sobota, 14 grudnia 2013

Małgorzata Kalicińska gotuje galantynę...


Potrawa wigilijna?
U mnie od lat to jest to galantyna z ryby.
Mnie nauczyła teściowa, a ona się nauczyła od sąsiadki - Żydówki.
Ryba powinna być słodkowodna, pozbawiona ości, zmielona albo grubo usiekana. Do niej dajemy jajo, odciśniętą chałkę, rodzynki uprzednio namoczone w gorącej wodzie, drobniutko posiekana cebula (sporo!) sól, cukier (!) ciut gałki muszkatołowej, pieprz - pieprzu dużo, bo owa ryba musi być słodko pieprzna.
Zawija się ją w pieluszkę, gazę, ściereczkę a najlepiej w skórę ryby (skóra szczupaka jest dobra albo karpia, tołpygi) i gotuje na wolnym ogniu w wodzie z rybimi odcinkami, marchwią i cebulą.
osobno ugotować karpie, łososiowe głowy, z innymi, które można kupić za grosze w stoiskach rybnych. Mocny bulion gotujemy delikatnie z marchwią i cebulą. Odcedzamy przez pieluszkę, ja nie klaruję. Żydowska galareta zawsze była mętna.
Dodaję namoczone płatki migdałów i dla pewności łyżeczkę żelatyny (dla wzmocnienia galarety).
Rybę studzę, ostrym jak szabla Wołodyjowskiego nożem kroję w plastry, także marchew i jakieś np jajo na twardo. Układam na półmisku, nakładam galaretę na półściętą. Dekoruję jak umiem tymi plastrami jajka, plastrami marchwi, pietruszką albo koperkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz