Muszę się
przyznać, że do napisania recenzji tej książki zbierałem się
kilka miesięcy. W ogóle nie piszę zbyt szybko ale tym razem miałem
poważne powody. "Achtung,
Panzer!" Heinza Guderiana to książka-legenda... do niedawna
doskonale nieznana szerokim rzeszom czytelników. To nie jest
bezsensowna gra słów - przez kilkadziesiąt lat słyszał o niej
każdy zainteresowany bronią pancerną i większość
zainteresowanych II wojną. Jej autor był współtwórcą sukcesów
Panzerwaffe w czasie II wojny światowej, dowódcą pancernych rajdów
przez Polskę, Francję, Rosję... do tego oskarżanym (słusznie) o
zbrodnie wojenne... a równocześnie wybitnym znawcą teorii i
praktyki wojny pancernej, i poniekąd... twórcą Historii. O ile
mogę zrozumieć nienawiść do niego, to cieszę się że IW Erica
udostępnia polskiej publiczności jego najsłynniejszą
publikację... nawet
jeśli przy tej okazji trochę lekko potraktowano korektę.
Legenda i miejsce "Achtung, Panzer!" w historiiSpecyfika książki Guderiana polega na sposobie, w jaki funkcjonowała. Wydana w 1937 roku, kiedy niemieckie wojska pancerne dopiero co zostały powołane do życia, stała się hitem ze względu na profesjonalną analizę doświadczeń I wojny światowej, całkiem nowatorską koncepcję wojny z użyciem szybkich manewrów odmienną od lansowanej wówczas przez mocarstwa pancerne, a wreszcie jasny i przystępny wykład zrozumiały nawet dla laików (opowiadał o użyciu w walce potężnych maszyn w świecie, w którym mało kto miał samochód - sam Guderian kupił go sobie dopiero za honorarium z książki).
Legenda i miejsce "Achtung, Panzer!" w historiiSpecyfika książki Guderiana polega na sposobie, w jaki funkcjonowała. Wydana w 1937 roku, kiedy niemieckie wojska pancerne dopiero co zostały powołane do życia, stała się hitem ze względu na profesjonalną analizę doświadczeń I wojny światowej, całkiem nowatorską koncepcję wojny z użyciem szybkich manewrów odmienną od lansowanej wówczas przez mocarstwa pancerne, a wreszcie jasny i przystępny wykład zrozumiały nawet dla laików (opowiadał o użyciu w walce potężnych maszyn w świecie, w którym mało kto miał samochód - sam Guderian kupił go sobie dopiero za honorarium z książki).
Książka
ta oparła się na nieco wcześniejszych przemyśleniach Guderiana i
całego pokolenia oficerów, którzy na własne oczy oglądali klęskę
Niemiec w I wojnie światowej a później działali w warunkach
narzuconych przez traktat wersalski... Jak patrzyli na to
doświadczenie - najlepiej świadczy fakt, że Guderian nigdy nie
nazwał go inaczej niż "haniebny traktat".
Jego
warunki nie pozwalały im na posiadanie wojsk pancernych... co za tym
idzie - nikt nie oczekiwał powstawania tam jakichś cennych
przemyśleń na temat tej nowej wówczas broni. W istocie Niemcy
korzystali potajemnie z poligonów w ZSRR - nie mogło to zastąpić
manewrów własnej armii ale dawało materiał do przemyśleń.
Konstruktorzy pojazdów w największych niemieckich zakładach
zbrojeniowych w tajemnicy stale eksperymentowali z rozwiązaniami
przydatnymi w czołgach - pod nazwą Grosstraktorr i Leichttraktorr pojawiały się
co trochę rozmaite pojazdy, które z traktorem miały wspólne
gąsienice... a różniły się od niego np. opancerzeniem i
możliwością zabudowy uzbrojenia.
Grosstraktorr... zwraca uwagę pewna trudność w przyczepieniu narzędzi rolniczych |
Leichttraktorr - niemiecki produkt dla małych gospodarstw rolnych. Lufa służy do zwalczania niewielkich szkodników pól uprawnych. |
Ponadto
ograniczenia traktatowe co do wielkości armii zmuszały niemieckie
dowództwo do maksymalnego podnoszenia jakości wojska a równocześnie
do teoretycznego rozwiązywania problemów tak trudnych, jak obrona
Prus Wschodnich przed możliwą agresją 300-tysięcznej armii
polskiej z lotnictwem i pojazdami pancernymi, gdy cała Reichswera
liczyła sobie 100 tys. ludzi i kilkanaście samochodów
opancerzonych... Sytuację tę można opisać jako przymusową
bezczynność przy czasie na poszukiwania teoretyczne. Niemieccy
oficerowie przeprowadzali skomplikowane operacje na mapach, podczas
manewrów w terenie sprawdzali umiejętności praktyczne żołnierzy,
trenowali współpracę między rodzajami broni używając imitacji
czołgów - makiet z drewna i płótna ustawionych na... samochodzie osobowym lub czterech
rowerach...
Sztuka treningu z czołgami, gdy się ma stolarza zamiast czołgów... |
Zaś od żołnierzy wymagali poziomu umiejętności o
stopień wyższego... Gdy w 1936 rozpoczęto rozbudowę armii - po
prostu "starzy" żołnierze awansowali błyskawicznie
tworząc z małej Reichswery kadrę nowego Wehrmachtu.
Inaczej
mówiąc: inwestowali w jakość ludzi i przyszłość.
O
wynikach wykonanej wówczas pracy świat dowiadywał się w latach
1939-45 poznając na własnej skórze Blitzkrieg.
Niemieckie wojska pancerne dozwolone traktatem wersalskim |
Co
ciekawe - w Polsce publikacja Guderiana prawie nie wzbudziła
zainteresowania. Nasze dowództwo zapatrzyło się ślepo we
francuską koncepcję... skutkiem czego szczupłe siły
wykorzystaliśmy gorzej niż to było możliwe. Patrząc z
dystansu... w 2 lata trudno byłoby podjąć poważne przygotowania w
sytuacji, gdy Polska dopiero dźwigała się po Wielkim Kryzysie.
Niemniej jednak na powojenny odczyt "Achtung,
Panzer!" złożyło się również przekonanie, że mieliśmy
okazję skorzystać z odkrycia kart przez przyszłego przeciwnika,
który usłużnie opisał metodę, którą nas pokonał. To, razem z
klęską we Wrześniu '39 ustawiło książkę na pozycji dość
szczególnej. Ponadto po wojnie nie wznawiano jej, nie była też
obecna w zbyt wielu bibliotekach. Przez lata cytowana tylko we
fragmencikach, dostępna w niewielu miejscach i wyłącznie dla
niektórych... możliwość zapoznania się z tą książką w
czasach PRL dodawała splendoru!
Warto
też dodać, że najchętniej cytowano te uwagi Guderiana, które po
kilkudziesięciu latach nadal były aktualne, a ich autora otaczała
sława niezwykle skutecznego dowódcy broni pancernej. Wraz z
aktualnością tez Guderiana sprawiało to razem wrażenie, że
wygrywał, bo przewidywał zasady walki pancernej na kilkadziesiąt
lat naprzód... w aurze tajemnicy otaczającej jego książkę
wyrastał na postać nieco mityczną.
Kim był
"Szybki
Heinz"
Guderian?
Urodził się w 1888 roku w Chełmnie, w ówczesnych Prusach Wschodnich, w
rodzinie oficera. Poszedł w ślady ojca i warto w tym miejscu
wyjaśnić, czym w Prusach byli oficerowie cesarskiej armii - ich
pozycja wiązała się ściśle ze specyfiką królestwa pruskiego:
małe i początkowo biedne państwo, które dzięki posiadaniu
sprawnej armii (za dużej jak na własne możliwości gospodarcze)
zdołało zdominować i zjednoczyć Rzeszę Niemiecką. Pruską
świadomość narodową Wielki Fryc i jego następcy budowali w
oparciu o armię i oficerów, początkowo wywodzących się głównie
ze szlachty i stąd utożsamianych z nią. W zarządzaniu krajem
korzystali z doświadczeń administracji wojskowej... i szanowali swe
własne reguły, bo głównie od nich zależała egzystencja Prus. W
miarę przemian społecznych XIX wieku korpus oficerski się
zdemokratyzował ale prestiż społeczny pozostał. Oficerowie pruscy
uważali się za elitę narodu, stawiali sobie w związku z tym
bardzo wysokie wymagania... i umieli im sprostać. Pruski oficer był
nie tyle szkolony co wychowywany: wymagano od niego nie tylko iście
sportowej kondycji ale też inteligencji i maksymalnego zaangażowania
w służbę. Do tego obowiązywała go lojalność wobec kolegów i
odpowiedzialność za podwładnych... Chociaż z perspektywy naszych
stereotypów wydaje się to niezwykłe, ale miał wręcz obowiązek
samodzielnego i twórczego myślenia oraz konstruktywnej krytyki,
dopóki nie otrzymał rozkazu działania. Warto zdać sobie sprawę z
tego, że w dowodzeniu armią niemiecką w zasadzie nie stosowano
szczegółowych rozkazów ale raczej dyrektywy określające zadania,
ze swobodą doboru metod. Charakterystyczny dryl będący symbolem
pruskiego wojska stanowił tylko jedną z metod przygotowania do
służby, najprostszą, czysto zewnętrzną postać maksymalnej
dyscypliny stosowaną tylko dla ludzi o najmniejszym zakresie
obowiązków. Oficerowie czuli się zobowiązani do przejawiania
dyscypliny wewnętrznej, opartej o motywację płynącą z
patriotyzmu.
W
Polsce zazwyczaj wyśmiewamy się ze stereotypowego
kajzerowskiego podoficera, symbolu tępoty i ślepego
posłuszeństwa... ale ze specyficznych powodów: aby Polak zapoznał
się z lepszą stroną pruskiej dyscypliny - musiał zostać pruskim
patriotą... co dla ludzi związanych z naszą tradycją było raczej
mało prawdopodobne.
Kariera
oficerska oznaczała awans społeczny a pruscy oficerowie nadawali
styl niemieckiej armii na przestrzeni niemal 150 lat.
Heinz
Guderian zdobył staranne wykształcenie, służbę rozpoczął w
piechocie ale dość szybko trafił do jednostki łączności przy
sztabie, co dało mu możliwość obserwowania sytuacji na froncie i
mechanizmów stojących za klęską i powodzeniem. Kilkakrotnie brał
udział w walkach na froncie, pod Verdun i nad Marną. Zdobył tam
kilka wysokich odznaczeń za odwagę, doświadczenie bojowe i
przekonanie o wielkiej roli łączności, czołgów i współpracy
różnych rodzajów wojsk. Ze stanowiska w sztabie widział, jak
niemieckie oddziały miażdży pancerna przewaga Ententy, zdawał
sobie też sprawę, że tylko kapitulacja przegrywającej armii
uchroniła kraj przed najazdem - inaczej mówiąc: zasmakował
poczucia bezsilności... ale znał przynajmniej część przyczyn
klęski. Wielu frontowych oficerów i całe społeczeństwo
niemieckie nie rozumiało, dlaczego ich kraj został upokorzony aż
tak bardzo. Szok i przedłużający się kryzys gospodarczy sprawił,
że społeczeństwo niemieckie zaakceptowało Hitlera jako przywódcę,
który dzięki radykalnym posunięciom odbuduje utraconą potęgę.
Oficerowie, szczególnie ci wywodzący się z Prus Wschodnich, na
ogół byli sceptycznie nastawieni do NSDAP i jej hałaśliwego
przywódcy.
Stosunek
Heinza Guderiana do Adolfa Hitlera był dość skomplikowany i do
dzisiaj przedstawia się go na różne, nierzadko sprzeczne sposoby.
Jedni mówią o popieraniu Hitlera i hitlerowców, inni wskazują na
jawną krytykę fuhrera i wpadanie w niełaskę. Cóż, Guderian
uważał się przede wszystkim za niemieckiego patriotę. Idiotyczny
nieprofesjonalizm i mitomania, które stały za strategicznymi
decyzjami Hitlera, na pewno go drażniły, zwłaszcza gdy owocowały
marnowaniem życia młodych Niemców. Poza tym do obowiązków
pruskiego oficera należało ratowanie przełożonego przed błędami.
Ale Hitler był przywódcą, który głosił wielkość Niemiec i
stawiał ją sobie za cel. A temu celowi poświęcił się i
Guderian.
Z całą pewnością popierał Hitlera czynnie - podobnie jak większość Niemców. Po wojnie starał się pomagać dawnym hitlerowcom i uważał za niezawinioną krzywdę ich los (łagodny w porównaniu z tym, co sami spowodowali). I z całą pewnością trudno utożsamiać z typowym nazistą kogoś tak chłodno i precyzyjnie myślącego. Na ile przemawiały do niego rasowe pomysły Hitlera i spółki - nie wiemy. Wiadomo, że po odebraniu emerytur wojskowych żydowskim weteranom rozważał odejście z armii w geście protestu - mogło to być wywołane poczuciem koleżeńskiej wspólnoty, którą uważał za bardzo ważną dla honoru żołnierza. W swoich książkach nie zdradził zainteresowania tematyką rasistowską - prawdopodobnie w hitlerowskim ujęciu ten temat był mu obcy. Mnie osobiście wydaje się, że uważał Niemców za lepszą odmianę ludzi ale zgodnie z kodeksem honorowym pruskiego oficera, było to obowiązkiem a nie źródłem profitów. Z całą pewnością nie jest postacią łatwą w ocenie, zwłaszcza jeśli wiemy, że dowodzone przez niego armie dopuściły się wielu zbrodni wojennych - a on sam nigdy nie próbował tego ukrócić.
Z całą pewnością popierał Hitlera czynnie - podobnie jak większość Niemców. Po wojnie starał się pomagać dawnym hitlerowcom i uważał za niezawinioną krzywdę ich los (łagodny w porównaniu z tym, co sami spowodowali). I z całą pewnością trudno utożsamiać z typowym nazistą kogoś tak chłodno i precyzyjnie myślącego. Na ile przemawiały do niego rasowe pomysły Hitlera i spółki - nie wiemy. Wiadomo, że po odebraniu emerytur wojskowych żydowskim weteranom rozważał odejście z armii w geście protestu - mogło to być wywołane poczuciem koleżeńskiej wspólnoty, którą uważał za bardzo ważną dla honoru żołnierza. W swoich książkach nie zdradził zainteresowania tematyką rasistowską - prawdopodobnie w hitlerowskim ujęciu ten temat był mu obcy. Mnie osobiście wydaje się, że uważał Niemców za lepszą odmianę ludzi ale zgodnie z kodeksem honorowym pruskiego oficera, było to obowiązkiem a nie źródłem profitów. Z całą pewnością nie jest postacią łatwą w ocenie, zwłaszcza jeśli wiemy, że dowodzone przez niego armie dopuściły się wielu zbrodni wojennych - a on sam nigdy nie próbował tego ukrócić.
Heinz
Guderian względem swoich racji był tak uparty i nieustępliwy, że
w Sztabie Generalnym nazywano go Bykiem. Przydomek ten zmieniono mu
dopiero po gwałtownych rajdach pancernych przez Francję - koledzy
oficerowie uznali, że lepiej go charakteryzuje "Szybki Heinz".
Nie
da się ukryć, że Guderian odnosił się do Polski i Polaków wrogo
lub w najlepszym razie z pogardą. "Achtung, Panzer!"
zawiera kilka wzmianek trudnych do przełknięcia dla Polaka - o ile
jednak mamy skorzystać z jego wiedzy, trzeba oddzielić jego
uprzedzenia od opinii zawodowych.
Po
pierwsze pamiętajmy, że w wyniku powstania państwa polskiego
rodzinne miasto Guderiana znalazło się za granicą. Można się
domyślać, że łączyło się to z pewnymi familijnymi problemami,
gdyż jego kuzyni brali udział w wojnie 1939... w Wojsku Polskim
walcząc przeciw korpusowi Guderiana. Już choćby z tego powodu
patrzył na nas tak, jak potomkowie rodzin wysiedlonych z Kresów
patrzą na Rosjan.
Po
drugie, o czym coraz rzadziej chce się pamiętać naszym
historykom-politykom, w wyniku klęski 1918-tego państwa centralne
poniosły wielkie i trwałe straty terytorialne, gospodarcze i
ludnościowe. To co dla nas było odzyskaniem niepodległości po 123
latach zaborów, dla Niemców oznaczało utratę 10% ludności i 25%
przemysłu ciężkiego i wydobywczego. W dodatku węglem ze Śląska
odbitego Niemcom w trzech powstaniach płaciliśmy za nowoczesne
środki bojowe na wypadek wojny z Niemcami! Ani Heinz Guderian ani
żaden Niemiec zdrów na umyśle nie myślał przed wojną o Polsce i
Polakach bez zgrzytania zębów i chęci odwetu - ale, jak mawiają
Pasztunowie - nienawiść wrogów to komplement dla prawdziwego
wojownika. W kilkadziesiąt lat po wojnie możemy na ten problem
popatrzeć na chłodno i zobaczyć czy w swojej zgryźliwej ocenie
Wojska Polskiego z wojny polsko-bolszewickiej Guderian nie miał
trochę racji. Zwłaszcza, że z nami wygrywał. Kiedy Guderian
pisze, że Wojsko Polskie w wojnie z bolszewikami było miernie
dowodzone, to niestety... miał do tego podstawy. Nasze zwycięstwo w
tej wojnie polegało na uratowaniu się w ostatniej chwili na naszym
terytorium, po utracie dużych ilości sprzętu i wszystkich
początkowych zdobyczy. A w świetle programu "Achtung,
Panzer!" można łatwo się domyślić, w czym Guderian upatrywał
kardynalnych błędów.
Jak
jeszcze można dopełnić portret "Szybkiego Heinza"? Otóż
był znakomitym nauczycielem historii wojskowości i taktyki, czym
zajmował się w początku lat 30-tych. Cenili go jego
uczniowie-oficerowie mimo, że późniejsze dokonania zepchnęły na
bok ten jego talent. Warsztat pisarski, zacięcie popularyzatora i
wykładowcy oraz gawędziarską pasję widać zarówno we
"Wspomnieniach żołnierza" jak i w "Achtung,
Panzer!"
Czym
nie jest "Achtung, Panzer!"
KW-1 - niespodzianka Stalina dla Europy, najodporniejszy czołg świata w początkach II wojny |
... i pokaz możliwości pancerza: żadne z tych trafień nie okazało się groźne. Czołg zniszczyły samoloty niemieckie. |
Mówiąc
inaczej: próbował wytyczać nowe szlaki i przybliżać problem
laikom a nie przewidywać przyszłość.
Czym jest ta
książka? – trwała
wartość
Mark I - pierwszy czołg użyty bojowo, początek wszelkiej wiedzy o nowej broni. Oszałamiająca prędkość 6 km/h i 5 ludzi zajętych wyłącznie kierowaniem. |
Panzerkampfwagen I - podstawa Panzerwaffe do 1940 roku |
Większość
dzieła Guderiana wypełniają analizy powiązań między techniką i
losem żołnierzy na polu walki - pisane barwnym i obrazowym
językiem, uzupełniane zdjęciami i mapami pozwalającymi zrozumieć
cel opisywanej bitwy. Te analizy pisze uczestnik wydarzeń mający
zarówno wiedzę z pierwszej linii jak i całościowy ogląd z
poziomu sztabu. Dla osób zainteresowanych I wojną światową ta
książka będzie bezcennym źródłem wiedzy, bowiem zajmuje się
nie tylko czołgami ale bardziej: ludźmi. Opowiada, czym właściwie
stało się pole bitwy, jak dzięki taniemu drutowi kolczastemu i
saperce każdego żołnierza można zamienić cały kraj w
nieprzebytą twierdzę bronioną ogniem ckm-ów, której w zasadzie
nie da się przejść. Analizuje słabe i mocne punkty rozmaitych
czołgów, co dla zainteresowanych historią techniki stanowi
smakowity kąsek a dla nowicjuszy w tej dziedzinie - cenne
uzupełnienie wiedzy, bynajmniej nie nudne! Pierwsze wozy bojowe
przybierały fascynujące kształty, niczym wyobrażenie złotej
rybki o metodach podróży po piachu... Dość powiedzieć, że
zdjęcia tych wehikułów moja żona oglądała z wielką
ciekawością, mimo, że czołgi nie interesują jej ani trochę.
T-80U - współczesny czołg podstawowy - broń o jakiej Guderian mógł tylko śnić |
Wyjaśnia
genezę rozmaitych formacji zmotoryzowanych, ich przeznaczenie,
problemy z jakimi się spotykają - a wiele z tych problemów nie
straciło aktualności od czasów Aleksandra Macedońskiego.
Ze względu na styl i jasność wypowiedzi zalicza się do klasyki literatury wojskowej i historycznej. Ze względu na potwierdzenie w praktyce wyłożonych w niej teorii ta książka jest zupełnym unikatem - mało który generał najpierw dał swoim przyszłym przeciwnikom teoretyczny wykład metody walki a następnie pokonał ich ściśle według zasad, które im przedstawił..
AH-64 Apache - bicz na czołgi Saddama Husseina |
To
właśnie "Achtung, Panzer!" zawiera słynny pogląd
głoszący, że głównym przeciwnikiem czołgu na polu walki jest
czołg, a dopóki na polu walki są czołgi - nie można zajmować się niczym innym.
A-10 Thunderboldt II - samolot przeciwczołgowy: bomby, rakiety i siedmiolufowe działo 30mm zdolne do wystrzelenia 7000 pocisków na minutę |
Sformułował
go Guderian na podstawie wojny, w której czołgi jechały z
prędkością niewiele większą niż szedł żołnierz z wyposażeniem, w
której nie istniały armaty przeciwpancerne. Ogłosił w czasach gdy
Wermacht posiadał czołgi dwuosobowe, uzbrojone w dwa karabiny
maszynowe, z pancerzem chroniącym tylko przed bronią strzelecką...
a i to nie każdą. Już kilka lat później pojawiły się armaty
ppanc o kalibrach sięgających 100 mm, samoloty wyspecjalizowane w
atakowaniu celów naziemnych, ręczne granatniki przeciwpancerne,
jeszcze później helikoptery z rakietami kierowanymi, ręczne
wyrzutnie rakiet, szybkie pojazdy zdolne do wystrzeliwania
samonaprowadzających pocisków przeciwpancernych, miny
przeciwpancerne... Dzisiejsze czołgi mają pancerze odpowiadające
wytrzymałością warstwie stali o grubości metra, działa
kalibru 120 mm czyli takiego, jaki w czasach Guderiana uważano za
okrętowy, przebijają pancerną stalową płytę 80cm (czyli grubszą niż na superpancernikach z ostatniej wojny światowej), ważą po 70 ton i rozwijają prędkości do 70 km/g...
Wydawać by się mogło, że wojna pancerna jest całkiem inna - i to
prawda.
Kierowany pocisk przeciwpancerny, który nawet z małej ciężarówki zrobi skuteczny niszczyciel czołgów |
Ale
doświadczenia ostatnich wojen na Bliskim Wschodzie wciąż pokazują,
że te wszystkie nowości nie potrafią w wojnie wyeliminować więcej
niż 30% z pośród wszystkich zniszczonych czołgów. Ani nie
potrafią wywalczyć zwycięstwa tam, gdzie są czołgi.
Guderian
miał rację.
Dlaczego
ta
książka
ma interesować
ludzi nie lubiących
czołgów?
To
pytanie, które warto sobie zadać. Powodów znajdzie się sporo -
wprawdzie książka Guderiana nie stawia laikom barier, niemniej jest
to dzieło dość specjalistyczne a nie literackie.
Jednakże...
dziełem literackim jest "Na Zachodzie bez zmian". Zaś
"Achtung, Panzer!" opisuje właśnie świat, w jakim żyli i ginęli
bohaterowie Remarque'a. I Hemingwaya, Faulknera i wielu innych.
Przeczytanie plastycznych opisów warunków panujących w I wojnie
światowej pomoże zrozumieć czym było "stracone pokolenie",
jakie emocje rządziły społeczeństwami okresu międzywojennego...
i czym kierowały się ówczesne rządy.
Walory
poznawcze książki Guderiana wykraczają daleko poza zagadnienia
związane z wojskiem. Ale jest też ona fantastyczną szkołą
myślenia i analizy historycznych wydarzeń - w jednym z fragmentów
autor opisuje, jak żywopłoty stały się przyczyną masakry pułku
kawalerii, co zaowocowało klęską całego natarcia. W innych
miejscach przedstawia, jakie znaczenie miały nawyki szkoleniowe i
tradycja rodzajów broni dla podejmowanych działań.
W
sumie - nikt kto przeczyta tę książkę - nie będzie żałował.
"Szybki Heinz" Guderian pisał ją z zamiarem zdobycia
zainteresowania laików. Wyznaczony cel osiąga w stylu, jakim
prowadził kampanie wojenne.
To
jedyny Blitzkrieg, za który można mu być wdzięcznym.
(POL)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz