sobota, 15 lutego 2014

Aleksander Buszkow ANTYKWARIUSZ - Iwona Mejza


Spójrzcie na okładkę, widzimy na niej ściany komnaty zakryte rzędami półek z książkami, tajemne okno, rzeźbione biurko i imponujący okaz broni palnej – wieje tajemnicą i dobrą przygodą.
Gdy otwieramy pierwsze strony książki wita nas cytat z „Antykwariusza” Waltera Scotta:
Dawid Wilson – zaczął swoją opowieść – był prawdziwym królem tropicieli, myszkujących po wszelkich kątach, piwnicach i sklepikach w poszukiwaniu rzadkich książek. Miał węch węża i żelazny uścisk buldoga”.
Jeszcze nie zaczęłam czytać a już poczułam się oczarowana i zaintrygowana. A potem? Potem zauroczyłam się na amen opowieścią o pracy, życiu i przygodach szantarskiego antykwariusza Wasilija Jakowlewicza Smolina.
Zawód antykwariusza w Rosji to zawód wysokiego ryzyka. Trzeba uważać na wszystko i mieć oczy szeroko otwarte, wszak milicja nie śpi, lubi się zabawić kosztem nieboraka i wystawia go co i rusz na pokuszenie. A to w progach antykwariatu zawita staruszka z orderem wysokiej klasy i z kruszcu szlachetnego odlanym. I jak takiej odmówić? A trzeba, bo akurat ten order to towar trefny, podpucha milicyjna, a babcia to prowokatorka. Prawo zabrania handlu akurat takimi dziełami sztuki orderowej. Albo trafi się jakiś mały naganik, pistolecik, mikra armatka. Też trzeba się pilnować i w try miga iglicę odpiłować, ponieważ broń z iglicą to broń prawdziwa i zabójcza, a bez iglicy – okaz sztuki. Trzeba też mieć rozeznanie na rynku i mimo drobnej rywalizacji dobrze żyć z konkurencją. Nigdy nie wiadomo co, kto i komu…
A i jeszcze trzeba mieć oko na okolicznych kolekcjonerów, wdowy po uznanych malarzach radzieckich i nuworyszów panoszących się w brykach z przyciemnianymi szybami.
Trzeba umieć zachować umiar, nie obnosić się z bogactwem pomimo znacznych obrotów, bo i cóż, antykwariusz pieniądz ma, ale zawsze w obrocie – tu kupi, tam sprzeda, czasem zamieni. A wszystko tak by nie wpadać w oczy przypadkowym ludziom. Nawet miejsce na antykwariat zostało wybrane z godną podziwu inteligencją. Trochę na uboczu, ale nie za bardzo, nie rzucające się w oczy, ale możliwe do odnalezienia, z parkingiem – bogaci ludzie nie lubią dalekich spacerów. Obsługa także odpowiednia, Mariszka kusi i czaruje długimi nogami, personel bystry, ale na miarę przewidzianych dla niego zadań. Wszystko akurat. Antyki też akurat, samowary, posrebrzane łyżeczki do herbaty, cukiernic parę, figurki drobne. Żadnej broni, nic ekstra. Ekstra schowane głęboko.
Smolin właśnie wrócił od wdowy po malarzu Biedryginie, kolekcja warta trzysta tysięcy zielonych – nie do uszczknięcia. W parę godzin później dla Smolina rozpoczyna się przygoda życia – wzywa go do siebie Kościej – król antykwariuszy na Szantarsk i okolice.
Przygoda życia niebanalna, pełna sensacyjnych zwrotów akcji i wciągająca bez reszty czytelnika.
Antykwariusz” został napisany specyficznym, barwnym, pełnym porównań, wyszukanych zwrotów i antykwarskiego żargonu językiem. Nie jest to działanie przypadkowe dotyczące sposobu wysławiania się jednej konkretnej osoby. O nie! Tu wszyscy obracają się w świecie antykwarsko zaklętym i rozumieją się, a my wciągnięci w grę słów rozumiemy co Autor miał na myśli. Wielkie brawa należą się tłumaczowi książki Janowi Cichockiemu, który przełożył także „Ostatnią Wielkanoc Imperatora” i „Skarb antykwariusza”. To maestria by w sposób tak pełny i przekonujący oddać ten specyficzny język stanowiący o klimacie powieści.
Przyznam się szczerze, że „Antykwariusza” czytam drugi raz, pierwszy to było czytanie na wdechu, pełne napięcia i oczekiwania, czas zatrzymał się w miejscu, a ja nieczuła na bodźce zewnętrzne tkwiłam wewnątrz tej intrygującej historii. Czytając po raz drugi dostrzegam dużo więcej, wyłapuję smaki i smaczki tekstu, odniesienia do literatury – bawię się.

Antykwariusza” z pełnym przekonaniem polecam, to lektura jedyna w swoim rodzaju, innymi słowy – unikat.

Iwona Mejza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz