niedziela, 15 grudnia 2013

Uparty duch - M.J. Kursa

Patrycja i ja zaraz po skończeniu ASP postanowiłyśmy założyć dwuosobową firmę. Robiłyśmy ozdobne zaproszenia, kartki okolicznościowe, a od czasu do czasu dostawałyśmy zlecenia na ilustrowanie książeczek dla dzieci. Nie było źle, radziłyśmy sobie.
Obie miałyśmy dosyć skomplikowane relacje rodzinne. Pati trwała w nieustannym konflikcie z matką, którą drażniła obecność w domu ślicznej i w dodatku młodej córki. Mnie też nie było słodko. Rodzina chciała mnie jak najszybciej wydać za mąż, bo siostra spodziewała się dziecka i oczekiwała, że zajmie ono mój pokój. Uznałyśmy, że mamy tego dosyć i postanowiłyśmy wynająć mieszkanie. Kiedy podliczyłyśmy kasę, miny nam zrzedły.
- Wiesz, co? – oświadczyłam z determinacją. – Znajdziemy sobie lokum, nawet gdybym miała stanąć na głowie. Wiem! Jak Bożena chce, żebym jej pokój zwolniła, niech się dołoży do tego interesu! Za darmo nic w przyrodzie nie ma!
- Zapomnij, Ewa – skrzywiła się Patrycja. – Twoja siostra jest skąpa jak Szkot.
- Wiem. Ale, jak się pożali rodzicom, wysupłają ostatni grosz, żeby się mnie pozbyć – stwierdziłam. – A wiem, że mają trochę na koncie. W poprzednim sezonie wszystkie pokoje były zajęte, a na ten już mają prawie komplet. – Moi rodzice prowadzili pensjonat, który w przyszłości miała przejąć Bożena z mężem.
Patrycja zamyśliła się na chwilę, po czym w oku jej błysnęło.
- Jak ty, to i ja – oznajmiła stanowczo. – Dwie wredne szantażystki… Powiem matce, że jak mi da kasę, zniknę jej z oczu raz na zawsze i będzie mogła udawać młodą laskę bez obciachu. Podejrzewam, że pójdzie na to bez namysłu.
Matka Patrycji miała butik z ciuchami, a poza tym zajmowała się głównie polowaniem na odpowiednio bogatego męża. Nie wiem, czemu tak się upierała przy tym bogactwie. Sama też biedna nie była.
Nasza podstępna akcja zaowocowała tym, że zebrałyśmy nawet pokaźną sumę. Zaczęłyśmy przeglądać ogłoszenia i ze spisem wyruszyłyśmy na poszukiwania. Rany, nie miałam pojęcia, że to będzie takie zniechęcające. Pierwsze mieszkanie, które obejrzałyśmy, składało się z zaniedbanego pokoju i ślepej kuchni. Baba sprawiała wrażenie, że pokazuje nam królewski apartament i była oburzona, kiedy parsknęłyśmy śmiechem, słysząc cenę, jaką sobie wymyśliła. Kolejne było trzypokojowe, ale wyglądało jak melina i sąsiedztwo było nieciekawe. Odpuściłyśmy.
W ciągu tygodnia obejrzałyśmy chyba z dziesięć lokali. Zniechęcały nas albo ich stan, albo cena. Powoli zaczynałyśmy wątpić, czy uda nam się coś znaleźć.
Któregoś dnia siedziałyśmy w małym barku nad filiżankami czekolady, która miała nam poprawić nastrój i beznadziejnie przeglądałyśmy ogłoszenia o sprzedaży nieruchomości.
- Hej, Pati! Tu jeszcze nie byłyśmy! – pokazałam przyjaciółce wciśnięte pomiędzy dziesiątki innych ogłoszenie. – Nie ma nic o metrażu, ani adresu, ale podali numer komórki! Dzwonimy?
- Pewnie znowu jakieś gówno za cenę pałacu – Patrycja niemrawo wzruszyła ramionami. – Cholera, co za kraj. Łatwiej założyć firmę niż znaleźć przyzwoite lokum… Dzwoń, jak chcesz.
Zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie za godzinę.
Mieszkanie było niesamowite. Składało się z dwóch sypialni i salonu, łazienki i nowocześnie urządzonej kuchni. Pełno w nim było antyków, a dodatkowo miało wychodzący na pobliski park balkon. Byłyśmy oczarowane, ale w głębi duszy obie wiedziałyśmy, że nie stać nas na takie luksusy. Powiedziałyśmy to wprost miłej kobiecie w czerni, która nas oprowadzała.
- To mieszkanie po mojej mamie. Zmarła dwa miesiące temu i zapisała mi je w spadku. Brat jest wściekły, bo liczył, że on je dostanie. Same antyki warte są majątek. Ale ma firmę po ojcu, a wobec mamy nie był specjalnie opiekuńczy, więc nie mam zamiaru mu tego oddawać. Ja z kolei mieszkam we Włoszech i mogę tu najwyżej przyjeżdżać raz w roku… Umówmy się tak: będą mi panie płacić tyle, ile mogą, a w zamian obiecacie, że zadbacie o wszystko, dobrze? Przeważnie nie mylę się w ocenie ludzi, a panie wyglądają na uczciwe.

Pierwszej nocy poderwał mnie ze snu głośny łomot. Zaspana i rozczochrana stanęłam w drzwiach swojego pokoju i zobaczyłam przerażoną twarz Patrycji wychylającą się z drugiej sypialni.
- Ewa, włamywacze! – wyjęczała cichutko, szczękając zębami. – Co robimy?
- Zamknij się w pokoju, tchórzu, weź komórkę i w razie czego wezwij policję, a ja sprawdzę – ziewnęłam, bo we włamywaczy nie bardzo wierzyłam; drzwi wejściowe miały zamki jak skarbiec.
Zapaliłam światło w największym pokoju, który przeznaczyłyśmy na salon i biuro naszej firmy. Nikogo w nim nie było, tylko na podłodze leżał średniej wielkości obraz. Musiał spaść ze ściany, co było dziwne, bo osobiście stwierdziłam, że hak pozostał na swoim miejscu, a zawieszka nie jest zerwana. Podniosłam obraz i przyjrzałam mu się z zainteresowaniem. Przedstawiał uśmiechniętą smutno kobietę w średnim wieku, a namalowany był w owalu, jak stare portrety, które oglądałyśmy w restaurowanych dworkach. Zwróciłam na niego uwagę już wcześniej, bo fascynowała mnie twarz modelki. Właścicielka wyjaśniła, że to portret jej matki.
- No, kochana – szepnęłam, powstrzymując ziewanie – nie jesteśmy tu intruzami. Podpisałyśmy umowę i mamy zamiar jej dotrzymać. Nie rób nam więcej takich niespodzianek.
Powiesiłam obraz na ścianie, uspokoiłam Pati i kropnęłam się spać.
Następnej nocy miałyśmy powtórkę z rozrywki. Tym razem przynajmniej Patrycja nie panikowała, tylko od razu poszła do salonu i zawiesiła obraz z powrotem.
Po tygodniu byłyśmy już tak wytresowane, że budziłyśmy się same na moment przed łomotem. Ciągle byłyśmy niedospane i w końcu Pati się zbuntowała.
- Ewka! Musimy coś z tym zrobić, bo ja już nie daję rady! Może ją po prostu zdejmiemy ze ściany i postawimy na podłodze? Nie chce wisieć, to nie!
Tak zrobiłyśmy, ale w nocy znów poderwał nas rumor. Kiedy obie wpadłyśmy do salonu, obraz leżał na podłodze.
- Czego ty od nas chcesz, kobieto?! – jęknęła Patrycja bezradnie. – Przecież nie demolujemy ci tych twoich antyków!
Usiadłam na podłodze i jeszcze raz z uwagą przyjrzałam się portretowi. Najwyraźniej kobieta na nim namalowana usiłowała zwrócić na coś naszą uwagę. Odwróciłam obraz plecami i dostrzegłam, że coś wystaje zza ramy. Pociągnęłam delikatnie i wydobyłam złożoną kartkę.
- Tu coś jest, Pati! – głos mi się łamał z emocji. – Myślisz, że mamy prawo zajrzeć?
- Pewnie! – zaintrygowana Patrycja przysiadła obok mnie. – Po tych wszystkich nieprzespanych nocach należy nam się jakieś wyjaśnienie!
Ostrożnie rozłożyłam papier i przeczytałam na głos:
- Oświadczam stanowczo, że jestem przy zdrowych zmysłach. Od kilku tygodni czuję się coraz gorzej, a teraz zrozumiałam, że moje samopoczucie pogarsza się po każdej wizycie syna. Jestem pewna, że mnie truje, ale nie potrafię tego udowodnić. Do znalazcy tego listu mam prośbę. Zegar szafkowy w salonie ma schowek. Proszę nacisnąć trzeci liść zdobienia na dole, licząc od prawej, a paczkę, która znajduje się w skrytce wraz tym listem dostarczyć do mecenasa… Kurcze, Pati, co to ma być?! Czuję się, jakbym grała w filmie sensacyjnym!
- Tu jest numer telefonu i adres – Patrycja pokazała palcem i rozejrzała się po salonie. – Ewa! To o tym zegarze ona pisze! Zobacz! Sprawdźmy, bo inaczej nie uwierzę!
Istotnie, po otwarciu skrytki ukazała się naszym oczom zawinięta w papier pakowy i związana starannie sznurkiem paczuszka wielkości niewielkiego pudełka. Wyjęłyśmy ją, używając do tego celu rękawic do garnków, bo bałyśmy się, że zostawimy swoje odciski. Nie odważyłyśmy się jej otworzyć. Z emocji nie spałyśmy już do rana, a o godzinie, która wydawała nam się przyzwoita, zadzwoniłam do mecenasa. Nie wydawał okrzyków niedowierzania, tylko od razu kazał nam przynieść wszystko do siebie. Od razu też obiecał, że nie będziemy przez nikogo przesłuchiwane.

Po dwóch tygodniach mecenas złożył nam wizytę i wyjaśnił, że w paczce była bombonierka, a w niej czekoladki, które nafaszerowano arszenikiem. Policja już wszczęła śledztwo..
Wszystko skończyło się dobrze. Wyrodny synalek poszedł siedzieć, a my odzyskałyśmy spokój i zaprzyjaźniłyśmy się z Ireną, która przed powrotem do Włoch przedłużyła nam umowę najmu na dziesięć lat. A i firma powolutku nam się rozkręca. Obie z Patrycją uważamy, że to rewanż naszego ducha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz