niedziela, 20 kwietnia 2014

Czar zapachów - Piotr Olszówka, Nana





Zachciało mi się kawy przy pracy. Kiedy przechodziłem przez drugi pokój, Nana przewróciła się brzuszkiem do góry i z miną absolutnie bezbronną zawołała:
- Nie bij mnie! Jestem malutka!
Kamień by się popłakał na ten widok. Nogi pode mną zmiękły i klapnąłem obok na dywan. Zgodnie z psimi zasadami powinienem ją polizać po mordce i piszczeć ale nie zszedłem aż tak na psy. Dlatego posmerałem biedną psinę po gardełku i spróbowałem uspokoić:
- Przecież wszystko jest w porządku, jesteś w domu, nikt cię tu nie skrzywdzi...
- A kto mnie tak okrutnie wykąpał? - popatrzyła z wyrzutem.
Nie ja, ale nie zamierzałem uciekać od odpowiedzialności. Ostatecznie pilnowałem, żeby nie uciekła z kabiny prysznicowej...
- Nie trzeba było tarzać się w krecie. Albo mogłaś znaleźć takiego świeżego... Musieliśmy cię wykąpać. Okropnie śmierdziałaś.
- Wcale nie śmierdziałam. To były perfumy. Przecież nie mogę być taka nieatrakcyjna... - Zmieniła pozycję na bardziej kokieteryjną - To był Naturalny Zapach Polny.
- No... ale w zbyt dużym stężeniu. - Nie chciałem sugerować jej, że nie tolerujemy jej gustu.
- E, tam w za dużym. - Nana poczuła się pewniej i postanowiła polemizować.



Dla podkreślenia wagi swoich argumentów wierciła się przez chwilę leżąc na plecach. - Nie macie węchu.
- Niestety mamy. I bardzo tego pożałowaliśmy. Samego kreta jakoś z trudem można było przez chwilę wytrzymać, ale jak dołożyłaś do niego te gnijące bagienne rośliny z potoku, to już było za dużo.
- To element tonizujący. Letnia Trzcina. Bez żadnej chemii ani konserwantów. Naturalny i trwały. - nadal kokosiła sie na plecach. Samo wspomnienie tych wszystkich perfum ją podkręciło.
- Dało się zauważyć, że trwały. Praliśmy koc z samochodu a i tak zalatuje.
- To po co praliście?
- Żeby nie zalatywał. Okropnie śmierdział... bagienko zmieszane z ze zdechłym kretem... na mokrym psie... ledwie dojechałem do domu.



- Wcale nie. To był bardzo atrakcyjny zapach. Wiesz, że pieski na osiedlu nie mogą tak pachnieć? Wszystkie by mi zazdrościły! A wy to zepsuliście...
- Pieski mogą sobie pachnieć jak chcą...
- No właśnie nie mogą! Wykąpaliście mnie! To jak mam sobie pachnieć? Szamponem? - Wpadła mi w słowo i aż kichnęła na samo wspomnienie.
- ... dopókie nie przeszkadzają innym.
- Mój zapach nikomu nie przeszkadzał. I na pewno spodobałby się wszystkim w promieniu kilometra.
Było całkiem możliwe, że w promieniu kilometra wyczułby ją każdy pies a nas kląłby każdy człowiek w kamienicy i okolicy.
- Nanusia... - pogłaskałem psie ucho - okropnie śmierdziałaś. Nie dało się tego wytrzymać.



- To nie mogę używać perfum? - przybrała zasmucony wyraz uszu - A Ilonka może?
- Ilonka nigdy nie wytarzała się w gnojówce. Ani w nadgniłym bażancie.
To ostatnie zdanie było całkowicie niepotrzebne. Nana przypomniała sobie swój największy zapachowy wyczyn sprzed dwóch lat. Zrobiła całkiem nieprzytomne z zachwytu oczy i z lubością zaczęła tarzać się po dywanie. Pogłaskałem ją po brzuszku żeby oprzytomniała.
- Myślisz, że ten bażant jeszcze tam jest?
- NIE!!!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz