czwartek, 26 maja 2016

Góra - męskim okiem Romualda Pawlaka

Góra

Podchodziłem do niej z szacunkiem, nie przez jej wysokość czy stromość, chociaż to też – urwisko na kilkaset metrów robi wrażenie. Ale przecież nie tamtędy bym wchodził. Nie, po prostu kolana czasem bolą i zastanawiałem się, czy warto szurać w górę na górę :)
Jednak kusiła swoim majestatem.


No i skusiła, chociaż na swoich warunkach. Bo najpierw było tak. 
 Później mgła się rozwiała, pogoda zrobiła lepsza, wiedziałem jednak, że nie ma sensu iść, bo co to za frajda przepychać się w tłumie, a co gorsza – stać w kolejce, żeby wejść na platformę szczytową. 

Nieee...


Za to następnego dnia bladym świtem wyzwałem ją na pojedynek. Ludzie przekręcali się jeszcze na drugi bok, a ja już ruszyłem w trasę, słuchając ptaszków, kłaniając się owcom obok schroniska, słuchając ich dzwonków i mamrocząc klątwy do swoich kolan, żeby mi nie wycięły żadnego numeru, że jak co, to niech się wstrzymają z bólami do zejścia. Przy śniadaniu mogą zacząć łupać. Zgadzam się na cały dzień strzykania. Podpiszę cyrograf z tygodniem dokuczliwych bólów. Ale teraz mają sprawować się grzecznie.
Wkroczyłem wreszcie w wąwóz u podnóża góry i... utonąłem w zachwycie. To jest bajkowa trasa, chociaż środkowy odcinek stanowi wyzwanie, 
o ile nie jest się niespiesznym turystą, tylko człowiekiem nielubiącym tłumu na szczycie. Narzuciłem sobie niezłe tempo, już nie mamrocząc do swoich kolan, tylko okrzykami zachęcając je do większego wysiłku :)
Widząc wystające tu i ówdzie wapienne skały, rozglądałem się także w poszukiwaniu smoka.
Wreszcie dotarłem najpierw do platformy widokowej,

a wkrótce na sam szczyt. Kolana wciąż akceptowały umowę, serce podobnie, a tylko zachwyt zapierał dech w piersi. Skojarzenie tego miejsca z utworami Sheparda z serii o Griaule’u stało się jeszcze silniejsze. Wapienne skały wyglądały z góry jak kości smoka z Teocinte, tak wielkiego, że nie sposób objąć go jednym spojrzeniem.


Pamiętałem jednak, że i himalaistom zdarzało się mieć większe problemy z zejściem niż wejściem. Zmęczenie, rozluźnienie, a jeśli prawe kolano sobie zakpi ze mnie? Pogoda też zaczęła się zmieniać. 

Chyba jednak zawarłem z kolanami i Górą uczciwą umowę. Pozwolili mi zejść, cieszyć się widokami, a nawet spotkać na swej drodze strudzonego wędrowca. 

Wrócę tam wkrótce. Muszę. Magia kusi. Znów poszukam smoka pośród skał, widoków, które będę przywoływać z wyobraźni, ilekroć tłum i nadmiar betonu mnie przytłoczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz