niedziela, 15 grudnia 2013

Zemsta po polsku - M.J. Kursa

Niedziela. Nareszcie. To był najgorszy tydzień w moim życiu.
W komórce mojego chłopaka znalazłam świńskie esemesy. Od mojej osobistej przyjaciółki, która – psiakrew – od dwóch lat posiada na własność bogatego męża i miała być druhną na moim ślubie.
Sąsiadka z dołu wydarła się na mnie na całą klatkę, że zalałam jej łazienkę. Ja zalałam! Akurat wtedy siedziałam w pracy po godzinach. Mój przyszły (jeszcze nie wiem, czy doszły) plątał się po mieszkaniu i pewnie taplał się w Niagarze. Zresztą u mnie nic nie widać. Może to u niej rura przecieka, a to nie moja wina…
I jeszcze ta cholerna szefowa. Czy ktokolwiek na świecie zrozumie, jak to jest mieć za szefową mocno przeterminowaną babę, która robi słodkie oczy do młodego osiłka? Który to osiłek prezentuje przerost mięśni nad inteligencją? On nie dopilnował terminów, a opieprz przy całym biurze dostałam ja. A ten mięśniakowaty palant tylko się głupio uśmiechał.
No to teraz muszę wykonać potężną pracę umysłową.
Co powinnam zrobić? Wykopać tego swojego bałwana, czy zastosować karę dożywocia u swego boku? Jak go wykopię, szybko znajdzie inną. Dekoracyjny jest dosyć. I umie być użyteczny niekiedy. Pewnie jeszcze nie raz okaże się, że trzeba będzie się nim podzielić, zanim ostatecznie zdziadzieje, ale to przecież nie z tą zołzą. Teraz już postaram się być doinformowana na bieżąco; komórkę rzuca byle gdzie, zawsze można sprawdzić, co tam aktualnie zdziałał. I skontrować, gdyby była taka potrzeba.
Chyba go sobie zostawię. Niech żyje na razie w błogiej nieświadomości. Zajmę się moją byłą przyjaciółką. Dzięki Bogu, zawsze cierpiała na słowotok. Teraz muszę tylko coś z tego wybrać. Co by tu… Wiem!
Gdzie moja tajna komórka na kartę?
No proszę, jak człowiek inteligentny, uczy się szybko.
No to piszmy: Szanowny panie M. z przykroscia donosze ze panska zona zrobila duzy debet na koncie i ukrywa przed panem wyciagi z banku. Z powazaniem zyczliwy.
Pięknie. To go zaboli bardziej niż zdrada. Bogaci nie lubią tracić. A ta idiotka nie musiała kupować najdroższych kosmetyków i latać na masaże. No, w najbliższej przyszłości może zapomnieć o urodzie. Słyszałam o tym jej mężu. Skąpy jak Szkot, czy inny Harpagon. Mówiłam jej, że głupia. Jak człowiek sam pracuje, nikt mu nie wypomni, na co wydaje.
Dobra, moja druhna uziemiona… Ha, pewnie sama zrezygnuje z tego świadkowania, bo ją ślubny pozbawi kasy, a przecież nie pokaże się dwa razy w tej samej kiecce. Super.
Co tam mamy dalej? Sąsiadka… Hm, tu będzie trudniej. Co ja na nią mam? W zasadzie mogłabym jej odpuścić, bo i tak ubezpieczenie zapłaci za tę jej powódź… A właśnie, że nie! Cały blok słyszał, jak na mnie wrzeszczała. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Co by tu… Mam! W zeszłym tygodniu widziałam, jak jej synalek wysmarował wulgarne graffiti nad wejściem do klatki. Nie szpiegowałam go, broń Boże, tylko mnie zaintrygowało, co on robi na daszku na wysokości pierwszego piętra. Nawet się przestraszyłam, że zleci. W końcu jestem katoliczką. Życie jest dla mnie wartością nadrzędną… O, i przypadkiem podejrzałam, gdzie zamelinował resztkę sprayu…
To teraz do komputera. Opiszemy wszystko dokładnie, wydrukujemy… Gdzie są moje rękawiczki; tyle się pisze o odciskach… Może zrobić trochę błędów? Wtedy już na pewno nikt nie pomyśli, że to ja…
No, gotowe. Jutro będę przechodzić obok spółdzielni, to wrzucę do ich skrzynki ze skargami… Dobrze, że napisałam: komunikuję. „Donoszę” brzmi okropnie. No i w końcu nie donoszę, tylko na tacy podaję im rozwiązanie problemu. Zaoszczędzą. A sąsiadka będzie musiała zapłacić za dewastację.
To jeszcze tylko szefowa została. No, to najłatwiejsze. Gdzie moja komórka? Gdzieś tu powinno być… Jak to dobrze, że akurat przypadkiem przechodziłam przez ten park. Taka młoda siksa z nogami do nieba zepsuje jej humor na cały tydzień… Gdzie ono… Jest!... Grunt to dobry refleks… No, piękne zdjęcie. Ona na nim wisi, on ją z zaangażowaniem obmacuje… Młodość, szefowo! Coś, co jest już poza tobą. On nie leci na twoje zmarszczki i te zwały tłuszczu, co to ci się wydaje, że dawno je zgubiłaś, tylko na twój szmal i awans, który możesz mu zapewnić… Ale chyba nie zapewnisz. Coś mi się wydaje, że ci się nie spodoba to zdjęcie. Może nawet poszukasz innego osiłka?
Poszło. Świetnie. Ale się napracowałam.
Teraz sobie odpocznę. Zasłużyłam. Tamten tydzień mi dokopał, ale jutro będzie dobry dzień. Cudowny dzień. Kiedyś szczęście sprzyjało odważnym, teraz kreatywnym. Nie można wszystkiego zwalać na Pana Boga. Od czasu do czasu trzeba samemu popracować.

1 komentarz:

  1. Ha!!! Bardzo fajna historyjka :) :)
    Czasami mam takie dni ,że miałabym ochotę dokopać kazdemu w promieniu metra ...Ale tak jak szybki mnie nachodzi tak szybko odchodzi :)

    OdpowiedzUsuń