa pod nos dzieła sztuki, w których możemy szukać nie tyle gotowej odpowiedzi, co metody dochodzenia do prawdy.
Jej kryminały mają wymiar uniwersalnej przypowieści.
O ile zechcemy poszukać tego wymiaru.
(POL)

1 komentarz:

  1. Nie miałam jeszcze przyjemności z autorką ,ale chętnie to zmienię

    OdpowiedzUsuń