niedziela, 27 kwietnia 2014

JAROSŁAW PODSIADLIK "BYĆ KIMŚ, BYĆ SOBĄ"


 

KSIĄŻKA PRZEKAZANA PRZEZ WYD. Novae Res

W powieści europejskiej jest kilka takich tematów, które od wieków niezmiennie przyciągają i pisarzy i czytelników. Jeden z nich to dojrzewanie, rozumiane jako duchowa przemiana. Może to być coś takiego, jak w "Opowieści wigilijnej" Dickensa, gdzie stary zgorzkniały skąpiec odmienia swoje życie po rzetelnym podsumowaniu... a może wzorem "Potopu" przemiana łobuza w obywatela... albo po prostu przemiana dziecka w mężczyznę.
Ten ostatni temat jest mi dość bliski, sam coś w tym duchu napisałem, więc z zainteresowaniem sięgnąłem po "Być kimś, być sobą" Jarosława Podsiadlika.
Książka, co nietypowe, zawiera płytę - bo bohater główny właściwie żyje w rytm dudniącego mu w głowie hip-hopu. Niestety w tej sprawie jestem całkowicie niekompetentny a do tego sama muzyka do mnie nie przemówiła. Ale liczę się z tym, że znajduje zwolenników, natomiast teksty mają w sobie coś intrygującego.
Historia opowiada o kilku dniach z życia nieco zagubionego młodego człowieka w chorej sytuacji rodzinnej. To nie jest to, co zazwyczaj nazywamy patologią - rodzice pracują, a ojciec sam zarabia na swój alkoholizm. A jednocześnie z całej historii zieje nienormalnością i chorobą opisaną w sposób bardzo mocny i wyrazisty. W domu wszyscy mają wszystkiego dosyć. W szkole też. I już nikomu nic się nie chce. W tym otoczeniu wystarczy żyć, żeby się stoczyć.
Można się zaszyć w jakimś azylu – ale azyl bez wyjścia staje się więzieniem. Można się zbuntować... tylko w imię czego?
Znamy to? Zazwyczaj tak. W rzeczywistości Krzyśka i Michała łatwo o znajome elementy.
Realizm jest mocną stroną powieści Podsiadlika.
Jarosław Podsiadlik powoli wprowadza nas w świat zupełnie beznadziejny, oglądany oczami szybko dorastającego Krzyśka. Świat posługujący się bezsensowną przemocą, świat ludzi słabych polujących na jeszcze słabszych: ojciec bije syna, żeby czuć się ojcem godnym szacunku (jak nie uderzy, to nie będzie pewny swoich racji), mężczyzna bije żonę z niezrozumiałych powodów, ludzie wyładowują agresję w słowach... przemoc spowszedniała, właściwie nawet nie jest już za bardzo dotkliwa. Wszyscy przywykli, no może z wyjątkiem tych, których to spotyka po raz pierwszy.
To mocna i dobrze napisana opowieść, tylko pozornie o „mękach dorastania”, które przeżywa każdy, kto ma trądzik.
Tak naprawdę Podsiadlik opowiada o klęsce i nadziei, o poszukiwaniu i nabieraniu sił...  ale też o ich traceniu. Sposób, w jaki podsuwa czytelnikowi analizę źródeł siły i słabości bohaterów zasługuje na uznanie.
I chociaż wielu powie, że sztuka jako recepta na beznadziejne życie to pomysł strasznie oklepany, to powiedzmy sobie: ten pomysł działa w praktyce.
Nie wiadomo, czy Krzysiek zostanie gwiazdą rapu, czy w ogóle cokolwiek wyjdzie z jego planów na karierę muzyczną... ale przecież to nieważne. Ważne, żeby ruszyć z miejsca swoje życie, kiedy utknie w martwym punkcie.
Chwilami trochę raziła mnie pewna niekonsekwencja stylistyczna w języku samych bohaterów. Raz mówią językiem bardzo literackim a raz dosadnie – i to w sposób wyraźnie nie pasujący do siebie. Można by to wziąć za nieudolność autora... gdyby w naszym nie-powieściowym świecie ktokolwiek stosował styl językowy w sposób konsekwentny. Myślę, że to po prostu cecha naszych czasów.
Już po  napisaniu tych słów uświadomiłem sobie pewne odniesienie, może nie do końca zaplanowane przez autora ale obecne w tej historii: siedem dni powieści rozwija się jak siedem dni Stworzenia. Przez kilka dni pojawiają się kolejne składniki rzeczywistości Krzyśka. Na końcu Pan stworzył człowieka i odpoczął. Z zagubionego dziecka narodził się młody mężczyzna. Bardzo młody. Ale może właśnie w tej świeżo zdobytej dojrzałości jest nadzieja?

Piotr Olszówka

1 komentarz:

  1. Polecam!! Strona projektu: https://www.facebook.com/byckims

    OdpowiedzUsuń