Jak to
kotu baba potrafi zawrócić w głowie, to nawet sobie nie
wyobrażacie... Nawet takiemu jak ja, co to w sentymenty nigdy się
specjalnie nie bawił. Pozycję w moim rewirze od dawna mam ustaloną
– puff, puff, puff - choć konkurencja była ostra i wiele ran
fizycznych oraz moralnych kosztowało mnie moje obecne stanowisko -
więc na powodzenie u kobiet nie narzekam. Przystojny jestem w końcu,
choć rudzielec, i w dodatku kawał chłopa. A jednak i mnie to w
końcu dopadło...
Miłość,
proszę państwa, po prostu miłość!
Jakiś
czas temu do naszej wioski wprowadzili się nowi. Słyszałem, że z
miasta przyjechali. Nie bardzo mi wiadomo, co to takiego to miasto.
Chyba taka wielka wioska po prostu, w której nie ma domków z
ogródkami i do lasu daleko...
Ale
mniejsza z tym. Nowi dom sobie zbudowali elegancja- Francja.
Żałowałem trochę, bo zanim się wprowadzili, to mieliśmy świetne
miejsce na zebrania naszej Rady, jednak mówi się trudno. Nie
przypuszczałem zresztą wtedy, że zamieszka tu... bogini...
Pewnego
dnia w oknach pojawiły się szyby, potem ażurowe firanki, a na
końcu... w jednym z tych okien, na parapecie, za szybą - ujrzałem
JĄ!... Siedziała na parapecie i wyglądała ciekawie na zewnątrz.
Bożeż ty mój koci - zjawisko! Osłupiałem dosłownie. Phh, puff,
puff... Takiej damy to tu jeszcze nie widziano. Przepiękna,
długowłosa brunetka, z rudymi pasemkami pod bródką i na piersi. A
te wąsiki... no istne cudo!... Na szyi miała fikuśną różową
opaskę ze złotym dzwoneczkiem. Ci z miasta lubią biżuterię,
szczególnie kobitki. Ale jej było z tym bardzo do twarzy.
No i te
oczy: wielkie, bursztynowe, głębokie jak studnie - zatonąć w nich
byłem gotów natychmiast i bezwarunkowo!
Stałem
jak wryty pod jej płotem, aż wreszcie zwróciła na mnie uwagę.
Zmrużyła te piękne oczy z lekką pogardą, dając mi subtelnie do
zrozumienia, że nieładnie się tak gapić...
Już byłem
gotów zaśpiewać jej swą pieśń miłosną, kiedy ona prychnęła
gniewnie, odwróciła się, zeskoczyła z parapetu do mieszkania - i
tyle ją widziałem. Czekałem wytrwale, lecz nie pojawiła się
więcej. Cały dzień snułem się wokół jej domu, wzdychając
rzewnie i nawołując.
Nadaremnie...
Następnego
dnia cierpliwie wyczekiwałem już od samego rana, ukryty za jedynym
drzewem w jej pustym jeszcze ogródku. Już, już miałem nadzieję,
gdy firanka się lekko poruszyła, lecz w oknie pojawił się tylko
człowiek: też baba, choć te dwunogie kobiety... pożal się koci
Boże! Niektóre nawet mają wdzięk, owszem, nie powiem - ale urody
to natura tym stworzeniom poskąpiła, niestety, niestety...
Ta była
nawet sympatyczna. Ucieszyłem się, bo nie zniósłbym myśli, że
moja wymarzona wybranka poświęca się opiece nad jakimś
niesympatycznym dwunogiem!
Usłyszałem
za to po raz pierwszy imię mojej pięknej:
- No
chodź, Persiu! - zawołała dwunożna istota. - Zobacz, jak tu
ładnie! Nie bój się... O, jaki miły kotek siedzi tam pod
drzewem, spójrz, kochana - kolega...
Zaśmiałem
się w duchu. Phh! Naiwność tych dwunogów jest doprawdy
rozbrajająca!
Lecz po chwili serce zabiło mi mocniej, gdy piękna
brunetka pojawiła się w oknie...
Spojrzała
na mnie niechętnie, choć w jej oku przez moment błysnęła jakby
iskierka zainteresowania. Pocieszałem się, że kobieta musi się
przecież odrobinę z facetem podroczyć. Niemożliwe chyba, żebym
się jej nie spodobał!... Moja podopieczna, Kasia - też całkiem
miła dwunóżka, nie powiem, i nawet jak na ludzi niegłupia -
zawsze twierdzi, że nie ma elegantszego ode mnie kocura w całej
okolicy. A i wszystkie laski z rewiru potwierdzają tę opinię.
Nie
chwaląc się, oczywiście...
Persia
jednak ostentacyjnie ziewnęła i znów znikła w głębi domu.
Kapryśna osóbka!
Tymczasem
wieść o pięknej nowej sąsiadce już się rozniosła w okolicy.
Wszystkie kocice plotkowały zawistnie, a kocury głupio
dowcipkowały, podkręcając sobie wąsy. Musiałem powiedzieć im
parę słów do słuchu. Lepiej niech sobie nie robią złudzeń. Nie
dla psa kiełbasa. Wrrr...
Miny
im zrzedły, ale porządek w końcu musi być.
Doczekałem
się wreszcie dnia, gdy zrobiło się cieplej i ujrzałem moją
bogdankę w otwartym oknie. Mrrr... Przygładziłem łapą fryzurę
za uszami, napuszyłem się i postawiłem ogon do pionu.
- O!
Dzień dobry! Puf, puf, puf... Witam, witam uroczą sąsiadeczkę! -
zamruczałem dwornie. - Ładną pogodę mamy dzisiaj, prawda?...
Jakie słońce! Wreszcie jest okazja porozmawiać. Jestem pod
wielkim wrażeniem pani urody...- Mrr... Dzień dobry - miauknęła lekko zdziwiona, strzygąc uszkami. - Wprawdzie przepadam za komplementami, ale nie wiem, czy mogę panu wierzyć...
No,
no, zaczyna być zalotna - skonstatowałem z satysfakcją.
- Mam
na imię Antonio - przedstawiłem się szarmancko. – Dla
przyjaciół Tony. Cała przyjemność po mojej stronie. Jestem
tutaj kierownikiem, szefem, rozumie pani... oczywiście, nie chwaląc
się. Puf, puf, puff... Zawsze może pani na mnie liczyć!
Ma
się tę ogładę. Dobre pochodzenie to dobre pochodzenie. I nie na
darmo przeczytałem w młodości wszystkie podręczniki savoir -
vivre w biblioteczce mojej Kasi.
- Och,
och - zamiauczała aksamitnie. - Jestem pod wrażeniem! Mam na imię
Persia. Mów mi po imieniu, proszę, nie lubię konwenansów...- Z miłą chęcią - zgodziłem się. - Czy nie zechciałabyś wyjść na mały spacerek do ogrodu, piękna Persiu? Pokazałbym ci najbliższą okolicę - to mój rewir!
- Ach, Prr, prrr... ale moja mamusia mówi, że jeszcze na to za wcześnie - westchnęła tęsknie Persia. - W naszym mieście w ogóle nigdzie nie bywałam...
- No tak, a ja urodziłem się tutaj - mruknąłem. - Choć moja Kasia też kiedyś, dawno temu, mieszkała w mieście i bardzo, ale bardzo źle to wspomina. Mówi, że nigdy by już tam teraz nie wróciła, nigdy... A czy twoja mamusia mieszka z tobą?
- Oczywiście - odparła z uśmiechem. - Widziałeś ją wczoraj, zdaje się? Nie myśl, że cię nie poznaję! Kryłeś się za drzewem...
- No tak... – mrugnąłem do niej łobuzersko. – Ale, ale! Czyżbyś miała na myśli tę swoją dwunożną podopieczną? To ona jest twoją mamusią?
- Podopieczną? - zdziwiła się Persia. – Jak to?... Ależ to mamusia opiekuje się mną!...
- No, to ze mną jest inaczej, moja śliczna, puf, puf, pufff - machnąłem dumnie ogonem. - To ja opiekuję się moją Kaśką, a nie ona mną. No ale w końcu jestem facetem!
Persia
uśmiechnęła się słodko uszami i także machnęła swoją kitą.
A miała najpiękniejszy, najbardziej puszysty ogon na świecie...
Umówiliśmy
się na randkę następnego dnia, o ile mamusia Persi wyrazi na to
zgodę.
Wyraziła,
więc następnego ranka spotkaliśmy się w umówionym miejscu pod
drzewem. Pokazałem jej rewir, a nawet zaznajomiłem z kilkoma - co
bardziej śmiałymi i obytymi w świecie - towarzyszami. Dziewczyny
boczyły się nieco, ale to przecież na początku normalne...
Persia
poruszała się ostrożnie, choć z gracją. Nie była przyzwyczajona
do chodzenia po trawie i piachu.
- Bez
ciebie w ogóle nie miałabym chyba odwagi wyjść - przyznała. -
Jestem nawykła raczej do dywanów... I jak wysoko ten sufit!- To niebo, głuptasku! - zaśmiałem się pobłażliwie. - A słyszysz te ptaszki? Może złapać ci jednego?
- Prr... Ale po co? - zamrugała ze zdziwieniem, trzepocząc swymi długimi rzęsami i strosząc wąsiki.
- Jak to po co?! Ph, phh! - aż parsknąłem ze zdumienia. - To przecież wspaniały podwieczorek! Przekąska, rozumiesz...
- Nie, nie, dzięki - zmarszczyła z niesmakiem śliczny nosek. - Chyba wolę jednak swoje chrupki!
Cóż,
trudno. Jak nie, to nie. Uznałem, że na wszystko przyjdzie czas.
Może przyjmie choć zaproszenie na kolację?... Teraz coś innego
muszę wymyślić, żeby zrobić wrażenie na tej niebiańskiej
istocie.
- Zabawimy
się? - wskazałem grube konary drzewa, zapraszające wprost do
wspinaczki. - Moglibyśmy się trochę poganiać. To drzewko jest
nawet lepsze od dachu!- Pff, pff, wysoko... Chętnie, ale jutro, dobrze? - zagruchała zakłopotana. - Trochę już rozbolały mnie łapki... Dosyć mam tych wrażeń na dziś, chciałabym teraz zdrzemnąć się chwilkę przed kominkiem. Ale bardzo, bardzo ci dziękuję za ten dzień. Było... cudownie...
Otarła
się o mnie czule.
Poczułem
się tak, jakby zalała mnie fala kocimiętki! To było cudowne
uczucie...
***
Nauczyłem
ją biegać po drzewach i dachach. Pokazałem wszystkie nasze
zakamarki, doły, zarośla, kryjówki oraz sekretne miejsca, gdzie
rośnie kocimiętka – a w jednym ogródku to nawet waleriana!
Pokazałem lubej swoje tajemne ścieżki - choć Persia wolała nie
oddalać się za bardzo od swojej mamusi.
To
znaczy, od mojej... teściowej.
Gdyż
wkrótce oświadczyłem się i zostałem przyjęty.
Przyznaję,
zaniedbałem nieco obowiązki szefa rewiru, i teraz będę musiał na
nowo powalczyć o swój prestiż. Lecz niczego nie żałuję.
Miłość
przede wszystkim.
Zamiast
zwyczajowego zaręczynowego martwego ptaszka przyniosłem jej w darze
żywego kolorowego motyla. Była zachwycona, choć nie wiedziała, co
z nim robić - no i motyl odleciał...
Rozczuliłem
się jednak, widząc z jaką fascynacją śledzi jego akrobacje w
powietrzu. Aż jej wąsiki poruszały się wdzięcznie. Widocznie
odezwał się jednak nasz pradawny instynkt łowczy.
Jeszcze
będą z niej koty!
Wszystko
skończyło się pomyślnie. Okazało się tylko, że istnieje jeden
poważny szkopuł: moja narzeczona oświadczyła mi, że o dzieciach
to nawet nie mam co marzyć.
- Wrrr...
Biorę pigułki - zamruczała stanowczo. – Moja mamusia mówi, że
trzeba się zabezpieczać. A ja jestem nowoczesną kobietą! Dzieci
to taki straszny kłopot. Och, rodzi ich się przecież tak dużo!...- Puff, mrr... To trudno, ukochana - otarłem się głową o jej miękkie jedwabiste futerko. - Skoro taka jest twoja decyzja... Uszanuję ją! Choć może jeszcze kiedyś zmienisz zdanie? Ja tam lubię dzieci. Szkolić je, wychowywać, nawet sprać od czasu do czasu.... Ale i tak zawsze będę kochał tylko ciebie, moja ty kocimiętko!
Cóż.
Puff, puff – pomyślałem sobie. Ostatecznie spłodziłem już
mnóstwo dzieci. Nadążyć nie można z tymi alimentami! A jakie
wymagania! Tutaj myszka, tam ptaszek, tu przynajmniej jakaś marna
ćma – wystarczy już tego dobrego!
W
końcu seks to tylko seks, a miłość to miłość...
Kobitki
chętne do miłego a niezobowiązującego flirtu i tak zawsze gdzieś
sobie znajdę. Mały skok w bok nie umniejszy przecież naszej
miłości! Moja żonka nie musi nawet o tym wiedzieć.
Najwyżej
przejdę się od czasu do czasu do sąsiedniego rewiru...
Służbowo,
ma się rozumieć.
Cudowne. wlasnie skonczylam czytac na glos 8 bo ja bardzo ladnie czytam :) ) mojej corce. jak za dawnych lat .Pozdrawiam Mloda pare :)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńFantastyczne... <3 Aniu..co będzie dalej ... Kizio się pyta ....czy młoda para pojedzie w podróż poślubną?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niezbyt daleko, Kiziu ;-)
UsuńCiocia Ania.
To dobze Ciociu Aniu.... ze pojadom blisko :) Kizio
Usuń