poniedziałek, 2 czerwca 2014

Zlecenie - Iwona Mejza



Stare schody skrzypiały pod ciężarem wchodzącego. Aż wstałem zza pamiętającego lepsze czasy biurka i na wszelki wypadek sięgnąłem po broń. Od roku prowadziłem biuro detektywistyczne Kot Blond i S-ka i miewałem różnych klientów. Zazwyczaj zajmowałem się poszukiwaniem zaginionych mężów i zbyt wcześniej dojrzewającej młodzieży. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie co potrafią wymyślić młode kociaki. Byle tylko wyrwać się spod kontroli rodziców. A młode kuny i wiewiórki, te dopiero potrafią zaszaleć. Trudniłem się także poszukiwaniami genealogicznymi. Częściej niż potraficie sobie wyobrazić! Ileż to razy rodzic spoglądał na dziecko podejrzliwie zastanawiając się czy kukułka nie podmieniła jajek, tak było niepodobne do reszty rodziny. Między nami mówiąc, wśród moich klientów zdarzały się także psy. Tu, muszę przyznać, bardzo użyteczny był Max, mój sąsiad. Nikt tak jak on nie potrafił posiać wątpliwości co do pochodzenia i rasy. Zawsze coś było nie tak. A to łapy zbyt długie jak na jamnika, a to znowu uszy niewiadomego pochodzenia, albo oczy zbyt wypukłe, przecież nie jesteś bracie ratlerkiem.
Żyło nam się z tych zleceń całkiem nieźle.
Ale dość wspomnień, niezapowiedziany gość dotarł do drzwi i elegancko w nie zapukał.
Otworzyłem.
Stał przede mną kot, ach, co ja wygaduję!, wspaniały kot, wielki i piękny. Sierść lśniąca błysk w oku i ta elegancja, której nie da się podrobić.
Trafił mi się lepszy klient.
Miał na imię Franek, szybko przeszliśmy na ty.
Miał problem, chciał poznać swoich przodków. Nigdy się nie zastanawiał z jakiej rodziny się wywodzi, ale rzucane od czasu do czasu uwagi kazały mu się zastanowić nad pochodzeniem tak wybitnej urody i wagi. Właśnie, waga go niepokoiła, ważył dużo więcej niż inne koty, a wcale nie był gruby.
Rzeczywiście coś było na rzeczy. Nie znał dokładnej daty urodzenia, niewiele pamiętał, ale z tych przebłysków udało mi się złożyć pewną teorię.
Sprawdzenie jej zajęło mi wiele dni, a jeszcze więcej nocy. Padałem ze znużenia łazęgując po okolicznych lasach i szukając wiarygodnych świadków. Udało się.
Znalazłem potwierdzenie, że prababką Franka była niejaka Żanna Żbik. Świadkowie opowiadali, że pamiętają Żannę, jako staruszkę, nadal jak za młodych lat większość czasu spędzała na leśnych spacerach. Podobno słynęła w młodości z urody i podbijała wszystkie dzikie serca. Podobno podbiła serce pewnego Rysia.
Wiadomość niepotwierdzona, ale dająca do myślenia.
Przelałem całą moją wiedzę na papier i umówiłem się z klientem.
Bar był jeszcze pusty, mogliśmy spokojnie napić się dżinu i porozmawiać.
Franek miał dla mnie następne zlecenie.


Iwona Mejza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz