Tegoroczny urlop spędziliśmy z mężem na przepięknej greckiej wyspie Rodos. Ale nie był to typowy wyjazd wakacyjny. W głębokiej tajemnicy, bez mała konspiracji, postanowiliśmy zaskoczyć moją najlepszą przyjaciółkę i zjawić się na jej ślubie. Do spisku był włączony Tomek, jej przyszły mąż, natomiast ona o niczym nie wiedziała do samego końca.

Sama uroczystość odbyła się w Zatoce Św. Pawła w Lindos. Przepiękna sceneria dopełniła całości, tak samo jak pogoda, chociaż trzeba przyznać, że żar lał się z bezchmurnego nieba. Wynajęliśmy biały kabriolet, którym dotarliśmy na miejsce. W pobliskiej miejscowości kupiliśmy piękny bukiet dla panny młodej. Ostatnie chwile przed uroczystością asystowałam Iwie w przygotowaniach, chociaż raczej paplałam coś bez sensu i kursowałam między piętrami hotelu, ponieważ chłopcy zajęli nasz pokój, a my pokój przyszłych państwa młodych.

W lobby hotelowym wzbudziliśmy niemałą sensację. Mój mąż pstrykał zdjęcia jak nakręcony, czym zasłużył sobie na ksywę „paparazzo”, zaś ja, niczym objuczony dromader, tachałam torby, kapelusze, walizkę na kółkach i masę innych szpargałów. Specjalnie na tę okazję zabrałam buty na platformie, które gdzieś mi zaginęły i których w końcu nie założyłam, ponieważ nie dość, że nie było na to czasu, to w dodatku było tak piekielnie gorąco, że zrezygnowałam ze szpanowania na wysokościach koturnów.
Podczas uroczystości chlipałam już bez skrupułów, rozmazując sobie piękny makijaż „smoky eyes”. Przed ślubem, jak i po, państwo młodzi zostali obfotografowani z każdej strony i dzielnie pozowali w upale. Polał się szampan i gratulacje, wzruszenie i radość.
Po Iwie i Tomku ślub w zatoczce brała pewna para z Wielkiej Brytanii. Ponieważ na Wyspach panuje przesąd, że panny młode nie mogą się minąć na drodze, orszak czekał aż wdrapiemy się na górę, a ja stopowałam urlopowiczów, którzy wchodzili w kadr fotografowi, ponieważ w zatoczce obok kapliczki jest też kąpielisko. Strofowałam ich wszystkich konsekwentnie, dzięki czemu zdjęcia się udały, a państwo młodzi mieli swoje pięć minut.

Kiedy zajechaliśmy pod hotel, szybko przebraliśmy się w stroje kąpielowe, zmyłyśmy z Iwą makijaż i z szampanem przywiezionym jeszcze z Polski udaliśmy się na plażę. W słonych wodach Morza Śródziemnego wznieśliśmy toast za młodą parę i chłodziliśmy się w przyjemnej morskiej toni. A wieczorem poszliśmy do restauracji na obiad ślubny.
Wyjazd na Rodos jest jednym z najpiękniejszych naszych wyjazdów, ponieważ spędziliśmy go we czworo, w najważniejszym dniu naszych przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz