Elegancka dzielnica Poznania, bogato wyposażone w antyki mieszkanie, a w nim… dziwnie upozowane zwłoki emerytowanego antykwariusza, z natury odludka. Mało tego, przy nieboszczyku policja odkrywa tajemnicze łacińskie sentencje oraz przedmioty, które nie bardzo pasują do otoczenia. Nie wygląda natomiast na to, żeby coś z mieszkania zginęło. Również upozowanie zwłok nie wskazuje na zwyczajny motyw rabunkowy. Przed poznańską policją trudne zadanie. Komplikuje się ono tym bardziej, gdy dochodzi do kolejnej zbrodni. Tym razem ofiara nie ma nic wspólnego ze światem sztuki. Przeciwnie – zamordowany mężczyzna żył jak asceta, a o jego przeszłości niewiele wiadomo. Jednak obie sprawy wyraźnie się ze sobą wiążą: również przy tych zwłokach zabójca pozostawił swój „podpis” – tajemnicze łacińskie napisy na zagadkowych przedmiotach, a miejsce zbrodni także wydaje się zaaranżowane. Podążając tym tropem, śledczy docierają do osób, które znały obie ofiary lub były z nimi w jakiś sposób powiązane. Czy dojdzie do następnego zabójstwa? A jeśli tak, to kto jest zagrożony? I dlaczego morderca zabija w tak spektakularny sposób? Jaka mroczna zagadka kryje się w przeszłości?...
Śledztwo prowadzi młody i sympatyczny komisarz, Maciej Bartol, który sam boryka się z własnymi problemami: apodyktyczną matką, dziewczyną, która ma urodzić jego dziecko, gdy tymczasem nasz policjant zakochuje się w… stop! Bo osoba, o którą chodzi, odegra w prowadzonym dochodzeniu ważną rolę. I – uwaga – wszelkie ślady prowadzą do Gniezna! Gdzie, w słynnej katedrze, znajduje się tytułowa polichromia. I nie tylko. Znajduje się tam również klucz do rozwiązania zagadki.
Powieść dobrze się czyta, poszczególne wątki stopniowo się zazębiają, śledztwo z czasem nabiera tempa, choć akcja toczy się raczej spokojnym i powolnym rytmem. Dla mnie osobiście najciekawsze wydają się fragmenty dotyczące starożytnych sentencji oraz średniowiecznej symboliki. Długie „charakterystyczne” monologi także są interesujące: dzięki nim obserwujemy najróżniejsze ludzkie typy i charaktery, pokazane w sposób zdradzający dar obserwacji. Wątki obyczajowe wydają mi się nawet mocniejsze od kryminalnego, mimo że to w dziedzinie kryminału książka została kilka lat temu nagrodzona. A zakończenie? Zakończenie okaże się równie spektakularne, jak cały starannie zaplanowany „scenariusz” mordercy.
Powieść doczekała się drugiego wydania, z piękną okładką, za którą duży plus dla wydawcy.
Polecam.
Śledztwo prowadzi młody i sympatyczny komisarz, Maciej Bartol, który sam boryka się z własnymi problemami: apodyktyczną matką, dziewczyną, która ma urodzić jego dziecko, gdy tymczasem nasz policjant zakochuje się w… stop! Bo osoba, o którą chodzi, odegra w prowadzonym dochodzeniu ważną rolę. I – uwaga – wszelkie ślady prowadzą do Gniezna! Gdzie, w słynnej katedrze, znajduje się tytułowa polichromia. I nie tylko. Znajduje się tam również klucz do rozwiązania zagadki.
Powieść dobrze się czyta, poszczególne wątki stopniowo się zazębiają, śledztwo z czasem nabiera tempa, choć akcja toczy się raczej spokojnym i powolnym rytmem. Dla mnie osobiście najciekawsze wydają się fragmenty dotyczące starożytnych sentencji oraz średniowiecznej symboliki. Długie „charakterystyczne” monologi także są interesujące: dzięki nim obserwujemy najróżniejsze ludzkie typy i charaktery, pokazane w sposób zdradzający dar obserwacji. Wątki obyczajowe wydają mi się nawet mocniejsze od kryminalnego, mimo że to w dziedzinie kryminału książka została kilka lat temu nagrodzona. A zakończenie? Zakończenie okaże się równie spektakularne, jak cały starannie zaplanowany „scenariusz” mordercy.
Powieść doczekała się drugiego wydania, z piękną okładką, za którą duży plus dla wydawcy.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz