środa, 9 października 2013

Kawa na zielono

Kawa na zielono. 

Całkiem niedawno odwiedziłam sklepik, w którym sprzedawane są kawy i herbaty z różnych stron świata. Na drewnianych regałach, w karnych szeregach stoją zielone puszki opatrzone romantycznie brzmiącymi napisami. Cukier trzcinowy w wielu odmianach i przezroczyste jak pergamin filiżanki z chińskiej porcelany. Na solidnej ladzie kuszą poukładane w rządku czekolady z zatopionymi owocami: truskawki w białej czekoladzie, ręka sama chwyta za tabliczkę. Za szkłem, w maleńkich, szklanych boksach, pachnące cynamonem i czekoladą tłoczą się orzechy, rodzynki, migdały, skórka pomarańczowa, śliwki i inne rarytasy.
Zazwyczaj kupuję orzechy w czekoladzie, albo skórkę pomarańczową, oczywiście kawę, parę deko herbaty. Zawsze wypatrzę coś nowego, tak było i tym razem. Ładne, zgrabne paczuszki przyciągnęły mój wzrok, okazało się, że zawierają kawę, ale taką inną. Podobno zdrową. Ponieważ zamiast leków wolę jedzenie, zainteresowałam się właściwościami tej powszechnej używki. Okazało się, że zielona kawa ma wiele właściwości mających zbawienny wpływ na nasz organizm, chociaż jest najzwyklejszą kawą na świecie, tylko jej obróbka zakończyła się przed procesem palenia. Zielona kawa zawiera dużo kwasu chlorogenowego (ACG), którego nazwa nie wywodzi się od chloru, tylko od greckiego słowa chloros czyli jasnozielony. Tenże kwas wykazuje silne właściwości antyoksydacyjne, neutralizuje wolne rodniki. Ponoć kofeina i kwas chlorogenowy występując razem mają bardzo pozytywne działanie na nasz organizm – obniżają znacząco stopień przyswajania cukru z pokarmu i zmniejszają możliwość magazynowania przyswojonego cukru – pod postacią tłuszczu. W ulotce pisze też, iż regularne picie tej kawy wpływa na szybszy metabolizm i sprawia, że nasz organizm oczyszcza się z toksyn – zielona kawa ma właściwości bakteriobójcze. Oczywiście kupiłam sobie paczuszkę zielonej, brazylijskiej i już w domu, pełna zapału, po powtórnym przestudiowaniu ulotki przystąpiłam do parzenia. To znaczy: otworzyłam paczuszkę i w nos buchnął mi zapach świeżeniny, jak zapach gałęzi i liści ścinanych wiosną. Paczuszka wypełniona była wiórkami koloru beżowego, w zieleń. Wyglądało to dziwnie, ale wsypałam do kubka małą łyżeczkę z kopką, tak jak normalnej kawy, zagotowałam wodę i zalałam wrzątkiem. Płyn nie wyglądał zachęcająco, pachniał też niespecjalnie, ale postanowiłam spróbować. Oczywiście nie słodziłam, nie zagryzałam ciasteczkiem, nic z tych rzeczy. Poczekałam aż się kawa sklaruje i upiłam odrobinę – piłam już gorsze rzeczy, więc wypiłam wszystko. I tak już ładne parę razy. Nie powiem żebym schudła, czy czuła się po tej kawie rewelacyjnie, na pewno musi upłynąć jeszcze sporo czasu zanim przyjdą efekty, ale jeden już zauważyłam – z dużą niechęcią patrzę na słodycze, po prostu nie mam na nie ochoty i w ten sposób pijąc kawę stosuję jednocześnie dietę MŻ. Bardzo skuteczną.

1 komentarz:

  1. Dawaj tą kawę. Mam nadzieję że też na mnie tak podziała. Muszę zakupić zieloną kawę żeby z każdego kąta przestały wreszcie zerkać na mnie różne słodkie smakołyki. Jak one do mnie wołają :) a jak smakują. Ale coś trzeba z tym w końcu zrobić. Ostatnio kupując bluzkę w sklepie, sięgnęłam po rozmiar 38 jak zawsze, a ekspedientka w tym samym czasie podała mi rozmiar 42 ! Wzięłam jeszcze 40 dla równowagi. 38 jakoś ubrałam, choć musiałam wstrzymać oddech przy ściąganiu, było ciężko delikatnie mówiąc. 40 było mocno w sam raz...42 nie przymierzyłam wcale. Wyszłam z przymierzalni i podziękowałam pani mówiąc że 40 jest super ale się źle układa, natomiast 42 dużo za duże. I przestałam tam chodzić :) Gdzie ta zielona kawa?

    OdpowiedzUsuń