niedziela, 3 listopada 2013

W TEMACIE ZADUSZEK - Małgorzata Kursa


Pisał Mistrz " w temacie Marioli", mogę ja takoż, nieco temat modyfikując. Ponieważ dzień to dla mnie szczególny, jak większość rodaków wybrałam się na cmentarz. Przemieszczać się w przestrzeni samodzielnie nie potrafię, pojechałam zatem busem. Dotarłam bez problemów, zapaliłam znicze, podlałam chryzantemę i na chwilę odleciałam w inny wymiar, wspominając serdecznie Rodziców i pozostałych bliskich, którzy odeszli. Gwar i kroki spacerujących po cmentarzu ludzi przestały do mnie docierać. Kiedy oprzytomniałam, pozbierałam klamoty i wolno powlokłam się na przystanek, starając się po drodze uniknąć rozdeptania i bolesnych spotkań z siatkami pełnymi zniczy. Nie wiem, jak jest gdzie indziej, ale moi kraśniczanie najwyraźniej poruszają się wedle stałego schematu: wyznaczają sobie cel i walą do niego w linii prostej, opcja skręcania im nie działa. Bardzo byłam szczęśliwa, gdy udało mi się dotrzeć do przystanku w całości i bez strat własnych. Stanęłam sobie grzecznie z boku i oddałam ulubionemu zajęciu, czyli obserwacji. Zebrani tubylcy skojarzyli mi się z kurnikiem pełnym rozmaitego ptactwa domowego. Kurki upierzone były różnie: jedne spracowane, przemęczone, piórka nieco wymięte i szarobure, inne jak karmazyny, pachnące, oczka błyszczące strzelają na boki, pierś obfita do przodu. Rej wodził stary kogut umaszczony na siwo, którego nadmiar przyjemnych widoków wyraźnie przytłaczał. Nie mógł się zdecydować. Tę osłonił od wiatru swoją okazałą postacią, tamtą troskliwie usadził na ławce. Jedną pocieszał, że rozkład jazdy jest dziś bogatszy o kilka autobusów miejskich, inną uświadamiał politycznie. Ach, jakże on był w swoim żywiole. Jedyny samiec w tym babińcu... Z drugiej strony wiaty stanęła sobie skromnie siostrzyczka zakonna, wiekowa nieco, i rozmodlony wzrok utkwiła gdzieś w przestworzach. Na jezdni też się działo, bo jakiś idiota, wyjeżdżając z pobocza, utkwił na pasach i udało mu się zmajstrować piękny korek. Pozostałych kierowców to nie zachwyciło. Wreszcie podjechał autobus. Przez chwilę wydawało mi się, że biorę udział w scence kabaretowej. Ludzkie stadko zamarło na sekundę, a potem gwałtownie ożyło. Zakonnica porzuciła kontemplację przestworzy i, nie wiadomo, jakim sposobem, nagle znalazła się przy drzwiach, prąc przed siebie jak taran. Drobna babulka z kulą cudownie ozdrowiała i, pomagając sobie pożytecznym narzędziem, wparowała do środka z tryumfalnym okrzykiem: Miesięczny!, po czym zaanektowała siedzenie przy oknie. Eleganckie kurki były niepocieszone, że miejsc siedzących tak mało i z obrażonymi minami ustawiły się rządkiem w przejściu. Ostatni wsiadł jedyny kogut. Ja zostałam. Widowisko mi spowolniło reakcję, a poza tym kątem oka dojrzałam kolejny autobus, który właśnie podjeżdżał. Prawie pusty. Do domu przyjechałam jak lord, medytując po drodze nad niezbadaną głębią ludzkiego umysłu, który każe utrudniać żywot bliźnim i sobie.

2 komentarze:

  1. Dzień szczególny, obserwacje znakomite.
    Szykowałam się na pointę, że jedyne wolne miejsce zajął ten z pióropuszem.
    Raduje przyjazna refleksja o rozdeptywaniu. Sądziłam, że to tylko mnie nie widać. Nie raz, nie dwa miewam ochotę zaprotestować - Nie wchodź na mnie! I dodać filmową kwestię - Nie widzisz, że sunę?
    Cmentarze. Staję nad grobami Ojca, Siostry, zbieram żółte listki, jakby to coś miało zmienić.
    W inscenizacji sztuki Sartre'a "Przy drzwiach zamkniętych" Zbyszek Cybulski każe Inez mówić do widza w skupieniu, uważnie:
    "Umiera się zawsze za wcześnie albo za późno. A tymczasem życie skończone jest raz na zawsze. Trzeba dokonać rachunku. Nie ma ciebie poza twoim życiem".
    Dziś wypada dzień urodzin Staszka z "Pociągu".

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za tę refleksję. Coraz mniej ludzi o tym pamięta. Coraz więcej goni za czymś, czego i tak nie złapie. Nie potrafimy cieszyć się tym, co jest tu i teraz. Dobrze, że czasem pamiętamy o uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń