niedziela, 10 sierpnia 2014

Słońce na ambach - Wacława Korabiewicza podróż do Etiopii cesarza Hajle Sellasje

 Książkę przeczytałem dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka

Doktor Kilometr, założyciel Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich, podróżnik, etnograf i lekarz, który zjeździł i opisał pokaźną część świata w czasach, gdy ten świat trudniej się zwiedzało a różnorodność kulturowa przysparzała więcej problemów – sam nie wiem, jak najlepiej scharakteryzować Wacława Korabiewicza. Może anegdotą? W czasach gdy objął funkcję lekarza na „Darze Pomorza”, oficerowie wybierali cel kolejnej podróży szkolnej. Kiedy doktor chciał coś zaproponować, uciszyli go słowami: Wacek, ciebie nie pytamy, bo ty chcesz być wszędzie.
Zdaje się, że ciekawość świata stanowiła jedną z ważniejszych cech Wacława Korabiewicza. Ciekawość połączona z życzliwością, niekoniecznie podporządkowana własnej korzyści materialnej. Kiedy pracował w Tanganice – wysłał zebraną przez siebie kolekcję do muzeum w Polsce zamiast do zbiorów angielskich, co kosztowało go posadę i wydalenie z regionu. Jako lekarz pracował w wielu egzotycznych krajach, egzotycznych również ze względu na życie codzienne i… doświadczenia medyczne.
Słońce na ambach zawiera wspomnienie z Etiopii czasów Lwa Judy, negusa, Króla Królów, cesarza Haile Sellasje, któremu Ryszard Kapuściński wystawił tak niepochlebne świadectwo w „Cesarzu”. Etiopia oglądana przez Wacława Korabiewicza to kraj całkiem inny niż ten w oczach Kapuścińskiego, mniej groźny za to o wiele bardziej egzotyczny. Największą niespodzianką pozostają chyba ludzie – to o nich głównie pisze Korabiewicz.
Etiopia oglądana ze szpitala publicznego pokazuje chyba wszystkie środowiska – od ludzi bogatych, wykształconych, pragnących uchodzić za nowoczesnych ale niezdolnych do wyjścia poza wygodne ramy własnej cywilizacji; do biedaków w ostatecznych stadiach zaniedbania chorób czy wręcz więźniów.
Historia kraju, związek ludzi z przyrodą, zwyczaje codzienne, piękne fotografie, rytualna biurokracja, krzyż pański z pracą – trudno to streścić. Trzeba po prostu przeczytać.
Doktor Kilometr zapisał się w historii nie tylko jako lekarz, etnograf i podróżnik, ale i jako znakomity pisarz i gawędziarz: jego opowieść czyta się z przyjemnością, czasami ze zgrozą – jak na przykład fragment poświęcony fachowej etiopskiej pielęgniarce. Co powiedzielibyśmy, gdyby ktoś taki pracował w naszym szpitalu? Ewentualnie etiopska wersja chrześcijaństwa – w kraju, w którym 1/10 obywateli pełni jakieś funkcje kapłańskie ledwie kilka procent umiało czytać, dzięki czemu w kwestii ewangelii przez wieki polegano na tradycji ustnej, dosyć dowolnie modyfikowanej wedle lokalnych potrzeb. Efekt zadziwił Wacława Korabiewicza a i mnie zwalił z krzesła. Dosłownie – ze zdziwienia tak gwałtownie się poderwałem, że upadłem razem z meblem.
Przez cały czas nie mogłem opędzić się od porównań z Polską – oba kraje mają ze sobą więcej wspólnego, niż chcielibyśmy przyznać.
Opowieść Wacława Korabiewicza o Etiopii trzeba przeczytać bez pośpiechu, dawkować powoli, uzupełniać zdjęciami – bo chociaż jest ich w książce sporo, to jednak zawsze będzie za mało. I warto do niej powracać kilka razy. Bardzo smakowita rzecz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz