czwartek, 18 września 2014

"Anglicy na pokładzie" Matthew Kenale'a - człowiek nowoczesny w pogoni za rajem.


Książka dostarczona przez Wydawnictwo Wiatr Od Morza ***
Matthew Kneale podjął niezwykłe zadanie: opowiedział o epoce wiktoriańskiej w sposób oryginalny. Można się śmiać z takiego stawiania sprawy, dopóki nie uświadomimy sobie, jak wielką liczbę szablonów i konwencji dała ta epoka literaturze, nie wspominając już o mrowiu tekstów nią inspirowanych. Kneale wziął na warsztat jeden z najważniejszych mitów naszej epoki:
rozprzestrzenianie cywilizacji i wyższych, chrześcijańskich wartości. Wszystkie główne elementy opisane w tej powieści są autentyczne i udokumentowane, co sprawia, że nie mamy tu do czynienia tylko z artystyczną fikcją skłaniającą do przemyślenia rozmaitych ewentualności - przeciwnie: Kneale podsuwa nam pod nos lustro. Bardzo często takie autorskie zabiegi tracą na sile poprzez ograniczenia związane z osobowością narratora: wszechwiedzącego czytelnik podejrzewa o stronniczość i wciskanie WŁASNYCH POGLĄDÓW AUTORA jako boskich... zaś narrator będący jednym z bohaterów daje wręcz gwarancję stronniczości. Wspominam o tym czysto technicznym pisarskim problemie, bo "Anglicy na pokładzie" pod tym względem stanowią niezwykły ekspertyment: mamy tu do czynienia z kilkudziesięcioma narratorami a każdy z nich wypowiada się w bardzo osobisty sposób. Natchniony pastor Wilson wierzy, że Biblię należy odczytywać dosłownie - aby to udowadniać organizuje wyprawę na poszukiwanie Ogrodu Eden, którego upatruje w Tasmanii. Szybko dochodzi do wniosku, że z racji świętości jego misji należą mu się przywileje... i ma okazję poddać próbie swój system wartości.
Doktor Potter w swoim środowisku uchodzi za wzór naukowca - istotnie, w każdej chwili prowadzi notatki do planowanego epokowego dzieła. Ale właściwie nad czym pracuje? Nad podziałem ludzi na lepszych i gorszych, przy czym gorsi jego zdaniem muszą zostać wyrżnięci przez lepszych. A jakie są kryteria podziału? Otóż doktor Potter, mąż uczony i ceniony jako luminarz londyńskiego środowiska antropologicznego, klasyfikuje ludzi wedle tego, czy mu czymś podpadną, czy poczuje do nich sympatię czy odrazę albo strach. Kogo lubi - ten należy do najlepszej odmiany ludzi. Zaś badania dr. Pottera polegają na kradzieży ciał ludzi z niższych ras celem urządzenia w Londynie wystawy szkieletów uzasadniającej jego tezy. Cywilizacja? Nauka? Czy bezwzględna cmentarna hiena? A może po prostu prekursor doktora Mengele i jego kolegów, który przecież nie spadli z księżyca, lecz skądś się wzięli... Pytanie: skąd? Ano z epokowych dociekań doktorów Potterów i ich oryginalnej metody badawczej...

Kapitan Kewley - sympatyczny cwaniak z wyspy Man, bezskutecznie próbujący zarobić na przemycie, ma tyleż sprytu i profesjonalizmu co i pecha - ma w tej historii sporo do powiedzenia. Jako właściciel statku Sincerity i twórca jego unikalnych właściwości godnych brytyjskiego biznesmena pokazuje niektóre mechanizmy funkcjonowania imperium brytyjskiego i techniczne aspekty wyprawy, dzięki czemu możemy spojrzeć na wyprawę chłodnym okiem fachowca, który w nią coś zainwestował.  
Ponadto wypowiadają się też wiktoriańskie panie z różnych sfer - od małżonki gubernatora do właścicielki sklepu... mamy wgląd w teksty z lokalnych gazet, możemy zapoznać się z głosami kolonistów, urzędników Korony Brytyjskiej, w tym również ideologów jednego z najbardziej sadystycznych systemów więziennych w historii, obliczonego na sprawianie więźniom jak najdłuższych i najróżniejszych cierpień... i skazańców odbywających kary ciężkiego więzienia w kolonii karnej.  
Kneale w bezprecedensowy sposób podsuwa nam możliwość zapoznania się z prawie wszystkimi przedstawicielami angielskiego społeczeństwa, jacy pojawili się na Tasmanii. Wszyscy oni przedstawiają swój punkt widzenia, wszyscy  żyją na ziemi dopiero co zabranej Aborygenom, wszyscy jakoś wchodzą w kontakt z pierwotnymi mieszkańcami ziemi, na którą przybyli. Każdy z nich na swój sposób niesie im europejską cywilizację i w większości wypadków postępuje z rozmysłem.
Naprzeciwko dziewiętnastu Europejczyków - dwoje Aborygenów: Pagerly i Peevay. Pagerly wypowiada się tylko raz, chociaż jest obecna w powieści przez okres prawie czterdziestu lat, natomiast Peevay odgrywa w tej opowieści rolę o wiele większą. Większość pozostałych narratorów spotyka go w taki czy inny sposób, ma okazję wypowiadać się na jego temat a niektórzy nawet mogą... spotkać go w walce.
O życiu Peevaya wiemy najwięcej, jego obserwacje są głównym głosem nie-europejskim w powieści, tym ważniejszym, że poznajemy go najdokładniej: jego wychowanie, tradycję, doświadczenia od najwcześniejszych. Peevay jest dzieckiem mieszanej krwi, pochodzącym z gwałtu - jego matkę porwał biały uciekinier z kolonii karnej aby mieć seksualną niewolnicę. Peevay wychował się w tradycji tasmańskich Aborygenów ale wciąż padał na niego cień pochodzenia. To dlatego, gdy został uwięziony wraz ze swoją grupą. postanowił nauczyć się wiedzy białych i zrozumieć ich, aby walczyć o wolność ich metodami i zdobyć szacunek rodaków. Zdołał do pewnego stopnia zgłębić zasady moralności białego człowieka... i wciąż konfrontuje je z postępowaniem kolonistów. Poniekąd występuje jako niezależny sędzia europejskiej cywilizacji: inteligentny, wnikliwy i surowy, o tyle nam bliski, że podobnie jak ludzie z początku XXI wieku - nie uwikłany w wiktoriańskie pojmowanie cywilizacji. 
Ale nie musimy ślepo wierzyć jego osądom. 
Żaden spośród 21 narratorów powieści nie przypisuje sobie absolutnej racji (no może poza dr Potterem i wielebnym Wilsonem), każdy mówi tylko we własnym imieniu. Każdy zresztą ma swój własny język: Peevay używa literackiego angielskiego wplatając liczne kalki z własnej mowy ojczystej, co nadaje jego wypowiedziom dość niezwykły smak, damy używają konwencjonalnych form wypowiedzi stosownych dla swojej warstwy społecznej, kapitan Kewley przeplata angielszczyznę gwarowymi wtrętami a pastor Wilson w miarę zbliżania się do celu wyprawy w mowie codziennej zwiększa ilość stylu biblijnego. Gazety donoszą o wydarzeniach w sposób charakterystyczny dla angielskiej prasy z II połowy XIX wieku, urzędnicy wypowiadają się oficjalnymi raportami i memoriałami, zaś dr Potter udostępnia nam swe osobiste notatki, pisane na szybko, pełne skrótów, silące się na obiektywizm i bezosobowość... jakby każde wydarzenie z dnia odbierała cała ludzkość za jego pośrednictwem. W wersji polskiej wydawca postarał się o zachowanie tej charakterystycznej cechy "Anglików na pokładzie" - dwudziestu jeden narratorów przełożyło na polski dwudziestu jeden tłumaczy - całość robi duże wrażenie.
Czy powieść Kneale'a jest tylko historią pewnej wyprawy i pewnego ludobójstwa? 
Nie do końca. To bardzo uniwersalna przypowieść, o wielu wątkach, wielu tematach: od roli tradycji w rozwoju człowieka do kwestii związanych z relacjami rodzinnymi, postawą wobec własnej cywilizacji, narodu, religii. Tak naprawdę "Anglicy na pokładzie" są trochę jak drzwi do pokoju z przemyśleniami: od nas zależy, co tam znajdziemy, możemy też dodać coś od siebie.
To jedna z tych książek, które przechodzą do historii literatury... o ile po nas będzie jeszcze jakaś historia. 
Jedyne, co mógłbym zarzucić wydawcy, to kilka literówek - przydałoby się więcej uwagi ze strony redaktorów.
(POL)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz