Dzionek dziś wstał piękny i słoneczny. Pomyślałam, że zapowiada się upał, więc kurdupel będzie się poruszał ruchem jednostajnym, absolutnie nieprzyśpieszonym. Co mi odpowiada, albowiem wtedy nie stwarza zagrożenia dla kota. Bardzo się jednak myliłam.
Kiedy już zwlókł się z łóżka, odpracował zabiegi toaletowe, ubrał się i zatankował (bo rano kurdupel bez kawy w ogóle nie działa), złapał torebkę i wyleciał z domu, jakby go furie ścigały.Przez chwilę nasłuchiwałam przy drzwiach, czy jakiś łomot nie dobiegnie, ale widocznie kurduplowi udało się zejść na dół bez szkody dla zdrowia. Skorzystałam zatem z kojącej ciszy i kropnęłam się spać na ulubionym fotelu Dużego. Popołudniu Duży go zajmuje, więc tyle mojego.Długo nie pospałam, bo kurduplowe sapanie powrotne niosło się po całej klatce jak odgłosy starego parowozu. Najpierw coś mamrotał pod drzwiami i szeleścił (pewnie, jak zwykle, robił wykopaliska w torebce w poszukiwaniu klucza), a potem wturlał się do środka obładowany jak wielbłąd. I z tym balastem od razu popędził na balkon. A szkoda. Bo w przezroczystych siatkach wypatrzyłam przyjemnie wyglądające zielone łodygi i chętnie bym osobiście sprawdziła, czy one jadalne. Ostatnio kurdupel zgotował mi niemiłą siurpryzę, więc teraz jestem ostrożna. Najpierw wącham, a potem dopiero nadgryzam. Wolę się upewnić, czy znowu nie natrafię na szczypior. Macie pojęcie? Postawiła cebulę na parapecie w kuchni, w słoiku z wodą, i toto wypuściło zielone. Wyglądało apetycznie; skąd miałam wiedzieć, że to obrzydliwy szczypior? Musiałam potem wypić pół miski wody i poprawić ciasteczkami, żeby ten paskudny smak zlikwidować. Tym razem kurdupel nie dał mi szansy na degustację. Zamknął się na balkonie, zaczął wyciągać roślinki z doniczek i wtykać do skrzynek. Gadał przy tym jak najęty, bo siadłam na parapecie w pokoju i widziałam, jak mu szczęka kłapie, a dobrze wiem, że kłapie mu tylko wtedy, gdy nadaje. Bo ze strachu to kurdupel robi wielkie oczy i słowa nie może wydusić.Ciekawe, o czym się gada z kwiatkami. Bo z kotem to można o wszystkim, a co tam taki kwiatek może mieć do powiedzenia? Chyba, że to sposób na wymuszenie kwitnienia. Taki terror psychiczny. I biedne roślinki zrobią wszystko, byle się tylko ten kurdupel wreszcie zamknął.Kiedy kurdupel po tych robotach ogrodniczych doprowadził balkon do porządku (bo naświnił okrutnie), nawet ładnie to wyglądało. I od razu się pochwalił, co posadził – ciemnoczerwone wiszące pelargonie pnące, pomiędzy nimi biała bacopa, a na dole lawenda. Zdaje się, że będę w tym roku zażywać balkonowych kąpieli słonecznych w bardzo przyjemnych okolicznościach przyrody. Czego i Wam życzę.
Wasza Kropka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz