No cóż, jesień nadchodzi, westchnęłam i
popatrzyłam w okno. Ciemność zapada dużo szybciej niż jeszcze dwa tygodnie
temu, po osiemnastej wilgoć zaczyna pełzać wokół gołych kostek, a temperatura
spada niebezpiecznie poniżej piętnastu stopni. Kilka dni temu wybrałam się do ogrodu. Trzeba skosić
trawę, a tam gdzie kosiarka się nie przedrze – wyrywać. Grządki czekają na
opielenie, a resztki ogórków na zerwanie i ukiszenie. Poziomki chowają swe
czerwone owoce wśród żółcących się listków. Sczerniały orzech, sztuk jeden
spadł i przepadł, nawet nie sprawdzę, czy w środku też był czarny i niejadalny.
Kalina obsypana czerwonymi koralami owoców aż prosi, by wziąć aparat i zrobić
parę jesiennych zdjęć. W napadzie pracowitości zamierzam wyczyścić ziemię pod
tujami; urosły tak szybko, a dopiero
niedawno je kupowałam, są gotowe do podcięcia. Na razie niestety zarośnięte chwastami,
podsypane skoszoną trawą. Zamierzam się grabiami na taką przyklepaną już kopkę
trawy i odskakuję. Kupka się rusza, źdźbła trawy unoszą się, część z nich
pozostaje na grzbietach dwóch jeży manifestacyjnie opuszczających swą kryjówkę.
Jeże łypią na mnie groźnie, niezadowolone. Obudziłam je zbyt wcześnie. Mamrotam
przeprosiny, nie przypuszczałam, że zakłócę sen tym miłym zwierzątkom. Odkładam
pracę na następny dzień.
I jak zawsze, gdy zbliża się jesień, czas mgieł
i ziemiopłodów sięgam po ukochaną książkę, czyli „Dewizę Woosterów”
P.G.Wodehousa, w świetnym tłumaczeniu Hanny Rowińskiej. Poniżej bardzo jesienny
fragment Dewizy:
„Wysunąłem
rękę spod kołdry, żeby zadzwonić na Jeevesa.
- Dobry
wieczór, Jeeves.
- Dzień
dobry, sir.
Zdziwiłem
się.
- To
już dzień?
- Tak
jest, sir.
- Jesteś
pewien? A dlaczego tak ciemno?
- Mgła,
sir. Zechce pan łaskawie sobie przypomnieć, że mamy teraz jesień. A to pora
obfitości mgieł i ziemiopłodów.
- Pora
czego?
-
Obfitości mgieł, sir, i ziemiopłodów.
- Hm?
Aha. Tak, tak. Rozumiem. Mniejsza o to, przynieś mi któryś swój środek na
wzmocnienie, dobrze?
-
Trzymam go w gotowości, sir. Stoi w lodówce. (…)
Jeeves
wrócił niosąc swój balsam. Wypiłem go jednym haustem i za chwilę poczułem się lepiej,
chociaż zrazu doznałem przykrego wrażenia – co nieuniknione, gdy się korzysta z
porannych środków wzmacniających receptury Jeevesa – że wierzch czaszki ulatuje
gdzieś pod sufit, a gałki oczne wyskakują z oczodołów i odbijają się od przeciwległej ściany niczym
piłeczki do ping-ponga.
Balsam Jeevesa, to niepowtarzalny specyfik,
którego recepturę zna tylko Jeeves, ja w jesienne wieczory wypijam filiżankę
aromatycznej czekolady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz