Duży kotek na moment przestał bawić się klepką, którą przed chwilą wyrwał z parkietu. Coś krążyło po domu i zapomniało poprosić o zgodę... a to oznaczało tylko jedno: ZABAWĘ!
***
Gdyby ludzie mieli przedstawić centrum dowodzenia - pewnie pokazaliby wielką salę z mnóstwem żołnierzy przy urządzeniach komunikacyjnych, gdzieś na podwyższeniu główne szarże i wielkich decydentów a samego cesarza w niewielkiej pełnej symboli sali wraz z gronem najbardziej zaufanych dostojników. Gdyby Nopowie zobaczyli takie centrum, pękliby ze śmiechu widząc podobnie zbędną rozrzutność. Oni potrafili zoptymalizować całą swoją cywilizację tak, by w czasie podróży i podboju kosmicznego zajmowała jeden niewielki pojazd o nieprawdopodobnych możliwościach. Rozmiar? Maszyny? To wszystko można stworzyć w miarę potrzeby, po co trzymać w zapasie cokolwiek? Nopowie nie uznawali zbędnych zapasów. O ile w ogóle podejmowaliby jakikolwiek wysiłek, żeby dostrzegać takie marnotrawstwo. Dostrzeganie rzeczy zbędnych sprzeciwiało się idei CAŁKOWITEGO poświęcenia. Dawno temu zrezygnowali z wszelkiej indywidualności aby w całości oddać swe siły JEMU. Myśleli, kiedy ON tego zażądał, robili to co ON kazał, odpoczywali, kiedy ON zarządził a jeśli nie zarządził - padali z wyczerpania w służbie. Nawet oddawanie honorów wojskowych to zbędny symbol przeznaczony tylko dla tych, którzy do służby JEMU potrzebują dodatkowej zachęty - ale takie niepotrzebne jednostki zostały już dawno usunięte ze społeczności Nopów. Tak samo jak ci, którzy dbali o formy grzecznościowe czy jakieś tam zbędne wzajemne układy odwracające uwagę od NIEGO. Oto jest cel życia Nopów: służba dla NIEGO!
Dlatego centrum dowodzenia Nopów to po prostu JEGO umysł. I żaden poddany nie pcha mu się przed oczy, bo to niepotrzebne. Każdy trwa na własnym stanowisku i czeka na rozkaz.
Rozkaz nadszedł:
- Czy jest raport z sondy?
- Pierwsza sonda ze znacznikiem nawigacyjnym wylądowała na ziemi. Ostygła do temperatury roboczej bez problemów, urządzenia sprawne, sygnał czysty. Skanuje losowo wybrany dom, za dwie minuty otrzymamy pełny profil gatunku dominującego na planecie, operacja podstawienia nas w jego miejsce zajmie 12 godzin.
- Dobrze. - pochwalił ON - raport z sondy za dwie minuty do mnie.
Minęła chwila wypełniona intensywną służbą bez jednego niepożądanego gestu.
- Sonda uległa uszkodzeniu. Charakter sygnału wskazuje na przypadkowe zniszczenie nadajnika. Sonda potrzebuje 4 minut na regenerację.
***
Duży kotek uderzył lapką jeszcze kilka razy. To coś musiało być Specjalną Nocną Zabawką od Mamy. Latało, latało, latało... i się dolatało. Kotek po prostu złapał toto w obie łapki. A teraz sobie pacał. Pacanie jest bardzo kształcące. Uczy wyczucia i dystansu... no i trafiania we właściwym czasie. Ale nie warto pacać czegoś, co się nie rusza. Tylko Mama to rozumie, dlatego specjalnie dla swojego Frania zamontowała w domu krany, które można wyrwać, parkiet z klepek, które w końcu da się poruszyć i zabrać ze sobą... a teraz przysłała coś, co lata jak mucha ale po kilku pacnięciach jeszcze zasuwa po podłodze. I najwyraźniej prostuje te swoje pogięte nóżki. A skoro mowa o klepkach z parkietu... Franio zamyślił się... po czym przyniósł klepkę wyrwaną wczoraj.
***
- Jest raport z sondy. Zgłasza uszkodzenia w wyniku planowego ataku istory żywej. Padła ofiarą serii uszkodzeń. Brak sygnału o skażeniach i wysokiej temperaturze.
ON zdziwił się.
- Planowego? Więcej detali!
- Niestety sonda umilkła. Podała fragment kodu o strefie zagrożenia obroną zorganizowaną i sygnał trafienia pociskiem z materii organicznej nieożywionej. Wygląda to jak atak jednostki wyspecjalizowanej w niszczeniu aparatów zwiadowczych.
- Wysłano kolejną sondę?
- Wysłaliśmy cztery. Będą wchodzić do akcji po kolei i raportować.
ON zamyślił się. Wstępne orbitalne skanowanie planety pozwoliło sztabowi ustalić optymalną metodę ataku i właściwy rodzaj sondy, która uniknie jakiejkolwiek akcji militarnej. Tymczasem to "optimum" zostało na wstępie załatwione przez profesjonalistów, co dowodzi, że ON zaufał niekompetentnym idiotom.
- Podajcie raport.
- Właśnie odbieramy sygnały... kolejne sondy wchodzą do akcji po zniszczeniu poprzednich. Hipoteza o ataku formacji specjalnej wydaje się potwierdzać.
ON miał ochotę skląć tych durniów ale nie zasługiwali na JEGO przekleństwo.
***
Franio miał ochotę wejść Mamie na głowę z radości. Ciekawe jak to zrobiła, że muchy kolejno właziły jedną dziurką prosto pod jego klepkę parkietową. Oczywiście mógł je pacać łapką ale był dzisiaj w nastroju technicznym, pewnie dlatego, że one wydawały taki ekscytujący chrup. A teraz miał ochotę na coś, co wymaga użycia większej siły. Osiągnięcie 16 kilogramów kociego ciałka zobowiązuje do pewnych demonstracji. Co pomyślawszy poszedł do przedpokoju, gdzie obok drzwi ukrył sobie wyrwaną z piwnicy nieużywana gazrurkę.
***
ON doszedł do wniosku, że chwilowo nie może polegać na niesamodzielnych głupcach. Trzeba czasami samemu sprawdzić, co się dzieje. Miał na tę okoliczność swój własny tajny środek transportu. Nie, żeby musiał wozić materialne ciało... Przeniesie swoje EGO do ostatniej sondy, opanuje osobnika gatunku dominującego i zobaczy na miejscu w czym rzecz.
- Czekać na rozkazy. - polecił.
***
ON krążył w sondzie ponad siedliskiem, gdzie zniszczono całą ekspedycje zwiadowczą. Dokładniej rzecz biorąc - krążyła tam cała jego świadomość. Z ciała już dawno zrezygnował, było niepotrzebne, kosztowne w utrzymaniu i nieoptymalne. Nie pozwalało łatwo zmieniać lokalizacji. A w obecnej postaci mógł łatwo kogoś zasiedlić. Na przykład tego osobnika, który powoli snuł się po ciemnej ulicy. Sonda wylądowała mu na głowie i wpuściła aparat w czaszkę. Nosiciel zamarł, utracił świadomość a następnie z nieznaną sobie wcześniej sprawnością przeskoczył przez ogrodzenie. Zbliżył się do siedliska cicho jak duch. ON skierował go do szczeliny w oknie, przez którą wcześniej sondy dostawały się do środka. A potem nastąpił wstrząs i wszystko zniknęło w ciemnościach.
***
Franio spojrzał z zadowoleniem w dół. Dobrze wiedzieć, że przyciąganie ziemskie wciąż działa tak, jak trzeba. I że przyciąga dokładnie i celnie, na przykład wypuszczoną z ząbków gazrurkę prosto w łeb typa, który kręcił się pod ścianami. Noc urodzinowa była wyjątkowo udana, nie ma co. Mamie nie było łatwo zorganizować tyle atrakcji... Chyba musi jej rano podziękować.
***
Kazik otworzył oczy. Leżał pod ścianą jakiegoś domu, ale nie pamiętał, żeby do niego wchodził. Niedobrze. Poczuł na sobie wzrok. Spojrzał w górę. Na rynnie siedziało wielkie bure kocisko i patrzyło mu w oczy, jakby chciało o czymś przypomnieć. A obok Kazika leżał półmetrowy kawałek gazrurki. Bardzo poręczny, tylko, że Kazik chwilowo nie pracował. Nie po to wyszedł na zwolnienie warunkowe, żeby zaraz wracać pod celę. Co przypomniało mu, że nie wie, co robił pod tą chatą, bo do włamu bierze się inne narzędzia niż do czyszczenia klienta na ulicy. A rurka jest do czyszczenia klienta. Łeb bolał tak, że nie dało się myśleć. Złapał się za czaszkę i znalazł opuchniętego guza ze skaleczeniem. A w nim jakiś metalowy śmieć wielkości dużego pająka. Pewnie odprysk z rurki. Wyrzucił to świństwo i znowu spojrzał na kota. I nagle dotarło do niego, że tą rurką ktoś go pobłogosławił po głowie a teraz pewnie dzwoni po patrol. A jak go tu znajdą, to dołożą wyrok za próbę włamania do tego, co tam jeszcze zostało... i to za niewinność!
Kazik śmignął przez płot jak wiewiórka. Franio przez chwilę odprowadzał go wzrokiem i zeskoczył z rynny na trawnik. Coś ruszało się na ścieżce, trzeba to sobie obejrzeć.
***
ON walczył z uszkodzonymi czujnikami. Na razie miał zerwaną łączność z krążownikiem i większość urządzeń obserwacyjnych, ale nie nie był wielki problem. Technika Nopów sama się regeneruje. Za parę chwil sonda będzie jak nowa. Większym problemem był rodzaj ataku, jaki spadł na NIEGO tak nagle. Chociaż teraz wyjaśniła się przyczyna strat: przy takich zniszczeniach żaden raport nie mógl dotrzeć na macierzystą jednostkę. Wreszcie ruszył układ jezdny - sześć cienkich nóg sondy rozpoczęło nieskładny marsz nabierając koordynacji w miarę regenerowania kolejnych elementów. Czujnik temperatury pokazał otoczenie cieplejsze niż ciało gatunku dominującego. Ruszyły urządzenia obserwacji bezpośredniej. Atmosfera na zewnątrz falowała - cyklicznie pojawiało się w niej więcej dwutlenku węgla. Nasłuch wskazywał wibracje akustyczne. Łączności ze krążownikiem nie było, możliwości transmisji EGO na razie również nie. Na wizji pojawiło się coś różowego i kilka białych ostrych elementów.
Wstrząs i wszystko znowu zgasło.
***
Franio jeszcze raz ugryzł tę dziwną muchę. Potem puścił jej szybką serię pacnięć aż zrobiła się trochę bardziej płaska. Starannie odłamał wszystkie wypustki. Po namyśle wziął ją znowu w zęby, wlazł do domu przez drzwiczki dla kota i skierował się do łazienki. Mruczał sobie z zadowolenia i dla uspokojenia. Przecież nie powinien psuć zabawki zbyt szybko tylko dlatego, że się podkręcił.
***
ON znowu zdołał przywrócić wizję. Sonda tkwiła w jakimś dziwnym uchwycie. Analiza struktury pokazywała twardą materię pochodzenia organicznego... to pewnie te białe elementy... i różową miękką powłokę wyściełającą cały uchwyt. Wibracje akustyczne spowodowały rezonans w części układów naprawczych, które dygotały zamiast łatać potężne wyrwy w pancerzu chroniącym delikatne urządzenia elektroniczne. Skierował podgląd taktyczny w jedyną stronę, w którą widać było coś więcej. W odległości około metra znajdowała się jakaś struktura ceramiczna częściowo wypełniona wodą. Nagle sonda uwolniono z trzymających ją szczęk i ruszyła w stronę zabójczego płynu.
Złowrogi tlenek wodoru wdarł się pod uszkodzony pancerz i zniszczył delikatne struktury sondy. ON do ostatniej chwili próbował przerzucić swoją świadomość do macierzystego statku albo gdziekolwiek ale nie pozwoliły na to odniesione wcześniej uszkodzenia.
W trzaskach zalewanej aparatury ON zakończył swoją odwieczną egzystencję.
***
Franio popatrzył z góry na sedes. Metalowa mucha fajnie chlupnęła. Dla poprawienia efektu nacisnął łapką przycisk od spłuczki. Woda z szumem porwała JEGO - esencję prastarej cywilizacji Nopów.
Franie zdecydował, że na dzisiaj wystarczy zabawy. Pójdzie już spać i wyliże Mamę. Może jutro też przylecą podobne muchy.
***
Tymczasem na orbicie stacjonarnej wisiał sobie statek Nopów. Odpowiednie służby na statku wiedziały, że znajdują się na kursie kolizyjnym nieużywanego satelity, jakich tysiące latały nad Ziemią. Do zderzenia zostało kilka godzin a to dość czasu na manewr. Przekazały tę informację, gdzie należy. A tam, gdzie należy, pamiętano, że ON wydał rozkaz: CZEKAĆ. A zatem czekali.
(POL)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz