Tym razem miało być inaczej. Szczęśliwie wyrobiłem się ze wszystkim i do jutra miałem spokój, a zatem mała przyjemna drzemeczka mogła się udać. Do tego ogarniała mnie senność, Nana wlazła pod kanapę i niczego nie chciała, po dwugodzinnym spacerze po krzakach, dziurach i pagórach byłem dosłoneczniony, dotleniony, rozleniwiony i zadowolony... mówiąc krótko: trudno o lepsze warunki.
Uformowałem pufa do spania, owinąłem się kocem i przybrałem wygodną pozycję embrionalną. Parę manewrów ustabilizowało moją pozycję we właściwej odległości od kaloryfera, granulat wypełniający worko-pufa chrzęścił obiecująco... Zmrużyłem oczy z rozkoszą i w tym samym momencie spadło na mnie coś jakby puszysty czterokilogramowy młotek. Dostałem tuż pod żebrami, wypuściłem powietrze z płuc nosem i ustami - mało brakowało a tą samą drogą poszłoby drugie śniadanie. Nie mogłem się ruszyć.
W moją twarz przez moment wbijało się spojrzenie szmaragdowych oczu w złotych obwódkach. Pod ich wpływem znieruchomiałem.
- No właśnie... - powiedziała Puma i otarła się policzkiem o mój nos - Można było się tego spodziewać.
- Dokładnie tak jak myślałam. - dodała po chwili. Z miną skupioną odwróciła się, przejechała ogonkiem pod moim nosem, wycelowała mi zadek prosto w oczy i ruszyła powoli wzdłuż mojego boku metodycznie udeptując.
- Co robisz? - odważyłem się zapytać, kiedy przestała balansować na moim ramieniu.
- Nie przeszkadzać podczas badania! - odpowiedziała nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Udeptała mi ramię, łokieć, bok, biodro i udo zanim przy kolanie odważyłem się zapytać cichutko:
- Co badasz?
- Ciebie. Nie widać? A teraz nie przeszkadzaj, to ważne. - Dreptała w miejscu przez chwilę, potem wypuściła pazurki i zmieniła metodę: tylne łapy stały w miejscu, przednie wydłużyły i zwolniły krok. Kocica zaczęła się wyciągać w kierunku mojego brzucha. Przez koc i ubranie czułem ostre igły wbijające mi się w skórę co kilka centymetrów. Trwało to długo, bardzo długo. Bałem się ruszyć - nie wiedziałem, co się dzieje a w takiej sytuacji lepiej nie przeszkadzać zawodowcom, zwłaszcza tym w bardzo chwiejnej pozycji.
Po dłuższym dreptaniu wzdłuż Pumiasta dała wyraźne dwa kroki, zeszła mi na brzuch i zwinęła się w kółko. Podparła się brodą na moim łokciu i tak została. Nie było to zbyt wygodne... ale Puma wie, co robi.
Po kilku minutach odważyłem się zapytać:
- Skończyłaś?
Spojrzała na mnie z góry, co było sztuką zważywszy, że leżała mi na brzuchu.
- Badanie... tak. Ale nie zakłócaj terapii. - po czym z powrotem położyła brodę na mnie.

- Co mi jest? - ledwie wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
Znowu spojrzała mi w oczy z miną najwyższego sędziego:
- Brakuje ci pumu w organizmie. - wyjaśniła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Już miałem przerwać milczenie, kiedy usłyszałem i poczułem w brzuchu narastające wibracje i dźwięk:
- PUMMMRRRR.... CHRRRRRR... PUUUMM... MMMRRRRRCHRRRR... PUMMMMRRR...
Poczułem obezwładniające ciepło... zrozumiałem, że faktycznie czegoś mi brakowało... i oto to coś napływało w dużej ilości...
- Koty zawsze wiedzą... - pomyślałem zanim zamknąłem oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz