Nadchodzą święta, ferie, Gwiazdka a zwierzęta będą wyjątkowo wyraźnie mówić do tych, którzy nie rozumieli na co dzień.
Dlatego zespół redakcyjny Kawiarenki "Książka zamiast Kwiatka" ogłasza świąteczny konkurs na wspomnienie wigilijne o zwierzaku. Krótkie, do 1800 znaków. Umieszczamy na stronie KzK na Facebooku pod zapowiedzią konkursu lub w komentarzu na blogu.Nagrodą jest powyższy portret Łowcy Ptaków, znanego jako Zielonkawy Baron... wykonany w technice akwareli.
Rozstrzygnięcie konkursu - 6 grudnia 2013 roku...
Nasz kot Borys znany był z dziwnych upodobań. Bardzo ciekawski, najchętniej spróbowałby przecisnąć się przez ucho igielne. Nieważne, czy gospodarze coś gotowali w kuchni, czy dokonywali porannych ablucji. Borys zasiadał na ramieniu i z uwagą obserwował, co się właśnie wyrabiało (zrzucenie go z ramienia się nie wchodziło w grę, sprytna bestia wczepiała się pazurkami). Najczęściej próbował złapać używaną akurat szczoteczkę do zębów i pożreć pastę. Powinien mieć na drugie Mendelejew albo Geiger, bo smakowało mu też mydło, płyn do kąpieli, balsam i oliwka dla niemowląt. Potrafił robić wielkie oczy i machać łapką oraz mówić coś po swojemu, byleby tylko dać mu spróbować trochę kremu do twarzy albo antyperspirantu. Kot uwielbiał zapach chloru! I kiedy kąpielówki mego męża najspokojniej na świecie suszyły się na sznurku, Borys chyłkiem porwał je z suszarki. Najpierw się do nich przytulał, ocierał, potem na nich kładł i zaczynał je tłuc, tak jakby kąpielówki w każdej chwili mogły zaatakować. Kiedyś nam wyciął numer! Mąż szykował się właśnie na basen, ale nie mógł znaleźć kąpielówek. Szukał ich chyba przez godzinę, mało brakowało, a zacząłby mnie podejrzewać o jakieś głupie dowcipy. Winowajcą okazał się Borys, który kąpielówki po prostu porwał i jako trofeum schował w starej kanapie. Znaleźliśmy je tam zupełnie przypadkiem. Często zabiera nam pranie, jeśli intensywnie pachnie, a także stara się zlizać naszym gościom żel oraz inne środki do stylizacji włosów z głowy. Borys lubił też obgryzać literki z nazwą firmy, przymocowane na stałe do drzwi tejże lodówki. Sprytny kot podbierał też pasztet, z którym natychmiast czmychał za kanapę. Na szczęście znaleźliśmy go, zanim zaczął wydzielać podejrzany zapaszek (pasztet, nie kot;)
OdpowiedzUsuńGdzieś w Stanach jest kot, który kradnie ludziom z domów różne drobiazgi... czy Borys przypadkiem nie koresponduje z nim przez sieć?
UsuńCalikiem możliwe, tylko który z nich jest prowodyrem?;)
UsuńMoim wspomnieniem Wigilijnym było cudowne rozmnożenie się świnek morskich, które notabene "były" samczykami.Pewnej pięknej grudniowej Cichej Nocy Ja,jako dziecko bardzo czekałam na przemówienie w Wigilię moich ulubieńców-Gucia i GuciaDWA. Tak się skubańce "rozgadali",że z parki namnożyła się cudowna piątka.Byłam w szoku!Wszyscy byli.Dziś jak widzę świnkę morską zawsze przypomina mi się ta wigilijna historia.....
OdpowiedzUsuńizawol@interia.pl
Gdyby to był Tłusty Czwartek - można by podejrzewać pączkowanie...
UsuńBył 23 grudnia. Pracowałam w kuchni jak maszynka do siekania, mielenia, mieszania, gotowania, pieczenia i lepienia. Każdą gotową potrawę wynosiłam na balkon. O pierwszej w nocy, czyli właściwie już w Wigilie poszłam spać. Obudziłam się o 7 rano z ssącym poczuciem w wątpiach, że nie ma kota. Rany boskie, nie ma kota! Wybiegłam z sypialni i zobaczyłam kota, dobijającego się - od zewnątrz - do drzwi balkonowych. Wpuściłam zwierzę, ogrzałam, utuliłam, przyprosiłam, nakarmiłam, wyjmując z lodówki przeznaczone na dzień następny szynki, pieczenie i piersi kurczaka. Kot się najadł i poszedł spać. Kiedy się obudził, zażądał... wypuszczenia na balkon! Zdziwiona otworzyłam drzwi, kot wyszedł, okręcił się dwa razy wokół własnej osi i wrócił do pokoju z obrzydzeniem otrząsając łapy. Poszedł do kuchni i stanął przed lodówką.
OdpowiedzUsuńJestem zdania, że może mój kot nie opanował jeszcze werbalnie sekretów ludzkiej mowy, ale zasady komunikacji wigilijnej - jak najbardziej.