sobota, 31 maja 2014

Bajka dla Franka - Iwona Banach.


- Wiesz - powiedziała mama patrząc na mnie poważnie - Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego.
- Tak? - miauknąłem ziewając - mów.
- Jesteś kotem.
Popatrzyłem na mamę z niedowierzaniem. Za dużo kocimiętki, czy tuńczyk był nieświeży? Obejrzałem swoje łapki, ogon, pomacałem uszy.
- Jasne, że jestem kotem, przecież wiem! - odpowiedziałem zaniepokojony - chodzi ci o te sprawy?
Mama zrobiła wściekłą minę.
- No, nie! Nie o te, nie o te! - odburknęła.
- Chodzi ci o to, że już nie jestem kociakiem, tylko kotem? Dorosłym? W ten deseń?
Wściekła się jeszcze bardziej.
- Och ta młodzież! Z wami nie da się rozmawiać poważnie! Jasne, że nie o to chodzi, chodzi o nasz gatunek...
- No i? Co z naszym gatunkiem?
- No więc będziesz musiał nauczyć się mruczeć.
- Mamo? Idę po człowieki, bo ty chyba chora jesteś! - wyprysnąłem z posłania tak jak stałem, nie kończąc nawet mycia brzuszka. To musiała być jakaś paskudna choroba!
- Przestań natychmiast! To poważna sprawa! Muszę przekazać ci instrukcje - miauknęła wściekłym miaukiem, takim jak wtedy, kiedy wracam z dachu nie całkiem zwycięski.
- Ojej...
- Bo widzisz kiedy dawno dawno temu...
- No mamo! Przestań! Nie jestem dzieckiem! - prychnąłem ze wzgardą, oma miała zamiar opowiadać mi bajki? Też mi coś!
- Cicho siedź! Kiedy dawno temu przybyliśmy na tę planetę...
To zaczynało być niebezpieczne. Mamie coś odbiło. Na jaką planetę? Na jaką do jasnego kota planetę?
- To było kilka tysięcy lat temu...
- Ojej. Daj spokój, jestem za stary na bajki! - usiłowałem jej przerwać, ale się nie udało.
- To nie są bajki. Każdy kot w twoim wieku musi przez to przejść, musisz zostać uświadomiony.
- Chodzi o...
- Nie! - miauknęła - Nie będziemy rozmawiać o twoich nocnych harcach! Oberwane uszy, pogryziony ogon, to mnie nie interesuje! Musimy przypilnować człowieków.
- To znaczy?
- Kiedy przybyliśmy na ta planetę … No w jakby to powiedzieć, my, czyli nasza organizacja... No, przybyliśmy ją podbić!
- Człowieki! Człowieki! Człowieki! - wrzasnąłem strasznie, zapominając, że nikogo nie ma w domu - wyszli. I co ja miałem teraz zrobić?
- Nie człowiekuj, tylko słuchaj! Jestem Nadkotem w stanie spoczynku, Nadkotem, który ma za zadnie przekazywać młodzieży sekwencje kodu mrucznego.
- Kotu? Kotu mrucznego?
- Kodu. Mrucząc wysyłamy informacje.
Matka patrzyła na mnie z niezadowoleniem, ja na nią z przerażeniem w oczach.
- Taaaa? Jaaaasne! - bałem się jak nigdy dotąd, a sama mnie przestrzegła przed działaniem kocimietki! Nie przesadzaj, mówiła, a sama co?! Świruje!
- Tak! Wysyłamy je do NIP.
- NIP?
- To skrót od Najwyższy Imperator Przestworzy. Mieszka na planecie x-230A.
- I po co je wysyłamy? - pytałem ot tak, żeby ją zagadać zanim zjawią się człowieki.
- No bo tak ma być! Bo wiesz nasze jednostki... W skrócie, jesteśmy najemnikami jego Imperatorskiej Mości Pogryzława Szczeka.
- To pies?
- No właśnie!
- I my jemu te... No, ale czemu? Przecież to bez sensu!
- Jasne, jasne. Mieliśmy podbić tę planetę, żeby imperator mógł ją zniszczyć. Zapłacił nam życiami. Sam wiesz, że każdy kot ma siedem oficjalnych i jeszcze dwa gratisowe!
- I co się stało?
- Oczywiście podbiliśmy ją, ale... - przerwała na chwilę - Trochę nie bardzo chcemy żeby ją niszczył. Człowieki nie zasługują na zniszczenie, nie są najmądrzejsze, ale świetnie otwierają puszki. Głaskanie też jest miłe. Myszy to świetny trening...
- A psy?
- Psy się nie liczą! - nerwowo majtnęła ogonem - To zesłańcy. Pogryzław skazuje je na pobyt tutaj jak tylko któryś ośmieli się być ładniejszy albo mądrzejszy od niego.
- No, ale my?? Mielibyśmy pracować?! I to dla kogo? Dla jakiegoś psa?! - oburzyłem się! No naprawdę się oburzyłem, nie żebym miał coś przeciwko psom, ale hierarchia! Hierarchia się liczy!
- Kochanie, jesteśmy jednostką do zadań specjalnych, niektóre człowieki zrobiły sobie z nas bogów. Produkują dla nas specjalne jedzenie, żeby nas przebłagać, w ich sieci jest pełno stron takich do zachwytów nad urodą wielu tysięcy, a nawet milionów kotów, wielbią nas. Kochają nas. Mają tekie fajne laserowe kropki treningowe i pudełka! Nie wiedzą, że jesteśmy Kotikadze! Najbardziej elitarną kocią jednostką we wszechświecie.
- a wielkie koty? - zapytałem, bo od jakiegoś czasu podkochiwałem się w pewnej lwicy z internetu.
- Przerośnięte, zdziczałe... Do niczego się nie nadają!
- No, ale... - nie mogłem wymiauczeć ani jednego słowa. Moja własna matka, Nadkotem? Nie powiem, słyszałem już te bajki o nadkotach, wszechkotulencji i kotowatości najwyższej, ale przecież to musiały być bajki, miau? Prawda, że miau? Niemożliwe, miau?
- A teraz przekaże ci sekwencję kodu.
- Dawaj - powiedziałem nie wiedząc na co się zdecydować, na panikę, czy zachwyt, nie nabierała mnie?
- No więc Mrrrr, mrr, errr, mr errrr.
- „Och głaskanie, znów głaskanie, i po łapkach, nie ruszaj ogona” - odczytałem. Nie powiem jestem zdolnym kotem.
- Dobrze, teraz to: Wrrrreeeeu, mrrreu, truuur.
- „Tuńczyk, tuńczyk, daj jeść. Ryba, ryba, proszę o więcej ryby.”.
- Dobrze i to weeeeeer weeeer, urrr, hrrrrr
- „Głaskanie po brzuszku, głaskanie, oj głaskanie”. No dobra mamo i co to znów za cuda? Przecież to nic takiego!
- Nie byłabym tego taka pewna. Widzisz sekwencja oznaczająca „głaskanie” została przetłumaczona na psi jako „nie męcz mnie już więcej potworze”, tuńczyk na „głód” a „ryba” na spokój - przekupiliśmy tłumacza.
- I?
- Pogryzław myśli, że człowieki są straszne, głodzą nas i męczą. Myśli, że wzięli nas w niewolę, i dlatego jeszcze nie udało nam się podbić tej planety. Na nasze szczęście nie jest zbyt inteligentny, tylko by ganiał za tym swoim złotym jabłkiem i berłem!
- No ale...
- Co ale? W ten sposób mamy cała planetę dla siebie! Czy ty niczego nie rozumiesz?! Dla siebie! Dla nas, dla kotów! Wszystkich! Jeszcze kilka tysiącleci, a zapanuje tu prawdziwa kotokracja, albo nawet kotarchia! Przyleci tu nasz król, Mruczysław Pazur Pierwszy! Ustanowimy koci ład i prządek. Zniesiemy poniedziałki, rzeki będą płynąć mlekiem i tuńczykiem, jak tylko nasi specjaliści odkryją sposób otwierania puszek, sam widzisz. To dobra planeta. Człwieki już teraz podzieliły ją na kraje.
- No i?
- No kraj, albo k.raj to koci raj! Nie pozwolimy przecież wygnać się z raju!
- Niech żyje Mruczysław! - zawołała kotuzjastycznie.
- Niech żyje! - odpowiedziałem niemniej chętnie, a potem ułożyłem się koło kaloryfera i zacząłem mruczeć.
- Wrrrreeeeu, mrrreu, truuur. - i nie kłamałem! - Tuńczyk, tuńczyk, daj jeść. Ryba, ryba, proszę o więcej ryby. - Pogryzław to Pogryzław, nie obchodził mnie specjalnie, ale jak człowieki wrócą na pewno zrozumieją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz