czwartek, 11 grudnia 2014

"Achtung, Panzer!" Heinza Guderiana - pierwsze po latach wydanie legendy

Muszę się przyznać, że do napisania recenzji tej książki zbierałem się kilka miesięcy. W ogóle nie piszę zbyt szybko ale tym razem miałem poważne powody. "Achtung, Panzer!" Heinza Guderiana to książka-legenda... do niedawna doskonale nieznana szerokim rzeszom czytelników. To nie jest bezsensowna gra słów - przez kilkadziesiąt lat słyszał o niej każdy zainteresowany bronią pancerną i większość zainteresowanych II wojną. Jej autor był współtwórcą sukcesów Panzerwaffe w czasie II wojny światowej, dowódcą pancernych rajdów przez Polskę, Francję, Rosję... do tego oskarżanym (słusznie) o zbrodnie wojenne... a równocześnie wybitnym znawcą teorii i praktyki wojny pancernej, i poniekąd... twórcą Historii. O ile mogę zrozumieć nienawiść do niego, to cieszę się że IW Erica udostępnia polskiej publiczności jego najsłynniejszą publikację... nawet jeśli przy tej okazji trochę lekko potraktowano korektę.
Legenda i m
iejsce "Achtung, Panzer!" w historiiSpecyfika książki Guderiana polega na sposobie, w jaki funkcjonowała. Wydana w 1937 roku, kiedy niemieckie wojska pancerne dopiero co zostały powołane do życia, stała się hitem ze względu na profesjonalną analizę doświadczeń I wojny światowej, całkiem nowatorską koncepcję wojny z użyciem szybkich manewrów odmienną od lansowanej wówczas przez mocarstwa pancerne, a wreszcie jasny i przystępny wykład zrozumiały nawet dla laików (opowiadał o użyciu w walce potężnych maszyn w świecie, w którym mało kto miał samochód - sam Guderian kupił go sobie dopiero za honorarium z książki).
Książka ta oparła się na nieco wcześniejszych przemyśleniach Guderiana i całego pokolenia oficerów, którzy na własne oczy oglądali klęskę Niemiec w I wojnie światowej a później działali w warunkach narzuconych przez traktat wersalski... Jak patrzyli na to doświadczenie - najlepiej świadczy fakt, że Guderian nigdy nie nazwał go inaczej niż "haniebny traktat".
Grosstraktorr... zwraca uwagę pewna trudność
w przyczepieniu narzędzi rolniczych
Jego warunki nie pozwalały im na posiadanie wojsk pancernych... co za tym idzie - nikt nie oczekiwał powstawania tam jakichś cennych przemyśleń na temat tej nowej wówczas broni. W istocie Niemcy korzystali potajemnie z poligonów w ZSRR - nie mogło to zastąpić manewrów własnej armii ale dawało materiał do przemyśleń. Konstruktorzy pojazdów w największych niemieckich zakładach zbrojeniowych w tajemnicy stale eksperymentowali z rozwiązaniami przydatnymi w czołgach - pod nazwą Grosstraktorr i Leichttraktorr pojawiały się co trochę rozmaite pojazdy, które z traktorem miały wspólne gąsienice... a różniły się od niego np. opancerzeniem i możliwością zabudowy uzbrojenia.
Leichttraktorr - niemiecki produkt dla małych
gospodarstw rolnych. Lufa służy do zwalczania
niewielkich szkodników pól uprawnych.
Ponadto ograniczenia traktatowe co do wielkości armii zmuszały niemieckie dowództwo do maksymalnego podnoszenia jakości wojska a równocześnie do teoretycznego rozwiązywania problemów tak trudnych, jak obrona Prus Wschodnich przed możliwą agresją 300-tysięcznej armii polskiej z lotnictwem i pojazdami pancernymi, gdy cała Reichswera liczyła sobie 100 tys. ludzi i kilkanaście samochodów opancerzonych... Sytuację tę można opisać jako przymusową bezczynność przy czasie na poszukiwania teoretyczne. Niemieccy oficerowie przeprowadzali skomplikowane operacje na mapach, podczas manewrów w terenie sprawdzali umiejętności praktyczne żołnierzy, trenowali współpracę między rodzajami broni używając imitacji czołgów - makiet z drewna i płótna ustawionych na... samochodzie osobowym lub czterech rowerach... 

Sztuka treningu z czołgami,
gdy się ma stolarza zamiast czołgów...
Zaś od żołnierzy wymagali poziomu umiejętności o stopień wyższego... Gdy w 1936 rozpoczęto rozbudowę armii - po prostu "starzy" żołnierze awansowali błyskawicznie tworząc z małej Reichswery kadrę nowego Wehrmachtu.
Inaczej mówiąc: inwestowali w jakość ludzi i przyszłość.
O wynikach wykonanej wówczas pracy świat dowiadywał się w latach 1939-45 poznając na własnej skórze Blitzkrieg.
Niemieckie wojska pancerne
dozwolone traktatem wersalskim
Ograniczenia, jak to zwykle bywa, zmusiły do nowatorstwa i podpowiedziały rozwiązania: maksymalne przyspieszanie działań, gwałtowne i skoncentrowane ataki dużych szybkich jednostek wspierane z powietrza - tak wygląda wojna dzisiaj. W latach 30-tych brzmiało to jak fantastyka, Guderian jako pierwszy dowódca zrealizował ją w praktyce, co jest dość rzadkim zjawiskiem w historii sztuki wojennej - i pokonał praktycznie wszystkie państwa europejskie, jakie stanęły na drodze Panzerwaffe. Oczywiście nie był jedynym twórcą tej doktryny - wypracowali ją liczni oficerowie niemieckiego Sztabu Głównego. Guderian wbrew pozorom nie próbował ukraść im zasługi - po prostu w rok po złamaniu ograniczeń wersalskich bezpieczniej było jeszcze nie chwalić się skalą przygotowań wojennych aby nie narazić się na prewencyjny atak. Dlatego też przybrał pozę samotnego teoretyka w kraju niezbyt zainteresowanym tematem.
Co ciekawe - w Polsce publikacja Guderiana prawie nie wzbudziła zainteresowania. Nasze dowództwo zapatrzyło się ślepo we francuską koncepcję... skutkiem czego szczupłe siły wykorzystaliśmy gorzej niż to było możliwe. Patrząc z dystansu... w 2 lata trudno byłoby podjąć poważne przygotowania w sytuacji, gdy Polska dopiero dźwigała się po Wielkim Kryzysie. Niemniej jednak na powojenny odczyt "Achtung, Panzer!" złożyło się również przekonanie, że mieliśmy okazję skorzystać z odkrycia kart przez przyszłego przeciwnika, który usłużnie opisał metodę, którą nas pokonał. To, razem z klęską we Wrześniu '39 ustawiło książkę na pozycji dość szczególnej. Ponadto po wojnie nie wznawiano jej, nie była też obecna w zbyt wielu bibliotekach. Przez lata cytowana tylko we fragmencikach, dostępna w niewielu miejscach i wyłącznie dla niektórych... możliwość zapoznania się z tą książką w czasach PRL dodawała splendoru!
Warto też dodać, że najchętniej cytowano te uwagi Guderiana, które po kilkudziesięciu latach nadal były aktualne, a ich autora otaczała sława niezwykle skutecznego dowódcy broni pancernej. Wraz z aktualnością tez Guderiana sprawiało to razem wrażenie, że wygrywał, bo przewidywał zasady walki pancernej na kilkadziesiąt lat naprzód... w aurze tajemnicy otaczającej jego książkę wyrastał na postać nieco mityczną.

Kim był "Szybki Heinz" Guderian?

Urodził się w 1888 roku w Chełmnie, w ówczesnych Prusach Wschodnich, w rodzinie oficera. Poszedł w ślady ojca i warto w tym miejscu wyjaśnić, czym w Prusach byli oficerowie cesarskiej armii - ich pozycja wiązała się ściśle ze specyfiką królestwa pruskiego: małe i początkowo biedne państwo, które dzięki posiadaniu sprawnej armii (za dużej jak na własne możliwości gospodarcze) zdołało zdominować i zjednoczyć Rzeszę Niemiecką. Pruską świadomość narodową Wielki Fryc i jego następcy budowali w oparciu o armię i oficerów, początkowo wywodzących się głównie ze szlachty i stąd utożsamianych z nią. W zarządzaniu krajem korzystali z doświadczeń administracji wojskowej... i szanowali swe własne reguły, bo głównie od nich zależała egzystencja Prus. W miarę przemian społecznych XIX wieku korpus oficerski się zdemokratyzował ale prestiż społeczny pozostał. Oficerowie pruscy uważali się za elitę narodu, stawiali sobie w związku z tym bardzo wysokie wymagania... i umieli im sprostać. Pruski oficer był nie tyle szkolony co wychowywany: wymagano od niego nie tylko iście sportowej kondycji ale też inteligencji i maksymalnego zaangażowania w służbę. Do tego obowiązywała go lojalność wobec kolegów i odpowiedzialność za podwładnych... Chociaż z perspektywy naszych stereotypów wydaje się to niezwykłe, ale miał wręcz obowiązek samodzielnego i twórczego myślenia oraz konstruktywnej krytyki, dopóki nie otrzymał rozkazu działania. Warto zdać sobie sprawę z tego, że w dowodzeniu armią niemiecką w zasadzie nie stosowano szczegółowych rozkazów ale raczej dyrektywy określające zadania, ze swobodą doboru metod. Charakterystyczny dryl będący symbolem pruskiego wojska stanowił tylko jedną z metod przygotowania do służby, najprostszą, czysto zewnętrzną postać maksymalnej dyscypliny stosowaną tylko dla ludzi o najmniejszym zakresie obowiązków. Oficerowie czuli się zobowiązani do przejawiania dyscypliny wewnętrznej, opartej o motywację płynącą z patriotyzmu.
W Polsce zazwyczaj wyśmiewamy się ze stereotypowego kajzerowskiego podoficera, symbolu tępoty i ślepego posłuszeństwa... ale ze specyficznych powodów: aby Polak zapoznał się z lepszą stroną pruskiej dyscypliny - musiał zostać pruskim patriotą... co dla ludzi związanych z naszą tradycją było raczej mało prawdopodobne.
Kariera oficerska oznaczała awans społeczny a pruscy oficerowie nadawali styl niemieckiej armii na przestrzeni niemal 150 lat.
Heinz Guderian zdobył staranne wykształcenie, służbę rozpoczął w piechocie ale dość szybko trafił do jednostki łączności przy sztabie, co dało mu możliwość obserwowania sytuacji na froncie i mechanizmów stojących za klęską i powodzeniem. Kilkakrotnie brał udział w walkach na froncie, pod Verdun i nad Marną. Zdobył tam kilka wysokich odznaczeń za odwagę, doświadczenie bojowe i przekonanie o wielkiej roli łączności, czołgów i współpracy różnych rodzajów wojsk. Ze stanowiska w sztabie widział, jak niemieckie oddziały miażdży pancerna przewaga Ententy, zdawał sobie też sprawę, że tylko kapitulacja przegrywającej armii uchroniła kraj przed najazdem - inaczej mówiąc: zasmakował poczucia bezsilności... ale znał przynajmniej część przyczyn klęski. Wielu frontowych oficerów i całe społeczeństwo niemieckie nie rozumiało, dlaczego ich kraj został upokorzony aż tak bardzo. Szok i przedłużający się kryzys gospodarczy sprawił, że społeczeństwo niemieckie zaakceptowało Hitlera jako przywódcę, który dzięki radykalnym posunięciom odbuduje utraconą potęgę. Oficerowie, szczególnie ci wywodzący się z Prus Wschodnich, na ogół byli sceptycznie nastawieni do NSDAP i jej hałaśliwego przywódcy.
Stosunek Heinza Guderiana do Adolfa Hitlera był dość skomplikowany i do dzisiaj przedstawia się go na różne, nierzadko sprzeczne sposoby. Jedni mówią o popieraniu Hitlera i hitlerowców, inni wskazują na jawną krytykę fuhrera i wpadanie w niełaskę. Cóż, Guderian uważał się przede wszystkim za niemieckiego patriotę. Idiotyczny nieprofesjonalizm i mitomania, które stały za strategicznymi decyzjami Hitlera, na pewno go drażniły, zwłaszcza gdy owocowały marnowaniem życia młodych Niemców. Poza tym do obowiązków pruskiego oficera należało ratowanie przełożonego przed błędami. Ale Hitler był przywódcą, który głosił wielkość Niemiec i stawiał ją sobie za cel. A temu celowi poświęcił się i Guderian.
Z całą pewnością popierał Hitlera czynnie - podobnie jak większość Niemców. Po wojnie starał się pomagać dawnym hitlerowcom i uważał za niezawinioną krzywdę ich los (łagodny w porównaniu z tym, co sami spowodowali). I z całą pewnością trudno utożsamiać z typowym nazistą kogoś tak chłodno i precyzyjnie myślącego. Na ile przemawiały do niego rasowe pomysły Hitlera i spółki - nie wiemy. Wiadomo, że po odebraniu emerytur wojskowych żydowskim weteranom rozważał odejście z armii w geście protestu - mogło to być wywołane poczuciem koleżeńskiej wspólnoty, którą uważał za bardzo ważną dla honoru żołnierza. W swoich książkach nie zdradził zainteresowania tematyką rasistowską - prawdopodobnie w hitlerowskim ujęciu ten temat był mu obcy. Mnie osobiście wydaje się, że uważał Niemców za lepszą odmianę ludzi ale zgodnie z kodeksem honorowym pruskiego oficera, było to obowiązkiem a nie źródłem profitów. Z całą pewnością nie jest postacią łatwą w ocenie, zwłaszcza jeśli wiemy, że dowodzone przez niego armie dopuściły się wielu zbrodni wojennych - a on sam nigdy nie próbował tego ukrócić. 
Heinz Guderian względem swoich racji był tak uparty i nieustępliwy, że w Sztabie Generalnym nazywano go Bykiem. Przydomek ten zmieniono mu dopiero po gwałtownych rajdach pancernych przez Francję - koledzy oficerowie uznali, że lepiej go charakteryzuje "Szybki Heinz".
Nie da się ukryć, że Guderian odnosił się do Polski i Polaków wrogo lub w najlepszym razie z pogardą. "Achtung, Panzer!" zawiera kilka wzmianek trudnych do przełknięcia dla Polaka - o ile jednak mamy skorzystać z jego wiedzy, trzeba oddzielić jego uprzedzenia od opinii zawodowych.
Po pierwsze pamiętajmy, że w wyniku powstania państwa polskiego rodzinne miasto Guderiana znalazło się za granicą. Można się domyślać, że łączyło się to z pewnymi familijnymi problemami, gdyż jego kuzyni brali udział w wojnie 1939... w Wojsku Polskim walcząc przeciw korpusowi Guderiana. Już choćby z tego powodu patrzył na nas tak, jak potomkowie rodzin wysiedlonych z Kresów patrzą na Rosjan.
Po drugie, o czym coraz rzadziej chce się pamiętać naszym historykom-politykom, w wyniku klęski 1918-tego państwa centralne poniosły wielkie i trwałe straty terytorialne, gospodarcze i ludnościowe. To co dla nas było odzyskaniem niepodległości po 123 latach zaborów, dla Niemców oznaczało utratę 10% ludności i 25% przemysłu ciężkiego i wydobywczego. W dodatku węglem ze Śląska odbitego Niemcom w trzech powstaniach płaciliśmy za nowoczesne środki bojowe na wypadek wojny z Niemcami! Ani Heinz Guderian ani żaden Niemiec zdrów na umyśle nie myślał przed wojną o Polsce i Polakach bez zgrzytania zębów i chęci odwetu - ale, jak mawiają Pasztunowie - nienawiść wrogów to komplement dla prawdziwego wojownika. W kilkadziesiąt lat po wojnie możemy na ten problem popatrzeć na chłodno i zobaczyć czy w swojej zgryźliwej ocenie Wojska Polskiego z wojny polsko-bolszewickiej Guderian nie miał trochę racji. Zwłaszcza, że z nami wygrywał. Kiedy Guderian pisze, że Wojsko Polskie w wojnie z bolszewikami było miernie dowodzone, to niestety... miał do tego podstawy. Nasze zwycięstwo w tej wojnie polegało na uratowaniu się w ostatniej chwili na naszym terytorium, po utracie dużych ilości sprzętu i wszystkich początkowych zdobyczy. A w świetle programu "Achtung, Panzer!" można łatwo się domyślić, w czym Guderian upatrywał kardynalnych błędów.
Jak jeszcze można dopełnić portret "Szybkiego Heinza"? Otóż był znakomitym nauczycielem historii wojskowości i taktyki, czym zajmował się w początku lat 30-tych. Cenili go jego uczniowie-oficerowie mimo, że późniejsze dokonania zepchnęły na bok ten jego talent. Warsztat pisarski, zacięcie popularyzatora i wykładowcy oraz gawędziarską pasję widać zarówno we "Wspomnieniach żołnierza" jak i w "Achtung, Panzer!"

Czym nie jest "Achtung, Panzer!"

KW-1 - niespodzianka Stalina dla Europy,
najodporniejszy czołg świata
w początkach II wojny
... i pokaz możliwości pancerza:
żadne z tych trafień nie okazało się groźne.

Czołg zniszczyły samoloty niemieckie.
Przez lata trwania w charakterze legendy "Achtung, Panzer!" obrosło tyloma oczekiwaniami co do zawartości, że niektórym może się wydawać, że w publikacji z 1937 znajdą klucz do zrozumienia wojen z XXI wieku. No cóż... nie znajdą, za dużo nowych elementów się pojawiło. Guderian nie był prorokiem. Już w kilka lat po publikacji został wraz z całą armią niemiecką potężnie zaskoczony pojawieniem czołgów KW-1 i T-34, z których drugi był odporny na niemiecką broń ppanc na dystansach powyżej 100 metrów a pierwszy na wszystkich. Poza tym - nie zajmował się snuciem fantazji o przyszłej wojnie, tylko analizą możliwości broni pancernej i zasadami jej najlepszego wykorzystania. Wśród tych możliwości np. uważał taranowanie przeszkód za całkiem poważny środek bojowy, choć praktyka późniejsza pokazała, że to raczej sposób podróży na przełaj. Nie znał możliwości samolotów w zwalczaniu czołgów, chociaż już kilka lat później był to ważny element wojny pancernej, w którym do tego Niemcy pobili kilka istotnych rekordów zarówno jako ofiary ataku jak i atakujący.
Mówiąc inaczej: próbował wytyczać nowe szlaki i przybliżać problem laikom a nie przewidywać przyszłość.



Czym jest ta książka? – trwała wartość

Mark I - pierwszy czołg użyty bojowo, początek wszelkiej wiedzy
o nowej broni. Oszałamiająca prędkość 6 km/h i 5 ludzi zajętych wyłącznie kierowaniem.
Panzerkampfwagen I - podstawa
Panzerwaffe do 1940 roku
Większość dzieła Guderiana wypełniają analizy powiązań między techniką i losem żołnierzy na polu walki - pisane barwnym i obrazowym językiem, uzupełniane zdjęciami i mapami pozwalającymi zrozumieć cel opisywanej bitwy. Te analizy pisze uczestnik wydarzeń mający zarówno wiedzę z pierwszej linii jak i całościowy ogląd z poziomu sztabu. Dla osób zainteresowanych I wojną światową ta książka będzie bezcennym źródłem wiedzy, bowiem zajmuje się nie tylko czołgami ale bardziej: ludźmi. Opowiada, czym właściwie stało się pole bitwy, jak dzięki taniemu drutowi kolczastemu i saperce każdego żołnierza można zamienić cały kraj w nieprzebytą twierdzę bronioną ogniem ckm-ów, której w zasadzie nie da się przejść. Analizuje słabe i mocne punkty rozmaitych czołgów, co dla zainteresowanych historią techniki stanowi smakowity kąsek a dla nowicjuszy w tej dziedzinie - cenne uzupełnienie wiedzy, bynajmniej nie nudne! Pierwsze wozy bojowe przybierały fascynujące kształty, niczym wyobrażenie złotej rybki o metodach podróży po piachu... Dość powiedzieć, że zdjęcia tych wehikułów moja żona oglądała z wielką ciekawością, mimo, że czołgi nie interesują jej ani trochę.
T-80U - współczesny czołg podstawowy - broń o jakiej Guderian mógł tylko śnić
Wyjaśnia genezę rozmaitych formacji zmotoryzowanych, ich przeznaczenie, problemy z jakimi się spotykają - a wiele z tych problemów nie straciło aktualności od czasów Aleksandra Macedońskiego.
Ze względu na styl i jasność wypowiedzi zalicza się do klasyki literatury wojskowej i historycznej. Ze względu na potwierdzenie w praktyce wyłożonych w niej teorii ta książka jest zupełnym unikatem - mało który generał najpierw dał swoim przyszłym przeciwnikom teoretyczny wykład metody walki a następnie pokonał ich ściśle według zasad, które im przedstawił..
AH-64 Apache - bicz na czołgi
Saddama Husseina
To właśnie "Achtung, Panzer!" zawiera słynny pogląd głoszący, że głównym przeciwnikiem czołgu na polu walki jest czołg, a dopóki na polu walki są czołgi - nie można zajmować się niczym innym.
A-10 Thunderboldt II - samolot przeciwczołgowy: bomby, rakiety i siedmiolufowe działo 30mm zdolne do wystrzelenia 7000 pocisków na minutę
Sformułował go Guderian na podstawie wojny, w której czołgi jechały z prędkością niewiele większą niż szedł żołnierz z wyposażeniem, w której nie istniały armaty przeciwpancerne. Ogłosił w czasach gdy Wermacht posiadał czołgi dwuosobowe, uzbrojone w dwa karabiny maszynowe, z pancerzem chroniącym tylko przed bronią strzelecką... a i to nie każdą. Już kilka lat później pojawiły się armaty ppanc o kalibrach sięgających 100 mm, samoloty wyspecjalizowane w atakowaniu celów naziemnych, ręczne granatniki przeciwpancerne, jeszcze później helikoptery z rakietami kierowanymi, ręczne wyrzutnie rakiet, szybkie pojazdy zdolne do wystrzeliwania samonaprowadzających pocisków przeciwpancernych, miny przeciwpancerne... Dzisiejsze czołgi mają pancerze odpowiadające wytrzymałością warstwie stali o grubości metra, działa kalibru 120 mm czyli takiego, jaki w czasach Guderiana uważano za okrętowy, przebijają pancerną stalową płytę 80cm (czyli grubszą niż na superpancernikach z ostatniej wojny światowej), ważą po 70 ton i rozwijają prędkości do 70 km/g... Wydawać by się mogło, że wojna pancerna jest całkiem inna - i to prawda.
Kierowany pocisk przeciwpancerny,
który nawet z małej ciężarówki
zrobi skuteczny niszczyciel czołgów
Ale doświadczenia ostatnich wojen na Bliskim Wschodzie wciąż pokazują, że te wszystkie nowości nie potrafią w wojnie wyeliminować więcej niż 30% z pośród wszystkich zniszczonych czołgów. Ani nie potrafią wywalczyć zwycięstwa tam, gdzie są czołgi.
Guderian miał rację.

Dlaczego ta książka ma interesować ludzi nie lubiących czołgów?

To pytanie, które warto sobie zadać. Powodów znajdzie się sporo - wprawdzie książka Guderiana nie stawia laikom barier, niemniej jest to dzieło dość specjalistyczne a nie literackie.
Jednakże... dziełem literackim jest "Na Zachodzie bez zmian". Zaś "Achtung, Panzer!" opisuje właśnie świat, w jakim żyli i ginęli bohaterowie Remarque'a. I Hemingwaya, Faulknera i wielu innych. Przeczytanie plastycznych opisów warunków panujących w I wojnie światowej pomoże zrozumieć czym było "stracone pokolenie", jakie emocje rządziły społeczeństwami okresu międzywojennego... i czym kierowały się ówczesne rządy.
Walory poznawcze książki Guderiana wykraczają daleko poza zagadnienia związane z wojskiem. Ale jest też ona fantastyczną szkołą myślenia i analizy historycznych wydarzeń - w jednym z fragmentów autor opisuje, jak żywopłoty stały się przyczyną masakry pułku kawalerii, co zaowocowało klęską całego natarcia. W innych miejscach przedstawia, jakie znaczenie miały nawyki szkoleniowe i tradycja rodzajów broni dla podejmowanych działań.
W sumie - nikt kto przeczyta tę książkę - nie będzie żałował. "Szybki Heinz" Guderian pisał ją z zamiarem zdobycia zainteresowania laików. Wyznaczony cel osiąga w stylu, jakim prowadził kampanie wojenne.
To jedyny Blitzkrieg, za który można mu być wdzięcznym.



(POL)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz